Dlaczego nienawidzimy LeBrona i Cristano? Dyskutuj na naszym profilu facebookowym
W czwartek wieczorem na Stadionie Narodowym w Warszawie Cristiano Ronaldo zagrał kolejny świetny mecz. Jego zwycięski gol wprowadził Portugalię do półfinału Euro 2012. Kilka dni wcześniej w kluczowym meczu z Holandią Ronaldo też zagrał kapitalnie, strzelił dwa gole. Ale i w Polsce, i na Ukrainie miejscowa publiczność traktowała go gwizdami. Polacy nazywają go też - pogardliwie - "Krystyną".
Na Ukrainie powitano go okrzykami "Messi, Messi!", w założeniu złośliwym przypomnieniem, że to argentyńska gwiazda Barcelony, a nie Portugalczyk z Realu Madryt jest najlepszym piłkarzem świata. Ten "Messi, Messi!" zaczyna Ronaldo prześladować, słyszy go na stadionach w Hiszpanii, Włoszech, Anglii, na lotniskach w Bośni, Niemczech, Francji.
Jakieś zawirowanie kosmicznego kalendarza sportowego chciało, że dosłownie 6 godzin po świetnym występie Ronaldo - w piątek nad ranem czasu polskiego - na Florydzie LeBron James zdobył swoje pierwsze mistrzostwo NBA. W decydującym meczu tak jak Ronaldo zagrał kapitalnie. Zdobył tzw. triple-double, miał 26 punktów, 13 asyst i 11 zbiórek. Został oczywiście wybrany najlepszym zawodnikiem finałów NBA. Wszelkie sondy internetowe, wywiady z kibicami, głosy komentatorów wskazywały, że kibice w całej Ameryce ściskali w tym meczu kciuki za zespół Oklahoma City Thunder, przeciw Miami Heat. Przeciw LeBronowi Jamesowi.
Są w tej chwili na szczycie sportowego świata, nie ma gwiazd, o których mówi się więcej. Piłkarz Cristiano Ronaldo i koszykarz LeBron James, przedstawiciele dwóch najpopularniejszych dyscyplin globu, w ostatnich dniach przełamali własne bariery, wznieśli się na wyżyny możliwości, w najważniejszych meczach swoich karier byli bezdyskusyjnie najlepsi.
Ale czy coraz lepszą grą, kolejnymi sukcesami, doprowadzą do zamknięcia strony internetowej "I Hate LeBron James"? Uciszą gwizdy i okrzyki "Messi, Messi"? Wątpliwe.
Dlaczego Ronaldo i James są tak nienawidzeni?
Są praktycznie równolatkami, dzieli ich 37 dni. I James (urodzony 30 grudnia 1984 roku), i Ronaldo (5 lutego 1985) stali się sławni jako nastolatkowie. Pierwszy znalazł się na okładce "Sports Illustrated" zanim skończył 18 lat, drugi był niewiele starszy, gdy zadebiutował w wielkim Manchesterze United.
Gwiazdami NBA i Ligi Mistrzów zostali błyskawicznie. Świetny poziom gry utrzymują od wielu lat. Zmienili kluby na najbardziej gwiazdorskie (Miami Heat, Real Madryt). Kupiony za 95 mln euro Ronaldo stał się w 2009 roku najdroższym piłkarzem świata, James poza boiskiem zarabia 53 mln dol. rocznie.
Nienawiść do nich postępuje wraz ze wzrostem osiągnięć, sławy, zarobków.
Wobec Ronaldo zaczęła się od jego symulowania na boisku. Na YouTube jest kilka dłuższych filmików z boiskowymi oszustwami Portugalczyka, który już w angielskiej Premier League padał jak ścięty nawet wtedy, gdy obrońca go nie faulował. Symulantem nazwał go nawet Jose Mourinho, który potem - już jako trener Realu z Ronaldo w składzie - zaczął się z tego stwierdzenia wycofywać.
Ronaldo zaczął się skarżyć. Brytyjczycy byli wstrząśnięci, gdy w ćwierćfinale mistrzostw świata w 2006 roku, w meczu z Anglią, Portugalczyk przebiegł 40 metrów do sędziego, by domagać się czerwonej kartki dla Wayne'a Rooney'a, kolegi z Manchesteru United. Anglik został wyrzucony z boiska za podeptanie jednego z rywali, a kamery wychwyciły, jak Ronaldo cwaniacko mruga do kolegów na ławce rezerwowej.
Ronaldo oszukiwał, skarżył się, a sam płakał. Portugalczyk ryczał w 2004 roku po przegranym finale Euro z Grecją, łzy w oczach miewał po kolejnych spektakularnych porażkach. Naturalny odruch przegranego sportowca, dla przeciwników Ronaldo stał się dla wielu kolejnym dowodem jego hipokryzji.
Kiedy Portugalczyk wyrósł z symulowania, zaczął denerwować buńczuczną postawą. Przed rzutami wolnymi, które wykonuje znakomicie, przyjmował postawę pewnego siebie rewolwerowca - rozstawione nogi i ręce świerzbiące do sięgnięcia do kolby odbierano jako nachalne zwracanie na siebie uwagi.
- Gwiżdżą na mnie, bo mi zazdroszczą. Jestem przystojny, bogaty i świetnie gram w piłkę - powiedział kiedyś o kibicach Ronaldo dolewając oliwy do ognia. A niewykluczone, że miał wówczas brylantowe kolczyki w uszach, żel na modnie ułożonej fryzurze, w ręku gazetę ze swoimi zdjęciami w objęciach modelek, a za sobą tabun piszczących nastolatek.
- Wszyscy ci, którzy chcieli, żebym przegrał, jutro będą żyli tym swoim dotychczasowymi problemami. A ja dalej będę egzystował na tym samym poziomie i będę robił rzeczy, na które mam ochotę - powiedział po przegranym finale w 2011 roku LeBron James. Gdyby przypisać ten cytat Ronaldo, też pasowałby jak ulał...
Tęskniąca za następcą Michaela Jordana firma Nike zrobiła z LeBrona wybrańca jeszcze zanim trafił do NBA. "Wszyscy jesteśmy świadkami" - głosił slogan reklamowy, w który koszykarz uwierzył. Sam stał się jego niewolnikiem.
Ale do czwartku nie było czego doświadczać - James przegrywał najważniejsze mecze, do czwartku w amerykańskiej kulturze zwycięzców był nikim.
Nienawiść do Jamesa rosła wolniej, ale wybuchła gwałtowniej - w 2010 roku. Po kolejnym przegranym sezonie LeBron się poddał - nie przedłużył kontraktu z macierzystymi Cleveland Cavaliers, odebrał klubowi możliwość wymiany siebie za innych zawodników, a decyzję o odejściu ogłosił na antenie ESPN w specjalnie wyreżyserowanym programie.
Słowa o "przenoszeniu talentów na plaże Florydy" przeszły do słownika popkultury tak, jak termin "Decyzja". James w Miami stworzył ligową drużynę marzeń z dwoma innymi gwiazdorami i zanim wyszedł na parkiet, zapowiedział zdobycie hurtowej ilości tytułów.
Argument, że Michael Jordan przegrywał, ale w końcu doprowadził "swoich" Chicago Bulls na szczyt, a James w Cleveland stchórzył, powtarzano do znudzenia. Ale kiedy rok temu Heat przegrali w finale z Dallas Mavericks, a LeBron znikał w kluczowych momentach spotkań, wyszydzanie jego osoby sięgnęło zenitu.
Ale USA podzieliły się już wcześniej, zaraz po transferze do Miami. Właściciel Cavaliers Dan Gilbert w otwartym liście nazwał Jamesa tchórzem, zdrajcą, egoistą i narcyzem. W Cleveland palono jego kukły, z wieżowców zrzucano reklamy. To wtedy powstała uaktualniana do dziś strona Ihatelebronjames.com.
Miami Heat stał się najbardziej nielubianym klubem w Ameryce, w tegorocznym finale, według internetowych sond, kibicowała mu tylko Floryda i stan Waszyngton, skąd cztery lata temu wynieśli się dzisiejsi Oklahoma City Thunder - finałowi rywale Jamesa.
- Jest krytykowany za wszystko, nawet wtedy, kiedy wykonuje dobre podanie, ale kolega z drużyny pudłuje - mówi o Jamesie Doc Rivers, trener Boston Celtics. - Nie znam sportowca, który byłby pod taką presją obserwatorów.
Ronaldo też długo nie wytrzymywał presji ważnych spotkań - i w Manchesterze, i w Realu, i w reprezentacji Portugalii zdarzało się, że był bezsilny. A kiedy był bezsilny, wpadał w amok. Prezentował sztuczki, utrudniał sobie najprostsze zagrania, irytował grą i zachowaniem, spirala niechęci się nakręcała.
Niechęć, momentami wręcz nienawiść do Ronaldo, nakręca też wielki podział wśród fanów - nawet niedzielni kibice dzielą się na tych, którzy lubią Barcelonę lub Real. Czyli Lionela Messiego lub Cristiano Ronaldo.
W zestawieniu dwóch najlepszych obecnie piłkarzy świata Messi utożsamia dobro. Jest mały, cichy, brzydki, skryty i skromny jak bohater bajki, który na końcu żeni się z królewną. Ronaldo to zło - wysoki, przystojny, odkrywający życie prywatne, obnoszący się z bogactwem rycerz, który ginie w paszczy smoka.
Ale dzisiaj to oni są na szczycie - Cristiano Ronaldo, najlepszy jak na razie piłkarz Euro oraz LeBron James, którego zapomniany już nieco przydomek "Król" ma wreszcie rację bytu.
Wygraj piłkę którą Ronaldo ostrzeliwał słupki! Weź udział w konkursie!