El. Euro 2016. Polska - Niemcy. Thomas Müller, piłkarz spoza wszelkich schematów

Poznajcie najniewdzięczniejszego z niemieckich zawodników, który może okazać się zmorą polskich piłkarzy w sobotni wieczór. I postarajcie się go zrozumieć oraz docenić. Początek meczu o 20.45. Relacja Z Czuba i na żywo na Sport.pl.

Zagłosuj na aplikację Sport.pl LIVE!

- Thomas Müller w meczu z Manchesterem City jesienią 2013 r. absolutnie zachwycił Pepa. Bardziej niż fałszywą dziewiątką był napastnikiem poruszającym się płynnie we wszystkich strefach boiska i pojawiał się tam, gdzie najmniej się go spodziewano - pisze w książce "Herr Guardiola" Marti Perarneu, który ze szkoleniowcem mistrzów Niemiec spędził poprzedni sezon.

Wygrany 3:1 mecz z City był prawdopodobnie najlepszym Bayernu Guardioli. Notując niemal dwa razy więcej podań, wymieniając piłkę z prawie 90-proc. dokładnością, a wysokim pressingiem długimi fragmentami nie pozwalając gospodarzom wyjść z własnej połowy, mistrzowie Niemiec kompletnie rozbili Anglików.

- Müller był wiernym odbiciem drużyny, która potrafiła połączyć krótkie podania z długimi, posiadanie piłki z szybkością, grała agresywnym pressingiem i odzyskiwała piłkę. Grając wysoko, wygrała większość pojedynków, miała niemal sto procent celnych podań, odbierała piłkę i nie robiła tego dla samego odbierania, ale żeby wyrządzić krzywdę City - pisze Perarneu.

A jednak wybranie 25-letniego zawodnika na bohatera tego meczu wydaje się jednak co najmniej ryzykowne.

Müller podawał wtedy najmniej dokładnie, ledwie dwa razy próbował odebrać piłkę, ani razu jej nie przechwycił. Żaden z niego symbol bawarskiej odmiany tiki-taki.

- Wiem, że mój styl gry nie pasuje do żadnego z tych opisanych w podręcznikach - mówi Müller. I ma rację, gdy debiutował w reprezentacji w przegranym 0:1 sparingu z Argentyną, Diego Maradona wziął go za chłopca od podawania piłek. Jakże bardzo adekwatnie dla jego boiskowej roli - roli, której nikt nie jest w stanie określić. Miesiąc temu przeciwko Szkocji grał na prawym skrzydle, ale dwa gole, które strzelił, znamionowały najwyższą klasę snajpera. Zresztą w systemach 4-2-3-1, 4-3-3 i 3-4-2-1, którymi Bayern grał w ostatnich latach, on jedyny występował na każdej pozycji w ofensywie, czasami wracał też do środka pola.

Pewnie także dlatego wszyscy w polskiej drużynie podzielają i podkreślają rolę Müllera. Analityk reprezentacji, Hubert Małowiejski mówi o nim, że "wymyka się wszelkim prawom", a Łukasz Piszczek, który miał okazję się z nim mierzyć, dodaje, że "wydaje się, że nie jest wirtuozem, ale potrafi robić niesamowite rzeczy". Taki jest właśnie Thomas Müller, najgorszy i najniewdzięczniejszy rywal, z jakim będą się mierzyli dziś polscy obrońcy.

Kontroler przestrzeni

I pomyśleć, że jeszcze pięć lat temu grał tylko w trzecioligowych rezerwach Bayernu. Czasem tylko przebijał się do pierwszego zespołu, w lutym 2009 r. podpisał pierwszy profesjonalny kontrakt. Miał być wypożyczony, ale wtedy do Monachium przybył Louis van Gaal. - On będzie u mnie grał zawsze - powiedział Holender, oglądając Müllera na pierwszych treningach. Na mistrzostwach w 2010 roku w RPA, niemieccy dziennikarze mówili, że każdy sukces reprezentacji to przede wszystkim zasługa Holendra - bo ściągnął niespełna 21-latka z trybun Allianz Arena na murawę i wprost do ataku Bayernu. I do reprezentacji.

Dziś ma Puchar Europy, złoto i brąz mundialu, jest na dobrej drodze, by zostać najlepszym strzelcem w historii MŚ. Od lidera Miroslava Klosego dzieli go tylko sześć goli, a przecież w 2022 r. w Katarze będzie miał 34 lata. Napastnik Lazio w Brazylii, gdzie wyprzedził Ronaldo, był dwa lata starszy.

Dwa lata temu wyznawał "Sueddeutsche Zeitung", że jego rola to "die Raumdeuter". Oznacza "kontrolera przestrzeni", czyli zawodnika, który widzi wszystko i doskonale wie, w której strefie się znaleźć, co w niej zrobić i jak bez piłki się zachować, by zespół na tym skorzystał.

Choć był najlepszym strzelcem Niemców w Brazylii, trudno sobie wyobrazić, by dostał "Złotą Piłkę". To nie ten typ zawodnika, Müller nie powala tłumów, jego 150 goli w nieco ponad 350 meczach nie wywołują także ekscytacji. Snajperskie rekordy Cristiano Ronaldo i Leo Messi działają na wyobraźnię, a Müller potrafi (woli?) ginąć w akcji, uciekać w strefę boiska, gdzie piłka nie ma prawa się znaleźć. Do tego gra ostro, nie cofa nogi, używa łokci i kłóci się z rywalami.

Częściej po prostu robi wszystko, by być niewidocznym i objawić się w najmniej spodziewanym momencie. Gra na każdej i jednocześnie na żadnej pozycji - oddanie mu na murawie wolności nie oznacza przywileju dla gwiazdy, ale korzyści, jaką może czerpać cały zespół. Niewidoczny, niezaangażowany w grę, czasem wyglądający na rozproszonego, a jednak zawsze zmuszający obrońców do błyskawicznych odpowiedzi na pytania: kto za niego odpowiada, kto ma za nim podążyć w boczną strefę lub do pola karnego, kto powinien zatrzymać jego drybling, kto musi zablokować jego strzał? Zwykle nie trafiają.

Człowiek bez mięśni

- Nie można mnie skrzywdzić, skoro nie mam mięśni. Rywale celują w moje ścięgna, ale są one tak cienkie, że trafiają w kości - mówi Müller. Nawet, jeśli Niemiec deprecjonuje swoją siłę, to nigdy nie daje tego po sobie poznać na boisku. Także dzięki niemu reprezentacja Niemiec odzyskała na MŚ zbójnicki wizerunek. Tak jak nie ma środka, który by ograniczył Muellera, tak Mueller nie widzi potrzeby, by ograniczać środki w powstrzymywaniu przeciwnika.

Oto jeden z niewielu piłkarzy, który, pozbawiony układu nerwowego, dostosowuje się do każdej sytuacji na boisku. Niezależnie od stopnia dominacji, czy bycia zmuszonym do kontrataków. I nigdy nie był piłkarzem samolubnym. W ostatnich czterech latach po jego podaniach padło aż 60 goli.

Zresztą, przypomnijcie sobie finał mistrzostw świata. Owszem, złoto dała Niemcom akcja Schuerrlego i strzał Goetzego, ale być może tego gola by nie było, gdyby nie sprytny (typowy!) ruch Müllera. To on wbiegł przed Demichelisa, zmusił go do wykonania kilku kroków przed linię argentyńskiej obrony i otworzył przestrzeń klubowemu koledze, by mógł przyjąć dośrodkowanie i strzelić gola. Gdy Demichelis ruszył do Müllera, zdawał się wiedzieć, że tym razem źle odpowiedział na postawione przez Niemca pytanie. Na poprawkę było za późno. W Argentynie, jak później w Szkocji, nikt obrońców za niedopatrzenie czy brak koncentracji nie obwiniał - przy Müllerze po prostu łatwo się pomylić, choć każdy wie, ile to kosztuje.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA