Michał Pazdan w pełnej gotowości

- Mimo błędów, które zawsze się w meczu zdarzają, widać, że każdy chce pomóc drugiemu. To nas cechowało w fazie grupowej i miejmy nadzieję, że to utrzymamy ze Szwajcarią - mówi Michał Pazdan, obrońca reprezentacji Polski. Mecz Polska - Szwajcaria w sobotę o 15:00. Relacja na żywo w Sport.pl i aplikacji mobilnej Sport.pl LIVE.

PAWEŁ WILKOWICZ: Jako drużyna macie niespotykaną w najnowszych czasach polskiej piłki niezdolność do pogodzenia się z porażką, a nawet remisem.

MICHAŁ PAZDAN: To wynika z pewności siebie. Czujemy się mocni.

Kto jest najlepszym obrońcą Euro?

- Od Włochów można się uczyć spokoju, wyrachowania, umiejętności ustawienia się, czytania gry przeciwnika. Fajnie się to ogląda. Tym bardziej że Włosi robią to bez specjalnego wysiłku.

Jak są zorganizowani Szwajcarzy?

- Też bardzo dobrze. Oglądaliśmy ich. Nie tracą bramek z gry. Są trudnym rywalem. Z Francją grali w piłkę, mieli sytuacje bramkowe, są bardzo dobrym zespołem. Ale po analizie wiemy, na co zwrócić uwagę, bo mają słabsze strony.

Wyjazd na mistrzostwa był dla pana windą w górę. Nie miał pan wielu takich momentów w karierze. Raczej musi pan wszystko wyszarpywać.

- Raz wyżej, raz niżej, tak to wygląda. Przy powołaniu na Euro w 2008 roku wydawało się, że skoczę w górę, a stało się inaczej, rok później spadliśmy z Górnikiem z ligi. Grałem na zapleczu ekstraklasy, tak bywa. W piłce nie można za dużo zakładać, ona bywa przewrotna. Od pewnego momentu zdecydowałem, że skupiam się tylko i wyłącznie na dniu dzisiejszym. To, co było lub będzie, mnie nie interesuje.

Teraz jest tak, że być polskim piłkarzem - to brzmi dumnie. Rzadko tak jednak bywało w trakcie pana kariery. Działało to na was negatywnie?

- Z jednej strony tak, bo choć człowiek nie chce, to dochodzą do niego różne stwierdzenia. Ale Robert pokazał wszystkim, że można. Że polski piłkarz może być jednym z najlepszych na swojej pozycji na świecie. Dał drużynie pozytywną energię - grając w polskiej lidze, będąc piłkarzem stąd, można grać dobrze. Tego się trzymamy.

Co jest największą siłą tej kadry?

- Zespół. Robert czy Arek pracują nie tylko w ataku, ale też w obronie. Wychodzimy z ciężkich sytuacji obronną ręką, jak w meczu z Ukrainą. Mimo błędów, które zawsze się w meczu zdarzają, widać, że każdy chce pomóc drugiemu. To nas cechowało w fazie grupowej i miejmy nadzieję, że to utrzymamy ze Szwajcarią. To bardzo ważne.

Czy dla pana to jest ten moment w karierze, w którym pan myśli, że zagraniczny transfer wydarzy się teraz albo nigdy?

- W ogóle o tym nie myślałem. Nie ma czasu. Teraz jest w nas pozytywna energia także dlatego, że trzymamy się w drużynie razem i skupiamy się na kolejnym spotkaniu. Zadomowiliśmy się w La Baule, rozmawiamy, że fajnie byłoby tu wracać po następnym spotkaniu.

Słyszał pan słowa Stanisława Czerczesowa, byłego już trenera Legii, że nie ma pan kolana?

- Słyszałem. Że nie mam kolana i w ogóle nie powinienem grać. Zdrowy jestem w 100 proc. Tyle tylko powiem.

Kiedy się panu włącza tryb meczowy? Chodzi mi o przemianę z bardzo spokojnego człowieka w tego, który na boisku zupełnie nie pasuje do swojego wizerunku.

- Ostatnie treningi przed meczem - jeden, dwa - trzeba poświęcić temu, by przygotowywać się już stricte do meczu, myśleć tylko o nim.

Przed starciem z Niemcami koncentrował się pan na Mario Götzem, Thomasie Müllerze czy na całym ataku?

- Akurat przed meczem z Niemcami mieliśmy dużo analiz - grupowych, ale też indywidualnych z trenerami, którzy jeździli na wszystkie mecze Niemców i ten zespół rozpracowali. Im więcej przed meczem spokoju i takiej chłodnej analizy, tym łatwiej na boisku.

Swoją grą na Euro zaprzecza pan stereotypom własnej osoby. Po meczach towarzyskich był pan namierzony jako słabszy punkt drużyny.

- Nie rozegrałem spokojnie całego sezonu, miałem dużo przerw, dwutygodniowych, przyplątywały się choroby. Szczególnie na początku roku brakowało mi rytmu meczowego, ale gdzieś od połowy kwietnia zacząłem trenować bez przerwy, rozegrałem końcówkę sezonu w ekstraklasie, a potem mogłem przygotowywać się do mistrzostw na obozie w Arłamowie. Na początku świeżości mi brakowało, ale chodziło o to, by z formą trafić na mistrzostwa, a nie wcześniej lub później.

Znaki zapytania pojawiły się w meczu z Irlandią Północną.

- Mieliśmy w tym spotkaniu ponad 60 proc. posiadania piłki, kontrolowaliśmy ten mecz. Natomiast przeciwko Niemcom i Ukrainie to przeciwnicy stwarzali więcej sytuacji, dlatego też nas, obrońców, widać było więcej.

Czasami jest tak, że poziom gry zawodnika w turnieju zależy od pierwszych zagrań, te pierwsze interwencje budują.

- Tak powie większość obrońców - pierwsze rozegranie, wybicie, przejęcie piłki, dodają pewności, spokoju, wyczucia dystansu, które są bardzo ważne w grze obronnej. Podobnie jak wyważenie między grą agresywną a na granicy błędu.

Widzimy w turnieju inną Polskę, niż się spodziewaliśmy - nominacje do jedenastek kolejki dostają gracze defensywni. Pan to w ogóle śledzi?

- W ostatnim czasie - mało. Nie mamy kiedy. Jak dostajemy wolne, to - tak jak niedawno - spotykamy się z rodzinami albo po prostu odpoczywamy. Ale dostałem kilka SMS-ów i wiedziałem o nominacjach.

Polska wygra Euro? Łatwa ścieżka do finału? [SPRAWDŹ SAM!]

Zobacz wideo

Wybierz z nami Miss Trybun Euro 2016! [GŁOSUJ]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.