Polska - Islandia. Lewandowski? Na Islandii jest taką samą gwiazdą jak Messi czy Ronaldo

- Dla rozwoju futbolu na wyspie Ejdur Gudjonsen zrobił bardzo dużo i także jemu zawdzięczać można miejsce, w którym jest dzisiaj reprezentacja. Tak jak w Polsce była "Małyszomania", która dostarcza nowe pokolenia skoczków, tak w Islandii wielu chłopców chciało pójść w ślady byłego napastnika m.in Chelsea i Barcelony - mówi Piotr Giedyk, znawca islandzkiej piłki.

Piotr Giedyk ma 25 lat i choć wychował się na warszawskiej Saskiej Kępie, jego drugim domem jest Wyspa Gejzerów. Od ponad dekady zafascynowany Islandią, jej historią, mieszkańcami i przede wszystkim - piłką nożną. Założyciel strony "Piłkarska Islandia", od 2012 roku redaktor serwisu Icelandnews.is.

Paweł Jędrusik: Skąd u ciebie ta fascynacja Islandią?

Piotr Giedyk: - Nie mam pojęcia. To jest tak odległa przeszłość, że nie powiem ci dzisiaj, czym konkretnie się zaraziłem. W wieku 11, może 12 lat zacząłem się po prostu interesować tym krajem. Internet nie był jeszcze tak rozpowszechniony jak dziś, więc czytałem książki o historii, oglądałem albumy ze zdjęciami. Chłonąłem wszystko, co było związane z Islandią. Były to najróżniejsze książki związane z geografią i historią państw nordyckich. Wśród nich zawierała się również Islandia i to właśnie ona najbardziej przyciągnęła moją uwagę. Później udało mi się dorwać przewodnik po Islandii, który w pogłębił moją wiedzę o tej krainie. W dobie rozpowszechnionego internetu wszystko było już prostsze. Nawiązałem pierwsze kontakty z tamtejszą społecznością.

W polskiej szkole islandzkiego nie uczą.

- Nie, ale znalazłem fora internetowe, na których udzielali się mieszkający tam Polacy. Zaprzyjaźniłem się z pewną kobietą, która opisywała mi jak się tam żyje. Po jakimś czasie ona wróciła do kraju, a że mieszkała w Warszawie - postanowiłem się z nią spotkać. I tak rozpoczęły się moje korepetycje z islandzkiego. Ona po latach pobytu na wyspie mówiła już lepiej po islandzku niż po polsku.

Ile miałeś lat?

- 14, może 15. Jakoś między gimnazjum a liceum.

Kiedy wyjechałeś?

- Dopiero trzy lata temu, w marcu 2012 roku. Jeszcze będąc w Polsce, znalazłem tam pracę jako redaktor w serwisie internetowym dla Polaków mieszkających na Islandii. Napisałem, że jestem zafascynowany krajem, że sam nauczyłem się języka i że chciałbym dla nich pisać. I dostałem zaproszenie, z którego skorzystałem - wszystko w ramach wolontariatu. Moja praca zarobkowa nie była jednak związana z futbolem, gdyż przez dwa miesiące pracowałem w magazynie portowym na fiordach - w Isafjordur.

Dużo zarobiłeś?

- Zarobiłem na tyle, że mogłem wyjść co kilka dni do knajpy, rozerwać się, pogadać z ludźmi. Później odłożone pieniądze wydałem na lokalne podróże. Bilet do Warszawy również został pokryty z zarobionej na fiordach kasie. Ponieważ byłem w porze zimowej i przejezdność dróg między miasteczkami w tej części Islandii uwarunkowana jest od pogody - wszelkie eskapady opierały się na regionie Westfjords. Nierzadko bywa tak, że z góry na drogę stoczy się lawina śnieżna. Wtedy mniejsza miasteczka potrafią być odcięte od świata nawet przez 2-3 dni. Isafjordur jest największym miastem tego regionu. Do tego miasteczka latają regularnie samoloty z Reykjaviku. Tam jest więc o dotarcie łatwiej, o ile pilotom planów również nie pokrzyżuje pogoda. Lądowanie na tym lotnisku zalicza się do jednego z najtrudniejszych w Europie. Fiordy są dla mnie czymś cudownym i ciężko będzie innym częściom Islandii pobić je pod względem atrakcyjności i piękna. To jednak dopiero przede mną, gdyż do odwiedzenia i poznania została mi cały czas znaczna część Islandii.

Powiedz coś o znajomościach, które nawiązałeś?

- Były związane ściśle ze środowiskiem kibicowskim. Sam jestem kibicem Legii, od zawsze interesuję się piłką, więc to mi przyszło najłatwiej. Szybko złapałem kontakt z grupą kibiców ich reprezentacji zwanej Tolfan, część z nich poznałem wcześniej także na forach. To bardzo otwarci, kontaktowi ludzie. Zresztą, jak większość Islandczyków. No i tak wsiąkałem w całe piłkarskie towarzystwo - kibiców, dziennikarzy, ludzi związanych z klubami. Takim sposobem sam zostałem dziennikarzem sportowym.

Piszesz?

- Tak, do Icelandnews.is - stronie dla Polaków mieszkających na Islandii. Dzielę się tam wrażeniami i staram zarażać polskich fanów futbolu tamtejszą piłką. Prowadzę także stronę na Facebooku "Piłkarska Islandia" i widzę coraz większe zainteresowanie wśród polskich kibiców tym tematem. Szczególnie teraz, po sukcesach ich reprezentacji.

Piłkarze Larsa Lagerbacka byli objawieniem eliminacji Euro 2016. Co się stało, że nagle Islandia zaczęła odnosić sukcesy?

- Składa się na to wiele czynników. Nie odbieram tego, jako jakiegoś nagłego wystrzału talentu. Przypomnę, że Islandia grała już w barażach do Mistrzostw Świata w Brazylii. Wtedy uległa Chorwacji, ale w ich furbolu wyraźnie coś drgnęło. Duża w tym zasługa wprowadzonemu kilkanaście lat temu systemu szkolenia młodzieży. Dziś Islandczycy zbierają jego owoce. Także ich liga, choć wciąż nie jest w pełni zawodowa, rozwija się. To nie jest tak, że tam grają jacyś rybacy, czy inni kelnerzy. Najsilniejsze kluby starają się zatrzymywać najlepszych piłkarzy. Większość graczy ma podpisane profesjonalne kontrakty.

Ale w kadrze grają piłkarze z klubów zagranicznych. Na mecz z Polską tylko jeden - Oliver Sigurjónsson - gra w rodzimej lidze.

- Odpowiedź jest prosta: norweskie czy szwedzkie kluby wyławiają wszystkie nastoletnie islandzkie perełki. Wystarczy, że taki nastolatek zagra kilka dobry meczów, albo zostanie dostrzeżony gdzieś w młodzikach i już trafia za granicę. I taka Norwegia czy Szwecja jest już trampoliną nawet do angielskiej Premier League. W skrócie: liga islandzka, a reprezentacja to dwie różne bajki.

Powiedz coś o trenerze Larsie Lagerbacku.

- Objął kadrę w 2011 roku. Miał więc dużo czasu, by zbudować ją według swojego pomysłu. Według mnie - poza tymi barażami z Chorwacją - to pasmo sukcesów. Po eliminacjach do Mundialu w Brazylii najważniejsze było to, by Lars przedłużył kontrakt. Czuło się, że to gość, który z tą drużyną osiągnie sukces. Lagerback został, choć islandzkie media łączyły go nawet z reprezentacją Polski. Efekty jego pracy zadziwiły Europę. Jako Skandynaw szybko się zasymilował. Widać, że jest zżyty z Islandią, z kadrą, nie odbiera tylko wypłaty po meczach i wraca do domu. Jest wierny swoim pomysłom, nie błądził, nie szukał. Od pierwszego dnia coś sobie wymyślił i to się sprawdza. Na piłkarzy krzyczeć nie musi. To profesjonaliści przez duże p. Są bardzo zdyscyplinowani.

Jak ustawia zespół?

- Zawsze z dwójką napastników. To podstawa. Reszta zależy od przeciwnika. Nie jest tak, że w każdym meczu jego zawodnicy mają absolutnie dominować, albo są tylko nastawieni na kontrę. Oglądając Islandię ma się wrażenie, że czasami udają słabszych by rywal poczuł się pewnie. Tak było w meczach ze Szwajcarią i Norwegią w eliminacjach do Mistrzostw Świata w Brazylii, tak było teraz w mechach z Turcją czy Holandią. Są momenty, w których Islandczycy zaczynają grać jakby niedokładniej, niby sięgubią, widać jakiś chaos w ich poczynaniach, a nagle trener wciska guzik - i wyprowadzają cios, który potrafi nieźle zamroczyć rywala.

Najciekawsza postać kadry?

- Hanes Halldorsson, 31-letni bramkarz. Szkoda, bo akurat na mecz z Polską nie dostał powołania. Gość do dziś jest kamerzystą. Jeśli cię stać, możesz go wynająć na wesele lub chrzciny. Nie robi tego przez brak pieniędzy, tylko z pasji. Zawsze umiał to pogodzić z piłką. To swoją drogą chyba jedyny piłkarz, który grając w rodzimej lidze w KR Reykjavik był powoływany regularnie do kadry. Ciągnęła się za nim błędna opinia amatora, który ma bronić w kadrze. Nic z tych rzeczy.

Ejdur Gudjohnsen?

- To legenda islandzkiej piłki. Dla rozwoju futbolu na wyspie zrobił bardzo dużo i także jemu zawdzięczać można miejsce, w którym jest dzisiaj reprezentacja. Tak jak w Polsce była "Małyszomania", która dostarcza nowe pokolenia skoczków, tak w Islandii wielu chłopców chciało pójść w ślady swojego idola Gudjohnsena, byłego napastnika m.in Chelsea i Barcelony. Ma on zresztą trzech nastoletnich synów, którzy grają w piłkę - Sveinn Aron, Andri Lucas oraz Daniel Tristan Gudjohnsenowie grają w juniorskich drużynach FC Barcelony. Wszyscy więc są w jednym miejscu. - i może także kiedyś będą dobrymi piłkarzami jak ich ojciec, kto wie? A sam Gudjohnsen miał już kończyć karierę, ale dorabia w Chinach. Na mecz z Polską powołany nie został, ale nie zdziwię się, jeśli pojedzie na Euro. Choćby po to, by robić atmosferę w szatni.

Kibice dbają o nią?

- O sile kadry stanowią ci ze Stjarnanu, czwartej drużyny ubiegłego sezonu i niedawnego rywala Lecha w eliminacjach Ligi Europy. Jest ich sporo. Akurat w Poznaniu ich nie było za wielu, ale w kolejnej rundzie świetnie zaprezentowali się na San Siro w meczu z Interem. Do Włoch pojechali w 450, co jak na 14 tysięczne miasto jest świetnym wynikiem. Dopingują swoich graczy przez cały mecz, może nie ma jakichś opraw, ale widać, że cały czas się uczą, starają kopiować pomysły innych skandynawskich zespołów. To są na prawdę oddani kibice. W Islandii jest trochę jak w Brazylii: piłka nożna jest religią, jedną z dwóch. Ta druga to piłka ręczna. Tam dzieciaki kończą szkołę i od razu biegną grać w piłkę - na dwór lub na halę, potrafią kończyć dopiero późnym wieczorem.

Patrząc na polskie podwórka aż trudno to sobie wyobrazić.

- Prawda? Nie wiem z czego to wynika. Rozwój całej elektroniki, gier i gadżetów jest przecież taki sam, jak w Polsce, a jednak grają w piłkę, trenują i zapełniają boiska. Jakoś potrafią to wszystko rozdzielić.

W piątek wieczorem możemy być zaskoczeni wynikiem?

- Myślę, że tak. Oczywiście to tylko mecz towarzyski, który ma posłużyć jako czas na eksperymenty dla Larsa. Powołanych jest kilku zawodników, którzy jeszcze nie zadebiutowali w kadrze. Są to bramkarz Frederik Schram grający w duńskim FC Vestsjaelland, obrońca Hjörtur Hermannsson z juniorskiego PSV, Arnór Ingvi Traustason z IFK Norrköping, Oliver Sigurjónsson z krajowego Brei?abliku. Cała czwórka meczem z Polską będzie chciała udowodnić, że to już ich czas. Kadra Nawałki jeszcze z takim zespołem nie grała.

A Szkocja, Irlandia?

- Oczywiście, prezentują dość zbliżony sposób gry, polegający na sile, dobrym rozegraniu stałych fragmentów, ale Islandia to drużyna zdecydowanie mocniejsza. Przede wszystkim drużyna Larsa jest niesamowicie zbudowana tym awansem, który jest największym sukcesem reprezentacji w historii. To drużyna niezwykle charakterna i co najważniejsze - głodna sukcesu. Awans na Euro został oczywiście odebrany jako gigantyczny sukces, ale nikt nie chce na tym poprzestać.

Jeśli w Polsce po awansie kadry Nawałki zapanowała euforia, to co powiedzieć o tym, co działo się na Islandii?

- Tam była megaeuforia. Jeszcze kilka lat temu zwycięstwo z kimkolwiek było sukcesem. Nikt nie myślał o jakimś awansie, kluby w pucharach też szybko odpadały. To, co się działo po zwycięstwie z Holandią w Amsterdamie, który dał awans na Euro, jest nie do opisania. To był szczyt szaleństwa. W Amsterdamie pojawiło się cztery tysiące fanów z wyspy, co jest wynikiem niesamowitym, biorąc pod uwagę, że jest 325 tysięcy islandczyków w ogóle. Wielu kibiców nawet nie wróciło do domu po meczu, bo tak ich poniosła radość. Trzeba przyznać - Islandczycy piją chyba nawet więcej niż Brytyjczycy, łatwo nawiązują kontakty. A wracając do fety. Gdy piłkarze wrócili na wyspę, rozpoczęła się narodowa zabawa. W Rejkjawiku, na jedntm z głównych placów, powstała specjalna platforma, na której zostali powitani. Kilkanaście tysięcy ludzi świętowało całą noc. Masa Islandczyków już planuje swoje wakacje właśnie pod kątem wyjazdu do Francji.

Jak w mediach islandzkich postrzegana jest nasza kadra?

- Polska to Robert Lewandowski. O nim naprawdę wiele się pisze, nie tylko w kontekście piątkowego sparingu. To na wyspie piłkarz ze światowego topu, uwielbiany jak Messi, Neymar czy Cristiano Ronaldo. Oczywiście przed meczem z Polską mówi się coś o Fabiańskim, który gra w Swanse z Gykfi Sigurdssonem, wspomina się też ArturaBoruca, który grał w Celtiku, ale Lewandowski to absolutna gwiazda.

Najbardziej wstydliwe boiskowe "klopsy" [WIDEO]

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA