Euro 2012: Harry I Angielski

Urodził się, by prowadzić reprezentację. Poruszyłbym niebo i ziemię, by go zatrudnić - mówi sławny przed laty napastnik Alan Shearer. Dlaczego wyspiarze uważają, że Harry Redknapp to najlepszy kandydat na selekcjonera?

W 1977 r. nawet białe klify w hrabstwie Kent domagały się, by selekcjonerem Anglików został Brian Clough. Szefowie federacji uznali jednak, że zatrudnienie znanego z niewyparzonej gęby i kłótni z przełożonymi szkoleniowca jest zbyt ryzykowne.

Od środowej rezygnacji Fabia Capello, kibice, dziennikarze i eksperci żądają, by jego następcą został Redknapp. Trudno byłoby znaleźć futbolowy autorytet, który go jeszcze nie namaścił. Na Twitterze szkoleniowca Tottenhamu poparli napastnik Wayne Rooney i stoper Rio Ferdinand. Michael Owen pisał, że nie zna nikogo, komu ten pomysł by się nie podobał. - Rozumie piłkarzy, a piłkarze rozumieją jego. To idealne połączenie - mówi Shearer, były kapitan drużyny "Trzech Lwów".

Federacja ogłosiła, że 29 lutego, w sparingu z Holandią, Anglików poprowadzi asystent Capello Stuart Pearce. I że nie wyklucza ściągnięcia kolejnego fachowca zza granicy. Redknapp ogłosił, że do końca sezonu zostanie na White Hart Lane, nie chce też słyszeć o łączeniu pracy w klubie z kadrą. Ale jeśli nie pojedzie z rodakami na Euro 2012, sensacja będzie nie mniejsza niż 35 lat temu.

Ganso? Pierwsze słyszę

- Nie wiem, co bym zrobił bez futbolu, nigdy niczym innym się nie interesowałem - mówi 65-letni szkoleniowiec. Piłkę kopał bez sukcesów, na ławce pierwszy raz usiadł 29 lat temu. Kiedy w debiucie jego Bournemouth przegrało 0:9, myślał, że pierwszy raz będzie ostatnim.

Przez trzy dekady podniósł tylko jedno trofeum - puchar kraju z Portsmouth, ale zapracował na opinię najlepszego trenera z angielskim paszportem w Premier League. Zapracował solidnie. Od trzech lat wychodzi z domu o 5.30 rano i jedzie 200 km do centrum treningowego stołecznego Tottenhamu. - Czasami wyjeżdżam o 3 rano. Docieram o piątej i słucham radia w samochodzie, bo otwierają dopiero o siódmej - mówi Redknapp.

Gdy przyjmował ofertę Tottenhamu, mówił, że to jego ostatnia szansa w wielkim klubie. Po półtora roku grał z londyńczykami w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, w tym sezonie jego zespół usadowił się na podium, wyprzedzają go tylko zespoły z Manchesteru.

Na White Hart Lane udowodnił, że potrafi pracować z gwiazdami (także zza granicy), że jego metody sprawdzają się nie tylko na prowincji. Jego asystent Kevin Bond mówi, że największą zaletą pryncypała jest umiejętność wynajdywania i zarządzania podwładnymi.

Dziś wszyscy domagają się oddania mu reprezentacji, bo wydaje się idealnym kandydatem, by rozwiązać jej największy problem.

Przez ostatnie lata powołanie wywoływało bowiem u angielskiego piłkarza ból głowy i problemy z żołądkiem. Kadrowiczów zżerała presja mediów i kibiców domagających się sukcesu na wielkim turnieju.

Jamie Carragher opowiadał, że zawodnicy boją się grać w reprezentacji, bo po każdym błędzie są masakrowani. - W klubie nigdy nie będziesz tak krytykowany, poza tym następny mecz grasz za kilka dni. Gdy pomylisz się w reprezentacji, możesz czekać na występ miesiącami - mówił obrońca Liverpoolu.

Gary Neville również pisał, że reprezentanci Anglii są permanentnie przestraszeni, a przyjeżdżanie na zgrupowania nazwał "straszną stratą czasu".

Paul Scholes narzekał, że drużyna jest podzielona, a piłkarze ze słabszych klubów nie myślą o sukcesie reprezentacji. Zależy im tylko na wypromowaniu się i transferze do lepszego zespołu.

Redknapp to człowiek, który potrafi piłkarzy zmobilizować i sprawić, by zapomnieli o presji, cieszy go, gdy "biegają z uśmiechem na ustach". - Dzień w dzień powtarza, że możesz wygrać z każdym, aż zaczynasz w to wierzyć. To szczery chłop. Jeśli zagrałeś g*** mecz, na pewno to od niego usłyszysz - mówi Peter Crouch, napastnik, którego Redknapp trzy razy kupował i dwa razy sprzedawał. Były reprezentant Paul Gascoigne twierdzi, że każdy chciałby dla niego grać.

Bo każdego angielskiego piłkarza Redknapp zna. Wielu wychował, z kilkoma pracował, wszystkich widział, gdy ci ledwie odrośli od ziemi. Gdy po boiskach Premier League zaczyna biegać rewelacyjny nastolatek, trener Tottenhamu opowiada anegdotę ze sparingu dzieci, rozegranego kilka lat wcześniej, gdy zobaczył go po raz pierwszy. Do dziś lubi oglądać mecze juniorów.

O tych kopiących piłkę na południe od Dover wie mniej. Niedawno zaskoczył dziennikarzy, wciskających mu do klubu Ganso, gdy wyznał, że nigdy o nim nie słyszał. A 23-letni rozgrywający Santosu to jeden z najbardziej rozchwytywanych brazylijskich piłkarzy...

Niech zacznie, k***, biegać

- Czuję się, jakbym znów grał na ulicy. W Tottenhamie nie ma długich i nudnych przemów taktycznych, które w Realu Madryt były normą. W szatni mamy tablicę, ale Harry z niej nie korzysta. 20 minut przed meczem mówi: grasz na lewej albo prawej stronie, pracuj ciężko, ciesz się grą i pokaż kibicom wszystko, co masz najlepszego. Obrońcy słyszą też, kogo mają pilnować przy stałych fragmentach. I to wszystko - mówił niedawno Rafael van der Vaart.

Kiedyś w przerwie Redknapp stanął przed tłumaczem Romana Pawluczenki (Rosjanin angielskiego nie rozumiał) i kazał przekazać napastnikowi, by "zaczął, k***, biegać".

Trener Tottenhamu z opinią taktycznego abnegata nie walczy, on ją pielęgnuje. Nie lubi rozmów o formacjach i strategii, twierdzi, że 90 procent sukcesu zależy od piłkarzy.

W świecie pełnym trenerów analizujących każdy oddech zawodników w skomplikowanych programach komputerowych Redknapp to technofob. Ostatnio zeznawał przed sądem, że nie potrafi uruchomić laptopa, nie korzysta z maila, nigdy nie wysłał faksu i SMS-a. - Moim życiem zarządza księgowy, ja bazgram jak dwuletnie dziecko, nie potrafię nawet napisać listu.

Zarzucano mu uchylanie się od płacenia podatków. Na początku poprzedniej dekady pracował w Portsmouth i miał przyjąć 295 tys. dol. od właściciela Milana Mandarica. Sąd twierdził, że była to prowizja od transferów zawodników, oskarżeni tłumaczyli, że przelewy nie miały nic wspólnego z futbolem. Mandaric przesyłał pieniądze na założone w Monako konto "Rosie 47" (kombinacja roku urodzenia trenera i imienia jego buldoga). Gdyby został skazany, na pracę z reprezentacją nie miałby szans. Po uniewinnieniu przyznał, że sprawa była dla niego koszmarem.

Futbol to nie fizyka jądrowa

Nad jego biurkiem wisi portret Bobby'ego Moore'a, kapitana drużyny, która w 1966 r. zdobyła jedyne angielskie mistrzostwo świata. Gdy Redknapp prowadził West Ham, stawiał go za wzór Ferdinandowi. - Bobby lubił wypić, ale nigdy nie wpadał w kłopoty. Na boisku i poza nim masz zachowywać się tak samo jak on - tłumaczył.

Gdy spytano go, kogo uważa za najlepszego trenera w historii, odparł, że Briana Clougha. - W Liverpoolu pracowali wybitni fachowcy, ale to wielki klub. Alex Ferguson jest fantastyczny, ale Manchester United to również potężna firma. A Brian z małym Nottingham Forest, które nie miało prawa osiągnąć sukcesu, dwa razy zdobył Puchar Europy. To cud - mówił trener.

Clough również opierał sukces na umiejętności wynajdywania piłkarzy i świetnej atmosferze. Trząsł się z wściekłości, gdy pytano go o taktykę, bo "futbol to nie fizyka jądrowa. Einstein nie napisał o nim książki".

Zależało mu, by jego zespoły grały efektownie, bo "każdy idiota potrafi nauczyć piłkarzy, by kopali piłkę najdalej i najwyżej, jak się da, a potem do niej biegli. Dajcie mi czas, a nauczę tego małpę".

Do dziś uchodzi za najlepszego angielskiego trenera, który nie poprowadził reprezentacji. Wyspiarze mają nadzieję, że Redknapp jego losu nie podzieli.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.