El. Euro 2016. Polska - Szkocja. Sercem po punkt!

Pojedynek ze Szkocją zapowiadał się na drogę przez mękę. I nią był. Polacy prowadzili, potem przegrywali, w końcu stanęło na remisie 2:2 po golach Mączyńskiego i Milika. Wynik mocno przeciętny, ale pozwalający zachować pozycję lidera grupy D. Tym bardziej że Niemcy tylko zremisowali z Irlandią 1:1

W 84. minucie przy stanie 2:2 Polacy rozegrali akcję meczu. Rezerwowy Sebastian Mila, jeden z bohaterów spotkania z Niemcami, przedryblował dwóch Szkotów. Potrącony nie padł na murawę, ale podał do Kamila Grosickiego, który był sam na sam z bramkarzem. Minął Davida Marshalla, niestety, trafił piłką w słupek, ta trafiła znów do Mili, a on uderzył obok bramki. Robert Lewandowski podskoczył z emocji, ruchem ramion zachęcił 55 tysięcy do dopingu. Ostatni zryw nic już nie zmienił, dramatyczny mecz skończył się podziałem punktów.

Pojedynek z zespołem Gordona Strachana był grą o utrzymanie narodowej euforii po zwycięstwie nad Niemcami. Wygrana dałaby Polakom aż 6 punktów przewagi nad Szkotami, co oznaczałoby, że najpoważniejszym rywalem w grze o drugie miejsce w grupie D pozostaliby - przynajmniej na jakiś czas - Irlandczycy. Ale nie było wątpliwości, że zadziała reguła paradoksu, słabszy przeciwnik, nie znaczy w piłce wygodniejszy, czasem wręcz przeciwnie. Szkoci mieli być i byli rywalem wyjątkowo wymagającym.

Trzy zmiany

Adam Nawałka został zmuszony do trzech zmian w porównaniu do wygranego meczu z Niemcami: Mączyński za Jodłowca w środku pomocy, Sobota za Rybusa na skrzydle i Jędrzejczyk za Wawrzyniaka na lewej obronie. Pół godziny przed rozpoczęciem batalii ze Szkocją na telebimie nad Stadionem Narodowym powtórzono fragmenty sobotniego spotkania z mistrzami świata, a gdy Milik i Mila pokonywali Neuera, fani eksplodowali radością raz jeszcze, jakby to działo się na żywo. Strachan wystawił na Polaków sześciu graczy angielskich drugoligowców, czterech z Premier League i jednego z ligi szkockiej, z Celticu. Szkoci pokazali średnie umiejętności, ale wysoki stopień organizacji gry. Mimo wszystko więcej szans na gole stworzyli sobie Polacy.

Brutalny Greer

Pierwsza akcja znacząca dla losów meczu zdarzyła się w po 10 minutach, gdy Robert Lewandowski chciał uderzyć z woleja piłkę, którą sobie podbił, tymczasem Gordon Greer wpakował się w niego wyprostowaną nogą. Kapitan Polaków padł na trawę, wykonując alarmujące gesty, ale za chwilę podniósł się i kulejąc wrócił do gry. Sędzia nie dostrzegł nawet rzutu wolnego.

Szybko o tym zapomniano. Już w 12. minucie Szkoci za krótko odbili piłkę, po kolejnej niepozornej wrzutce pod swoje pole karne. Dobiegł do niej Krzysztof Mączyński i strzelił, a ta minęła źle ustawionego Davida Marshalla, odbiła się od słupka i wpadła do siatki.

Dalej wszystko zdawało się proste. Polacy mogli już zastosować ulubioną taktykę, cofnąć się, zagęścić pole przed swoją bramką i kontrować. Jak mawiają nasi ligowi trenerzy "mecz się ułożył", ale zaraz się przestał układać.

Euforia była przedwczesna i zbyt wybujała. Po sześciu minutach drużyna Adama Nawałki dała się zaskoczyć najpierw długim przerzutem Stevena Fletchera, potem zgraniem piłki przez Ikechi Anyę i strzałem Shauna Maloneya. Piłka przeleciała pod ręką Wojciecha Szczęsnego. Po niemal 200 minutach polski bramkarz wyciągał ją z siatki pierwszy raz w eliminacjach Euro 2016. Szybko miało się okazać, że goście są drużyną lepiej zorganizowaną, oni sprawnie wymieniali podania, grali płynniej, spokojniej. Polacy szukali okazji do kontr - groźnych trzeba przyznać. Po szarży Waldemar Sobota miał przed sobą Marshalla, podał jeszcze do środka, do Lewandowskiego, który wbiegał przed pustą bramkę, ale szybciej do piłki dopadł obrońca i szansa przepadła. Tak było do końca pierwszej połowy, Polacy się czaili, Szkoci grali.

Odrobiona strata

Polacy zaatakowali od początku drugiej części, marnując kilka okazji stworzonych w zaledwie pięć minut. Wciąż mieli kłopot z płynną grą, ale potrafili szarpnąć, podać prostopadle lub ruszyć z piłką szybko i zaskoczyć rywali. Ostatnie zagranie w polu karnym było jednak niedokładne.

W 56. minucie tragiczny błąd obrony zburzył wszystko, co dobre. Po centrze z wolnego Jamesa Morrisona piłka przeleciała nad polskimi stoperami wyjątkowo pasywnymi i spadła na nogę Stevena Naismitha, za którym nie zdążył Łukasz Piszczek. Wojciech Szczęsny sięgał do siatki drugi raz, a sytuacja Polaków stawała się z trudnej - krytyczna.

W 61. minucie szansę na wyrówna miał Lewandowski, ale w zamieszaniu pod bramką, gdy piłka spadła mu na głowę, posłał ją nad poprzeczkę. Zaraz potem Sobotę zastąpił Sebastian Mila. Nawałka chciał zdobyć przewagę w środku boiska. W 67. minucie po centrze Milika z lewego skrzydła piłka przeleciała wzdłuż bramki Marshalla, rzucił się do niej wślizgiem Lewandowski, ale jej nie dosięgnął. Jęk rozczarowania wstrząsnął stadionem. Kibice i piłkarze Nawałki czuli, że szansa ucieka. Szansa leżała w waleczności Polaków, w jakimś zamieszaniu pod bramką, przemyślane akcje w ataku pozycyjnym, były za wolne i zbyt czytelne. W końcu w 75. minucie Krychowiak zagrał wspaniałą, długą piłkę, przyjął ją Jędrzejczyk, podał błyskotliwie, między obrońców do Milika, a ten strzałem z lewej nogi wyrównał. Chwilę potem Marshall najlepszą interwencją w tym spotkaniu wybił piłkę po strzale Lewandowskiego. Kapitan wygrał pojedynek w polu karnym i strzelił celnie i mocno. Polacy ruszyli do ataku, ale jak przez cały mecz kierowali się raczej sercem, niż chłodną głową.

Kolejny mecz kadra gra 14 listopada w Tbilisi z Gruzją, która w środę pokonała Gibraltar 3:0.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.