Euro 2016. Polska - Niemcy. Jerzy Pilch: nie należy stawiać tamy wspaniałomyślności pańskiej - będzie 1:0

- Wiem, że nie należy stawiać tamy wspaniałomyślności pańskiej, dlatego typuję, że z Niemcami wygramy 1:0 po golu Kapustki - mówi Jerzy Pilch, pisarz i wielki fan piłki nożnej. Relacja na żywo z meczu Polska - Niemcy w drugiej kolejce grupy C Euro 2016 w czwartek w Sport.pl o godz. 21

Łukasz Jachimiak: z jakimi nadziejami i z jakimi obawami czeka pan na mecz Polska - Niemcy?

Jerzy Pilch: przed rozpoczęciem turnieju przyglądałem się tej całej nadmierności, która nam towarzyszyła, pamiętając, że każda nadmierność jest zła i szkodliwa. Ale w tej chwili patrzę na wszystko z umiarkowanym optymizmem. Nawałka umacnia swoją pozycję. I sprawdza się to, co myślałem przed mistrzostwami. Mianowicie, że jeżeli będzie to turniej, w którym Polska odegra znaczącą rolę, to jednocześnie nie będzie to akurat turniej Lewandowskiego.

Dlaczego nie?

- On już jest za duży, za nim zbyt wiele świetnych występów. Pilnuje go po siedmiu zawodników drużyny przeciwnej. Może co najwyżej sprytnie uciekać, robić miejsce innym. Natomiast nie wykluczam, co się też potwierdza, i co było moim życzeniem jako kibica Cracovii, że to będzie Euro Kapustki. Wiem, że nie należy stawiać tamy wspaniałomyślności pańskiej, dlatego typuję, że z Niemcami wygramy 1:0 po golu Kapustki.

Nie muszę już pytać "Kapustka czy Grosicki?".

- Kapustka na pewno zagra. Wygraliśmy, nie ma powodu przesadnie grzebać w składzie. Jak Kapustka zagra, a zagra, to będzie autorem zwycięskiej bramki. I wtedy dopiero się zacznie. Takie mam dziecinne pragnienie.

Rozmawialiśmy przed mundialem 2010, i wtedy powiedział pan, że kibicuje Brazylii, ale za najlepszą drużynę typowo turniejową, żelazną uważa Niemcy. Co się stało w naszej piłce, że teraz wierzy pan w zwycięstwo Polski nad Niemcami?

- Zdarzyło się to, że od 1974 roku, kiedy mieliśmy dobrą drużynę, upłynęło trochę czasu. Plus jeszcze parę lat od mistrzostw w RPA. Głód sukcesu - w naszych ostatnich meczach z Niemcami to on był najważniejszy. Ostatnie spotkanie z nimi było lepsze niż poprzednie, który wygraliśmy.

1:3 we Frankfurcie stawia pan nad 2:0 w Warszawie?

- Zetknąłem się z takimi opiniami, że lepiej było w sensie gry itd, itp. Do końca tego nie podzielam. W każdym razie teraz warto tamte mecze pamiętać. Na pewno nie można dopuścić do siebie wyłącznie czystego rachunku prawdopodobieństwa, bo czysty rachunek prawdopodobieństwa nam powie, żebyśmy dali spokój i czekali na kolejne zwycięstwo nad Niemcami przez 50 lat. Oni rzeczywiście z niemiecką perfekcją umieją tworzyć drużyny turniejowe, ale być może nauczył się tego też pracoholik Nawałka.

Pracoholik Nawałka cieszy się pańskim dużym uznaniem?

- Jako kibic Cracovii nigdy nie interesowałem się żywo ani losami, ani umiejętnościami, ani talentami zawodników Wisły. Ale Nawałka był jedynym, który przykuwał uwagę. Był z innej planety. Było w nim coś takiego, że gdybym miał wybrać mojego zawodnika Wisły, to niewątpliwie byłby nim Nawałka. Być może w maksymalny sposób poskromił to, co w piłce jest nieobliczalne. Chociaż po pierwszej kolejce widać, że tego do końca nie da się zrobić. Bardzo dobrzy są przecież Włosi, nieoczekiwanie dobrze zaprezentowali się Węgrzy. Jestem ich cichym kibicem, bo byłem chowany na legendzie "Złotej jedenastki". Węgrzy mogą mówić, że kryzys w ich futbolu trwał 30 lat, bo przez taki czas nie było ich na wielkim turnieju. Ale tak naprawdę ten kryzys zaczął się od finału mistrzostw świata w Bernie w 1954 roku i trwał być może do ostatniego wtorku, kiedy to pokonali Austrię 2:0, grając dobrą, środkowoeuropejską piłkę opartą na krótkich, szybkich i precyzyjnych podaniach. Ta gra, ten ich bramkarz w archaicznym dresie - z wielką uciechą patrzyło się na być może wracających do wielkiej formy Węgrów. Nigdy nie miałem okazji widzieć "Złotej jedenastki", ale nazwiska Bozsik, Hidegkuti, Kocsis, Puskas oczywiście skądś znałem na pamięć. Jak biorę książkę Hrabala "Drybling Hidegkutiego", to mam zupełnie inny odbiór niż młodzi ludzie, którzy muszą najpierw sprawdzić, kto to jest Hidegkuti.

Rozumiem, że ogląda pan wszystkie mecze, proszę więc powiedzieć, ile dobrego i ile złego widział pan w grze drużyny Niemiec przeciw Ukrainie?

- Schweinsteiger ledwie wszedł na boisko i już strzelił. W ostatniej minucie. Rzadko się coś takiego zdarza, ale - kurwa - Niemcom się zdarza. Z duszą na ramieniu formułuję to wszystko, co dotyczy naszego meczu z nimi. Oni są przecież na specjalnej pozycji. W naszej grupie jest tak: Polska uważa, że ma do przeskoczenia Irlandię Północną i Ukrainę, Irlandia uważała, że ma w zasięgu Polskę i Ukrainę, a Ukraina - że poradzi sobie z Irlandią i Polską. Niemcy od początku byli kompletnie poza zasięgiem. A skoro tak, to być może należy się odważyć i skoczyć im do garda. Być może Nawałka wymyśli taki szatański plan. Chociaż szatańskie plany w piłce nożnej są warte tyle, co spiskowe teorie w życiu - w jedne i drugie nie wierzę. Z drugiej strony podobno nasza reprezentacja ma w zanadrzu niezwykłe wykonania rzutów wolnych i rożnych. Na razie rzutów rożnych było z Irlandią od jasnej cholery, ale nowego pomysłu na ich strzelanie nie widziałem.

Mimo to ogólnie przeciw Irlandii wypadliśmy według pana dobrze, skoro daje pan nam szanse na pokonanie Niemców?

- W ilu obrońców Irlandczycy grali? W sześciu?

Momentami w 10, plus bramkarz.

- Właśnie. Samo ustawienie zaskoczyło, dopiero po straconej bramce trener przeciwnika zaczął wpuszczać do gry ofensywnych zawodników. To wiele mówi. Irlandia Północna trochę w piłkę grać umie. Na pewno były okresy w historii naszej piłki nożnej, w których za poziom Irlandii prezentowany w jej najlepszych czasach, sporo byśmy dali. Wygraliśmy 1:0, to wystarczyło, żeby rozbudzić do szaleństwa apetyty. Nawet mój, człowieka powściągliwego. Być może sam sobie przeczę, ale trzymam się tego, co powiedziałem - z Niemcami też wygramy 1:0.

Irlandia bała się Polski, a najbardziej Lewandowskiego, a pan chyba trochę go nie docenia? Jeszcze kiedy grał w Borussii, a naszą kadrę prowadził Waldemar Fornalik, powiedział pan w jednym z wywiadów, że w reprezentacji od Lewandowskiego wolał np. Hajtę, bo bardziej walczył.

- Lewandowski jest trochę inny. To jest inny typ wielkiej gwiazdy piłkarskiej. To nie jest zawodnik, który okiwa czterech przeciwników, bramkarza położy w jednym rogu, a strzeli w drugi. To nie jest zawodnik, który biegowo wyprzedzi wszystkich obrońców i strzeli pod poprzeczkę. Natomiast to jest zawodnik, który zawsze jest w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Strzelec, po prostu. Ma największy dar, jaki może mieć piłkarz. To jest absolutna światowa czołówka. Gra w Bayernie, może grać w Realu, ale to już jest bez znaczenia. Monachium czy Madryt, to są największe piłkarskie miejsca. Ale za obecność w nich Lewandowski w reprezentacji płaci. Ma przy sobie najmniej trzech zawodników. Oczywiście wielką zasługą jest, że ich ściąga, bo robi miejsce innym. I tak będzie, zawsze będzie miał na głowie straszliwą obstawę. On w miesiącach poprzedzających Euro istniał i to tak istniał, że ho, ho! A Kapustka? W ogóle nie istniał, bo zaistniał tylko w Cracovii, a to inna skala. Wchodzi do reprezentacji jak Boniek. Tylko on na mistrzostwach świata w 1982 roku grał już z podpisanym kontraktem z Juventusem i świetną grą na mundialu potwierdził swoją docenioną już klasę.

Kto jeszcze poza Kapustką zasłużył na pańskie uznanie?

- Idę wiernie za tym, co zbudował Nawałka. Trochę martwi mnie kontuzja Szczęsnego, ale są Fabiański i Boruc. Cenię Krychowiaka, Glika, Grosickiego. Ten ostatni szybciej biega niż myśli. I to jest ogromny komplement.

Komplement?

- Myśl jest tak szybka, że trudno znaleźć cokolwiek szybszego. Jeśli ktoś biega szybciej niż myśli, to ma wspaniały atut. Grosicki jest anegdotogenny. Ktoś powiedział, że jak Grosicki ma piłkę, to nie wie, co z nią zrobi, jego koledzy nie wiedzą, co zrobi, nie wie tego nawet szkoleniowiec, który go trenował. Ale szczególnie cenne jest to, że przeciwnik też nie wie, co on wymyśli.

A co pan myśli o Joachimie Loewie, czyli trenerze, który nie wiadomo, co jeszcze wymyśli, i o całym zamieszaniu powstałym wokół jego zachowania?

- Podolski powiedział, że to co zrobił Loewe robi 80 proc. mężczyzn? Myślę, że nawet 85. Szkoda, że temat tak długo żyje. Dawniej byłoby to taktownie zakryte, nikt by o tym nie wiedział. Jeśli mu się zdarzyło, to zdarzyło się podwójnie, a nawet wielokrotnie pechowo, bo zrobił to w epoce, w której trwa polowanie na tego rodzaju nieobliczalne gesty. A o nieobliczalne gesty w czasie meczu piłki nożnej łatwo.

Decyzja TVP, by w czwartkowy wieczór równolegle do transmisji meczu Polska - Niemcy pokazać na drugiej z głównych anten "Krzyżaków" to jaki gest?

- "Krzyżaków" doceniam, Henryka Sienkiewicza uważam za najlepszego opowiadacza w literaturze polskiej. Technicznie był świetny, jego najważniejsze powieści mają strukturę westernu, bardzo pasują na film. A że mamy podpięcie klasyki filmowej i literackiej w gromienie Niemców? To umiarkowanie dowcipne, ale mnie to nie bawi. To wina czasu. Niezmiernie cenię Krychowiaka, ale jak widzę w gazecie jego zdjęcie w pomieszczeniu wielkości hangaru i ubrania wiszące w tym pomieszczeniu, a podpis głosi "Grzegorz Krychowiak w swojej garderobie", to przyjmuję taką wiadomość z umiarkowaną uciechą. Człowiek był chowany na Lubańskim, który według mojej wiedzy garderoby nie miał. Niestety, teraz wszyscy zawodnicy są w pewnym sensie ofiarami mediów. W tej chwili prowadzi się bezpośrednie transmisje z ich łóżek, z kuchni, zza stołów. Są już nie tylko piłkarzami i na to nie ma rady. A wracając do "Krzyżaków", to prawdziwy kibic na pewno kanału nie zmieni, zawsze ogląda mecz do końca. Nie zdarzyło mi się wyłączyć transmisji przed końcem, a zwłaszcza wyjść ze stadionu przed końcem.

Pewnie wybiega pan myślami za najbliższy mecz, proszę więc powiedzieć w jakiej fazie turnieju widzi pan Polskę i jaką uznałby pan za sukces?

- Najmniej chciałbym trafić w 1/8 finału na Francję. Rumunia i Szwajcaria są w zasięgu. Ale od 1/8 finału będzie tak, że każdy przegrany mecz będzie bolał bardziej niż radość, że się dokądś dotarło. Prawdziwym, wymiernym sukcesem, takim, który dawałby wieloletnią siłę, byłaby obecność w czwórce. To są marzenia. Może na starość mi się spełnią.

Obserwuj @LukaszJachimiak

Cristiano Ronaldo i Eden Hazard do poprawki. Wybraliśmy najgorszych [PO PIERWSZEJ KOLEJCE]

Zobacz wideo
Czy brak Wojciecha Szczęsnego osłabi Polskę w meczy z Niemcami?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.