Informacje, że Piszczek namawiał kolegę z zespołu do zrzutki na łapówkę i kupienia meczu, są dla mnie nowe - mówi Jędrych. - W momencie orzekania kary mieliśmy tylko prokuratorski akt oskarżenia i ogólną wiedzę o sprawie. Niestety, nie udało nam się przesłuchać Piszczka, gdyż nie stawił się na posiedzenie Wydziału Dyscypliny, mimo że wzywaliśmy go dwa, może trzy razy. Przysłał tylko oświadczenie, w którym przyznawał się do winy, wyrażał skruchę i prosił o jak najniższy wymiar kary. Obecne informacje zmieniają obraz zdarzeń. Piszczka powinna spotkać wyższa kara.
Kilka dni temu blog "Piłkarska Mafia" opublikował szczegóły zeznań, jakie obrońca Borussii Dortmund złożył we wrocławskiej prokuraturze. Przyznał, że w 2006 r., będąc piłkarzem Zagłębia Lubin, uczestniczył w spotkaniu kilku graczy swojej drużyny, na którym zdecydowano o zrzutce na łapówkę dla piłkarzy Cracovii. By awansować do europejskich pucharów, Zagłębie musiało zdobyć w tym meczu przynajmniej punkt. Jeden ze starszych piłkarzy poprosił Piszczka, by do udziału w zrzutce na łapówkę namówił innego zawodnika Zagłębia Grzegorza Bartczaka.
"(...) Rozmawiałem z Grześkiem Bartczakiem, powiedziałem mu, że jest propozycja remisu ze strony Cracovii i trzeba wyłożyć na ten cel pieniądze dla zawodników tej drużyny. Grzesiek się zgodził i miał przynieść te pieniądze" - zeznawał Piszczek w prokuraturze. W sumie piłkarze Zagłębia zebrali 100 tys. zł, mecz zakończył się wynikiem 0:0, tak jak ustalono przed rozpoczęciem gry.
W 2009 r. Piszczek zgłosił się do wrocławskiej prokuratury i przyznał do udziału w ustawieniu meczu. Sąd ukarał go rocznym więzieniem z zawieszeniem na trzy lata, 100 tys. zł grzywny oraz zwrot 48 tys. zł premii za awans do europejskich pucharów. W wywiadach Piszczek niechętnie opowiadał o sprawie, a kiedy to robił, pomniejszał swoją rolę w korupcji.
"Byłem młodym zawodnikiem, zależało mi, by mieć miejsce w drużynie, by funkcjonować w grupie. Nie życzę żadnemu młodemu piłkarzowi, żeby kiedykolwiek znalazł się w takiej sytuacji jak ja wtedy. Starzy wydają polecenie, a młody ma wybór: albo gram z nimi, albo przeciwko nim" - opowiadał w 2011 r. w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego".
Rzecznik dyscyplinarny PZPN wnioskował o karę dyskwalifikacji Piszczka, ale w zawieszeniu. Wydział Dyscypliny w lipcu 2011 r. zdecydował o półrocznej bezwzględnej dyskwalifikacji reprezentanta Polski.
O materiały ze śledztwa do wrocławskiej prokuratury występował rzecznik dyscyplinarny PZPN Wojciech Petkowicz. - Nie pamiętam dokładnie, jakie materiały wówczas otrzymałem, ale na pewno nie było w nich wyjaśnień Piszczka - zaznacza Petkowicz. - Zawodnik stawił się do mnie na przesłuchanie, ale nic nie wspominał o tym, że namawiał innego gracza Zagłębia do kupieniu meczu. Oczywiście, że mając tę wiedzę, mógłbym go surowiej ukarać. Widać, że Piszczek nie był biernym uczestnikiem korupcji, ale jednym z inicjatorów zdarzenia. Za takie zachowanie kara jest wyższa - podkreśla.
Początkowo zawodnik pogodził się z wyrokiem i nie chciał się odwoływać. Zrezygnował nawet z gry w reprezentacji. Później zmienił jednak zdanie i odwołał się do Związkowego Trybunału Piłkarskiego. Ostatecznie ten nałożył na gracza Borussii karę roku dyskwalifikacji w zawieszeniu na trzy lata. Miał też wpłacić 150 tys. zł na dowolnie wybrany dom dziecka w Polsce.
Dziś Piszczka dodatkowa kara za ujawnione zeznania nie spotka, bo wyrok w tej sprawie jest prawomocny. - Nie można nikogo karać dwa razy za to samo przewinienie - podkreśla Jędrych. - Pozostaje jedynie wymiar etyczny i moralny zdarzenia. To zawsze można ocenić.
Selekcjoner reprezentacji Franciszek Smuda i odpowiedzialny w kadrze za kontakty z mediami Tomasz Rząsa nie chcieli wypowiadać się na ten temat. Szef PZPN Grzegorz Lato nie odbierał telefonu.
Niekończące się wybryki Małeckiego. Jak długo wytrzyma Wisła?