Euro 2016. Francja - Rumunia. Stec: W przerwie przemknęła mi myśl, że Polacy grali w otwarciu Euro 2012 lepiej

Nie wszyscy kibice są pewni, czy za swoimi piłkarzami w ogóle przepadają, ale w inauguracji Euro oklaskiwali idealnego kandydata na bożyszcze tłumów. Zwycięstwo nad Rumunią 2:1 dał gospodarzom Dimitri Payet.

Ta miłość miała mieć twarz Paula Pogby, typowanego na bohatera kolejnego tomu opowieści o wybitnych francuskich rozgrywających. Jak Raymond Kopa zadbał o pierwszy dla kraju medal mundialu (1958), Michel Platini natchnął ich do zdobycia złota mistrzostw kontynentu (1984), a Zinédine Zidane strzelał zwycięskie gole w finale MŚ (1998), tak gwiazdor Juventusu powinien zainspirować do triumfu na Euro 2016.

W piątek zaczął swoje popisy od kilku ładnych podań, ale znacznie więcej oferował najlepszy na boisku Payet. Nawiedzony drybler, który zademonstrował tyle zagrań pereł, że obdzielilibyśmy nimi kilka meczów. Piękny gol, asysta, sznur wirtuozerskich zwodów. On nigdy nie był lansowany na półboga tak intensywnie jak młodszy kolega, jednak jego popis znów przypomniał, że ilekroć Pogba - owszem, wybitnie zdolny - ma podbić najważniejszą scenę, tylekroć znika.

A teraz zadanie jest tym poważniejsze, że chyba wykracza wręcz poza futbol.

Francja cierpi na depresję

Zachorowała po jesiennych zamachach, ale powodów przybywa. Przywykła już nie tylko do widoku uzbrojonych po zęby żołnierzy na ulicach, ale także naparzających się z policją demonstrantów czy strajkujących pokojowo, acz bardzo uprzykrzających życie. Klimatu sportowych igrzysk tu nie czuć.

Nawet reprezentacja Francuzów dzieli. Od lat ciężko pracuje na opinię najbardziej skonfliktowanej i zdeprawowanej w Europie, czego kulminację oglądaliśmy na mundialu w 2010 r. Wybuchł regularny bunt, piłkarze odmawiali trenowania, napastnik Nicolas Anelka kazał trenerowi Raymondowi Domenechowi "spier...". Alan Finkielkraut, filozof i członek Akademii Francuskiej - najbardziej szacowne grono w kraju - nazwał wtedy reprezentację "bandą chuliganów o moralności mafijnej". I ogłaszał, że "od pokolenia Zidane'a cały kraj przeszedł do pokolenia kanalii".

To było apogeum wstydu, a pomniejsze skandale wybuchają w szatni notorycznie, niedawno wykurzyły z kadry Karima Benzemę. Najsławniejszy francuski napastnik został zdyskwalifikowany po oskarżeniach o współudział w szantażowaniu ujawnieniem sekstaśmy - dla wyłudzenia pieniędzy - kolegi z drużyny Mathieu Valbueny. Kary nie zaakceptował, w odwecie zarzucił selekcjonerowi Didierowi Deschamps uleganie rasistowskiej części społeczeństwa.

Dlatego Francuzi mają względem swojej drużyny uczucia ambiwalentne. Na własne oczy przekonałem się o tym w piątek na dworcu w Nantes, gdzie młody kibic w koszulce z nazwiskiem Benzemy ("solidaryzuję się z nim, wielu piłkarzy ma coś na sumieniu) starł się ze starszym, który krzyczał, że dopiero dzięki usunięciu napastnika Realu "trochę reprezentację polubił". "Niedużo, ale trochę".

Tak to z grubsza wygląda. Dzisiaj wprawdzie antypatii do kadry nie deklaruje już 82 proc. obywateli, jak przed trzema laty, ale wielu wciąż się waha.

Piłkarze nadal jednak mają szansę

I dlatego, że rodacy zwyczajnie potrzebują trochę czystej radości, i dlatego, że tworzą - przynajmniej w teorii - grupę atrakcyjną. Młodą, entuzjastyczną, pełną wigoru. Z najsilniejszą chyba drugą linią, w której obok Pogby biegają niezmordowany pracuś Kante oraz Blaise Matuidi, czyli jedyny Francuz, który ostał się w podstawowym składzie zalanego katarską mamoną Paris Saint-Germain. Z Payetem i innym bohaterem sezonu klubowego, Antoine'em Griezmannem. Z chłopięcymi rezerwowymi Kingsleyem Comanem i Anthonym Martialem. Wszystkie atuty, by nie tylko wygrywać, ale jeszcze uwieść publikę. Wreszcie.

Ale w piątek Francuzi długo wyglądali na stremowanych, wyzutych z idei. I niepewnych na tyłach - tego się akurat spodziewaliśmy. W przerwie przemknęła mi heretycka myśl, że przed czterema laty Polacy grali w otwarciu Euro 2012 lepiej.

Może Trójkolorowi potrzebowali czasu, by przywyknąć do gry o stawkę, w końcu jako gospodarze przez dwa lata bawili się wyłącznie w sparingi. Ocalił ich dopiero Payet, który przed swoim golem podarował asystę Olivierowi Giroudowi. Temu samemu, którego kibicom zdarza się wygwizdywać, dlatego że "ukradł" miejsce w ataku Benzemie. Taki tu mają we Francji klimat.

Wygrana z Rumunią to początek starań, by go poprawić. I zapowiedź jeszcze większej presji na słabnącego w piątek z każdą minutą Pogbę, którego trener Deschamps zdjął z boiska kwadrans przed końcem. To nie była zwykła trenerska decyzja, to była niemal demonstracja. Ten kawaler cały czas uchodzi za świetną partię - i zdarzają mu się niezwykłe zagrania - ale dorosnąć nie umie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.