Copa America. Ostatnie tango Leo Messiego?

Być wielkim w klubie, a w reprezentacji tylko nim bywać: to jest czasem próba ponad nerwy gwiazd. Leo Messi właśnie płaci za to cenę. Nie pierwszy raz w karierze. Jego wielki rywal Cristiano Ronaldo też coś o tym wie. O bliższych Polakom przykładach nie wspominając

Wiele jest jeszcze w sprawie Messiego znaków zapytania: wycofa się z ogłoszonej tuż po przegranym finale Copa America rezygnacji z gry w kadrze, nie wycofa? Podjął decyzję na gorąco, czy przemyślał wcześniej? Dodawał w wypowiedziach "tak sądzę" i "tak mi się wydaje". Ale jedna rzecz jest już przesądzona: najlepszy dziś piłkarz świata, najlepszy w historii piłkarz w klubowym futbolu, nie wygra żadnego tytułu z reprezentacją przed trzydziestką. Za dwa lata podczas mundialu w Rosji Messi będzie miał 31 lat. Rok później jest Copa America w Brazylii. Jeśli wróci jeszcze do reprezentacji, to będą to zapewne jego dwie ostatnie próby. Jeśli się nie udadzą, trudno sobie wyobrazić, co miałoby go utrzymać przy reprezentacji kolejne trzy lata, aż do mundialu w Katarze w 2022 roku. Będzie miał wtedy 35 lat. Czas szybko mija. Messi miał od zawsze to poczucie, że jemu mija szybciej.

Piłkarz bez serca

Tyle szans przeleciało mu przed nosem. Mundial w 2006, gdy nawet nie wstał z ławki rezerwowych w przegranym w dramatycznych okolicznościach ćwierćfinale z Niemcami. Mundial 2010, gdy Niemcy znów pokonali Argentynę w ćwierćfinale, ale tym razem rozbijając ją 4:0, przed nosem bezradnego tego dnia Maradony-selekcjonera. Mundial 2014, gdy Messi długo był w roli głównej, ale im bliżej końca turnieju, tym szło mu gorzej. Ostatecznie nagrodę dla piłkarza turnieju odbierał zawstydzony, że to nagroda pocieszenia po przegranym w dogrywce finale z Niemcami. W Copa America zbierał jeszcze mocniejsze ciosy. Najmocniejszy w 2011, gdy Argentyna grała ten turniej u siebie i Messi został wygwizdany w Colon po bezbramkowym remisie z Kolumbią. A niedługo później, już w ćwiećfinale, wyeliminowany z turnieju przez Urugwaj. W tym turnieju na który Messi najbardziej czekał, żeby pokazać Argentyńczykom, że mimo że wyjechał z kraju jako dziecko, pozostał jednym z nich. Nie jest "pecho frio", jak tam nazywają tych, którzy nie oddają drużynie tyle serca ile powinni.

Dlaczego teraz?

Rok temu Copa America przegrał z Chile w karnych. Strzelił wtedy karnego jako jedyny z Argentyńczyków, ale nie błyszczał w finale jak oczekiwano (Chilijczycy ustawili go sobie faulami po swojemu). W 2016 w finale z Chile grał bardzo dobrze, jak w całym turnieju. Ale znów były karne i tym razem jako pierwszy z Argentyńczyków przestrzelił. I nerwy puściły. Mimo, że to zakończone właśnie Copa America Centenario było najmniej ważnym turniejem ze wszystkich wymienionych. Nie będzie traktowane jako pełnoprawne Copa America, tylko edycja specjalna, na stulecie. Żegnać się z kadrą po takiej porażce? Nawet jeśli ma słuszne pretensje do argentyńskiej federacji, działającej przez lata jak nieudolny gang, zaniedbującej kadrę przy organizacji wyjazdów, również wyjazdu na Copa America Centenario. Nawet jeśli w kadrze jest nastrój buntu pomieszanego z rezygnacją i z Messim odejdą Javier Mascherano, Sergio Aguero a może i kolejni. I tak to Messiego ta decyzja najbardziej dotknie.

Długi cień Maradony

Diego Maradona też kończył karierę w wieku 29 lat, po przegranym finale. Ale to był finał mundialu we Włoszech w 1990 roku, cztery lata po tym jak Maradona został w Meksyku królem świata. I Maradona tę decyzję o rezygnacji odwołał. Wrócił do kadry, zagrał w jeszcze jednym mundialu. O jednym za daleko, w USA wpadł na dopingu i zwichnął karierę raz na zawsze. Ale został mu Meksyk 86. To wspomnienie wisi nad Messim przez całą karierę. Maradona mógł, choć wcale nie miał obok siebie lepszych piłkarzy niż ma Messi. A Messi nie może. Teraz podczas Copa America Centenario cień Maradony był nie do zignorowania. Bo mija właśnie 30 lat od tamtych zwycięstw w Meksyku i w argentyńskich mediach dzień w dzień obok relacji z turnieju w Stanach były wspomnienia: tego dnia w 1986 zrobiliśmy to, tego tamto. Dziś Diego strzelił dwa Anglikom, dziś wygraliśmy z Belgią, dziś finał z Niemcami. To jest jeden z dwóch mundiali wygranych przez Argentynę. Ale ten pierwszy, z 1978, jest mniej kochany, bo trzeba się ciągle tłumaczyć z win junty: czy generałowie rządzący wtedy Argentyną wpływali na wyniki turnieju, czy nie. A Meksyk jest niepowtarzalny, Maradona z Meksyku też jedyny w swoim rodzaju, w zenicie. Messi nigdy nie był taki w wielkich turniejach. Był znakomity, ale nigdy nie był Messim z Barcelony. A Maradona był w Meksyku najlepszy. Lepszy niż będzie później w Napoli, choć tam też był boski.

Diego miał wojnę, Leo nie ma

Poza tym, Diego w Meksyku wygrywał w imieniu całego narodu, mścił się na Brytyjczykach za przegraną wojnę o Malwiny (Falklandami nazywają je Brytyjczycy). Niektórzy w Argentynie mówią nawet, że to jest główna różnica między Maradoną a Messim: że jeden miał wojnę, a drugi nie miał. Maradona to był lider na czas walki. Spokojne czasy go przerastały. A Messi to król codzienności. Maradona też nie wygrał ani razu Copa America (nie wygrał go też Pele), nie wygrał tyle z klubem ile Messi. Ale ma Meksyk, grał w lidze argentyńskiej, był swój. Messi odjechał jako dziecko. Stara się być swój. Jako dzieciak mówił do kamer, że jego największe marzenie to gra w argentyńskiej kadrze. Nadal mówi z akcentem z Rosario, choć większość życia spędził w Katalonii. Nigdy nie przyszło mu do głowy by grać dla Hiszpanii, choć przecież droga była otwarta, kuszenia też były. W 2008 obraził się na cały świat gdy Barcelona nie chciała go puścić na igrzyska olimpijskie w Pekinie. Dopiero nowy trener Pep Guardiola przekonał szefów by go puścili, zyskując sobie wdzięczność Messiego i przełamując lody. Messi wrócił z Pekinu ze złotym medalem.

Argentynczycy a Messi: lubią, cenią, nie rozumieją

Ale olimpijskie złoto nie ma wagi tytułu w seniorskiej piłce. A argentyńskość emigranta, choć ją bez przerwy podkreślał, jest jednak odbierana inaczej niż gdyby wyjechał jak większość, dopiero po pokazaniu się w tamtejszej lidze. Nawet jeśli to jest argentyńskość szczera, a komentator "Corriere dello Sport" po rezygnacji Messiego z gry w kadrze napisał, że on nawet bardziej pasuje do kraju tanga niż Maradona, bo tango musi być podszyte nostalgią, a tak właśnie gra Messi. Argentyńczycy go bardzo lubią i cenią. Ale trudno się oprzeć wrażeniu, że go jednak do końca nie rozumieją. To dlatego w każdej chwili niepowodzenia wraca ta sama litania: pecho frio, za miękki, zbyt barceloński, bez charyzmy.

Wygwizdany Robert Lewandowski

Wielcy piłkarze bardzo często mają u siebie pod górkę. Zlatan Ibrahimović nie tylko Szwedów zachwycał, ale też ich dzielił. I też kiedyś na jakiś czas zrezygnował z gry w kadrze (zrobił to również Zinedine Zidane, w 2004). Cristiano Ronaldo nie rezygnował, ale zapytajcie o niego nawet na jego rodzinnej Maderze, a usłyszycie różne zdania na jego temat. Nie mówiąc o kibicach Benfiki, którzy go kiedyś za przeszłość w Sportingu wygwizdywali bez litości gdy przyjechał na mecz z Manchesterem United, a on im odpowiedział pokazaniem środkowego palca i zrobiła się z tego długa wojna. Wojna z liczną armią, bo Benfica ma najwięcej kibiców w Portugalii. Zresztą, nie trzeba szukać przykładów tak daleko. Robert Lewandowski też był wygwizdywany na meczach kadry, w 2013 z San Marino i Danią, za to że nie jest Robertem z Borussii. Potem była długa sielanka, ale podczas Euro 2016 bez goli też zaczynają wracać dyskusje które, jak się wydawało, już dawno za nami.

Nie jest też tak, że cała Argentyna bezwarunkowo kocha Maradonę. Nie brakuje takich, którzy uwielbienie mas dla piłkarza-krzykacza, który bywał kiepskim przykładem poza boiskiem, uważają dowód degrengolady kraju - dawnej potęgi, patrzącej z góry na Europę. To pewnie Messi bardziej by się nadawał na idola tej dawnej Argentyny. Ale i w obecnej wciąż nim może być. Choć sobie ostatnią decyzją mocno skomplikował sprawę. Brak wielkiego tytułu z kadrą łatwiej mu wybaczą niż to, że zwątpił, czy warto próbować dalej.

Copa America. Wielka rozpacz Messiego [ZOBACZ]

Więcej o:
Copyright © Agora SA