Michał Pazdan: - Słyszę o tym, ale szczerze mówiąc, mam w sobie tyle pokory, że ja tak samo spokojnie przyjmuję zarówno dobre, jak i słabe mecze. I takie podejście przynosi efekty. To jest sposób, aby nie wypaść z gry.
- W trakcie takich spotkań wchodzi się na taki poziom koncentracji, że wykonuje się wszystko mechanicznie. Powiem nawet, że nie przypominam sobie jakiejś swojej najlepszej interwencji z tego meczu. Wszystko dopiero przede mną, obejrzę analizę. Byłem na pewno zadowolony z tego, że przy kilku dośrodkowaniach skakałem wyżej, z tych wszystkich wyprzedzeń rywala... Jestem zadowolony, ale radość z tego spotkaniach pozostawiam na później. Gdy po turnieju usiądę z rodziną. Teraz szykuję się już na spotkanie z Ukrainą, a nie rozmyślam o Niemcach.
- (śmiech) To prawda, chociaż ja tak zawsze podchodziłem do sportu.
- Faktycznie, miałem trudną całą rundę wiosenną. Nie mogłem wejść na wysokie obroty, byłem ciągle poturbowany. Na dodatek pod koniec rundy złapałem kontuzję i nie trenowałem przez ponad dwa tygodnie. Cieszyłem się, że w Arłamowie potrenujemy trochę mocniej, że nadrobię co straciłem. W meczu z Holandią miałem jeszcze ciężkie nogi, z Irlandią Północną było trochę lepiej, ale już z Niemcami czułem się tak, jak w bardzo dobrym dla mnie 2015 roku. Wtedy grałem cały czas, byłem w rytmie meczowym. Znów widać, czego potrzebuję, żeby dobrze grać.
- Rok temu między sezonami miałem cztery dni wolnego. Zimą było okej, miałem dwa tygodnie. Teraz pewnie będzie podobnie jak rok temu, ale nie myślę o tym. Jestem na Euro i spełniam tu swoje marzenia.
- No tak... Szczerze mówiąc wygraliśmy 1:0, przeciwnik nie stworzył żadnej sytuacji, tymczasem... Ale często szuka się w takiej sytuacji czegokolwiek, żeby nie było za dobrze. Pozostaje mi to zaakceptować.
Niemcy - Polska. "Ach, ten Milik", "Teraz naszym celem jest finał" [PRZEGLĄD PRASY]