Euro 2016. Eric Dier - Anglik jako obcokrajowiec

Anglicy znów nieskuteczni. Anglicy krytykujący trenera za zbyt wiele zmian w składzie. Anglicy zmartwieni perspektywą trafienia na Francję w ćwierćfinale. Wszystko to stara śpiewka - pojawiło się jednak w ich grze coś nowego i świeżego. A właściwie ktoś nowy. O Ericu Dierze pisze Michał Okoński, dziennikarz ?Tygodnika Powszechnego? i komentator Sport.pl.

Znacie ich nazwiska na pamięć. Ledwo parę razy kopnęli piłkę w Premier League, już zaczynają zarabiać kilkadziesiąt tysięcy funtów tygodniowo, a kluby wyceniają ich na kilkadziesiąt milionów. Najlepszy nastolatek Europy? Przed turniejem mówiono, że Dele Alli, ale dwa lata temu podobną opinią cieszył się pewnie Raheem Sterling. Ile to ma wspólnego z rzeczywistością, oglądamy także na tych mistrzostwach - Alli zaliczył wprawdzie asystę w meczu z Walią, ale generalnie nie błyszczy, a już na pewno lepszych piłkarzy na jego pozycji dałoby się znaleźć we Francji kilkunastu (można nawet dyskutować, czy lepiej zagrał Alli z Rosją, czy Kapustka z Irlandią Północną). Sterling z kolei, po półtorej meczu biegania jak jeździec bez głowy, został litościwie zmieniony przez Sturridge'a - i wszystko wskazuje na to, że już na tym turnieju do wyjściowej jedenastki nie wróci. Podobnie jak Harry Kane, co do którego sprawdzają się wcześniejsze obawy , że 59 meczów w sezonie (doliczając dwa na Euro) po wakacjach skróconych w związku z udziałem w ubiegłorocznych młodzieżowych mistrzostwach Europy, to jednak zbyt wiele.

Jest jednak jeden młody Anglik, do którego powyższe uwagi się nie stosują. Anglik zresztą eksploatowany niemal tak samo intensywnie jak Kane (59 meczów, licząc z tymi na Euro) - grający nawet ze Słowacją, choć podczas tego spotkania Roy Hodgson dał odpocząć aż sześciu piłkarzom z podstawowej dotąd jedenastki. Inna sprawa, że w tym przypadku selekcjoner nie miał wielkiego pola manewru: Eric Dier jest jedynym defensywnym pomocnikiem, jakiego zabrał na turniej.

Pochwała Portugalii

Gdyby rok temu nazwać go defensywnym pomocnikiem, byłby pewnie zdziwiony. Sezon 2014/15, swój pierwszy w Premier League, spędził wszak na środku lub na boku obrony - jeśli przemieszczał się do przodu, to tylko przy stałych fragmentach gry i kontratakach. Nie był przy tym, dodajmy, zawodnikiem pierwszej jedenastki Tottenhamu, gdzie Mauricio Pochettino szukał jeszcze optymalnego ustawienia defensywy, płacąc zresztą za to wysoką cenę: jak na drużynę z czołówki tabeli, Koguty traciły wówczas szokująco wiele bramek. Wszystko miało się zmienić dopiero w kolejnym sezonie - a przestawienie Diera na nową pozycję odegrało w tym ogromną rolę.

Warto dodać, że mówimy o piłkarzu niebędącym produktem "angielskiej myśli szkoleniowej". Choć jego dziadek pracował w Football Association, będąc nawet sekretarzem organizacji, rodzice piłkarza spędzili kilka lat w Portugalii (skądinąd powodem przeprowadzki była praca dla matki przy Euro 2004), gdzie Eric pobierał pierwsze futbolowe nauki: do angielskiej młodzieżówki, gdzie miał pierwsze kontakty piłką z Wysp, trafił ze Sportingu Lizbona. W grupach wiekowych od 8 do 13 lat, grał w siedmioosobowych zespołach w systemie 2-3-1 najpierw jako prawy pomocnik, później jeden z obrońców. Później, w drużynach jedenastoosobowych, ustawiano go na obronie.

Jako piłkarz kształtował się w każdym razie w Portugalii - i bardzo sobie chwali tamtejsze podejście do szkolenia młodzieży. "Będą z siebie dumni, jeśli wychowają cię na osobę grzeczną i pełną szacunku" - opowiadał kilka miesięcy temu w wywiadzie dla "Guardiana". - Nie będą cię ochrzaniać za niecelne podanie, ale będą za brak szacunku. Ale nie będą przy tym wrzeszczeć - nie to co w Anglii".

Dier wie, co mówi, bo jako siedemnastolatek został na kilka miesięcy wypożyczony przez Sporting do Evertonu. Pomysł był taki, żeby do portugalskiej techniki dołożyć trochę angielskiej twardości, ale wtedy okazało się to kompletnym nieporozumieniem. "Dla Portugalczyków dobry piłkarz to ktoś, kto rozumie, w którym miejscu się pomylił i potrafi uczyć się na błędach. A w Anglii widywałem trenerów, którzy ryczą na piłkarzy po każdym błędzie, w zasadzie gęba się im nie zamyka przez cały mecz. W Portugalii to niemożliwe: tam trener siedzi na ławce i się przygląda, my gramy, robimy błędy i wyciągamy wnioski. Najważniejszy jest brak presji".

W Evertonie mu nie poszło. Marzył o powrocie do Portugalii, narzekał na klimat, na pogodę, pejzaż, a nawet język, bo zrozumienie liverpoolskiego akcenti sprawiało mu wielkie trudności. Wrócił więc, w Lizbonie przebił się do pierwszego składu, i dopiero po dwóch latach przeprowadził się na Wyspy ponownie, tym razem do Londynu, gdzie cockney okazał się dużo bardziej zrozumiały.

Pochwała trenowania

Zostawmy na boku żarty z angielszczyzny. Tym, co z perspektywy Diera najważniejsze, jest fakt, że w Anglii pomimo paszportu był w gruncie rzeczy piłkarzem zagranicznym. I być może to również ujęło w nim Mauricio Pochettino, kiedy przyszło im razem pracować.

To, co wydarzyło się bowiem w trakcie kolejnych miesięcy, a zwłaszcza ostatniego lata, kiedy trener Tottenhamu w obliczu kontuzji Nabila Bentaleba i niepowodzeń w sprowadzeniu do klubu Victora Vanyamy z Southamptonu zdecydował o przestawieniu Diera na nową pozycję, było jedną z najlepszych ilustracji sensowności prostej pracy trenerskiej. Pochettino nie tylko zaoszczędził dla klubu kilkanaście milionów funtów, ale oszlifował diament dla Roya Hodgsona: nie minęły trzy miesiące, a Dier otrzymał pierwsze powołanie do reprezentacji Anglii i strzelił zwycięskiego gola w meczu z Niemcami.

Co dziś potrafi, pokazywał w każdym kolejnym spotkaniu na Euro. Z Rosją wybrany piłkarzem meczu przez UEFA, przecież nie tylko ze względu na przepiękną bramkę z wolnego (skądinąd w Tottenhamie nie strzelał z rzutów wolnych ani razu!), z Walią obdarzony tym samym tytułem przez jedno z najświetniejszych angielskich piór na tym Euro, Barneya Ronaya, ze Słowacją imponujący nie tylko tym, do czego jest powołany: patrolowaniem przestrzeni przed własnym polem karnym, asekurowaniem obrońców i ograniczaniem miejsca do gry Hamsikowi, jak w meczu z Walią Bale'owi. Jego trzy potężne uderzenia, zablokowane przez słowackich obrońców, zasługiwały na gola. Jego dwa długie, prostopadłe podania za plecy obrońców rywali, do wbiegającego tam Sturridge'a, zasługiwały na miano asysty. I pokazały skalę drzemiących w nim jeszcze możliwości - kto wie, czy po zapowiadanym właśnie transferze Wanyamy do Tottenhamu wciąż zaledwie 22-letni Eric Dier nie otrzyma nowej roli, cofniętego rozgrywającego? Imponująca różnorodność podań, nie tylko przecież bezpiecznych i krótkich (w Tottenhamie często cofa się między środkowych obrońców, by stamtąd rozpocząć akcję, np. długim przerzutem do wbiegających już skrzydłami w strefę ataku Kyle'a Walkera i Danny'ego Rose'a), znakomita gra bez piłki (na boisku ustawia się tak dobrze, że dotąd na mistrzostwach nie musiał faulować ani razu), wyczucie przestrzeni, którą potrafi zamknąć dla przeciwników, ale otworzyć kolegom, a do tego świetna gra głową (tak zdobył kilka bramek w lidze, nie tylko tę strzeloną Neuerowi w Berlinie) Tak, wiem: angielscy pomocnicy kojarzą się nam bardziej z wielkim sercem do gry niż boiskową inteligencją, a w związku z tym zestawianie Erica Diera z Xabim Alonso czy używanie przy jego nazwisku słowa regista wyda się pewnie nadużyciem. Kto wie jednak, jak potoczy się jego przyszłość? Zwłaszcza, że - powtórzmy - jego klubowy trener nie jest Anglikiem.

Zobacz wideo

Cristiano Ronaldo ofiarą internautów. Śmieją się z tego zdjęcia! [MEMY]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.