Oni będą gwiazdami Euro 2012 - Llorente zastąpi Villę i Torresa?

Syn rzeźnika spełnił marzenia, został zawodowym piłkarzem. Dwa lata temu był rezerwowym reprezentacji Hiszpanii, która wygrała mundial. W czerwcu Fernando Llorente może być podstawowym napastnikiem drużyny broniącej mistrzostwa Europy

Niebieskooki blondyn jest podobny księcia Asturii Filipa, ale baskijska prasa ze względu na bujną czuprynę pisze o nim per "Król Lew". W kadrze Hiszpanii prosto w oczy mierzącemu 1,93 m Llorente próbować spojrzeć mogą jedynie Gerard Pique (niższy o centymetr) i Javi Martinez (3 cm mniej).

Mimo wzrostu napastnik Athleticu Bilbao nad piłką panuje fantastycznie. - Jest niezwykle uzdolniony jak na swój wzrost. Umie to wykorzystać, dobrze zastawia się tyłem do bramki, potrafi przytrzymać piłkę i wykorzystać nawet najmniejszy błąd rywala - komplementuje go klubowy trener Marcelo Bielsa.

Środowy sparing kadry z Wenezuelą zaczął od pierwszej minuty, ale nie zachwycił, a wprowadzony w jego miejsce Roberto Soldado ustrzelił hat-tricka. Trener Vicente del Bosque do ostatnich godzin przed pierwszym meczem na Euro będzie się jednak zastanawiał, kto wybiegnie w podstawowej jedenastce. Wobec słabej formy Fernando Torresa, który ostatnio do szerokiej kadry się nie załapał, i kontuzji Davida Villi faworytem hiszpańskiej prasy jest Llorente, który w nowym roku rozstrzelał się na dobre.

W pierwszych dziesięciu meczach w 2012 roku trafił do siatki rywali dziesięciokrotnie, a w sumie w sezonie ma 20 goli w 33 meczach i jest o krok od pobicia życiowego rekordu (23 gole w jednym sezonie). Ale bramkę dziurawi od dobrych kilkunastu lat.

Jego dziadek wypasał owce, ojciec był rzeźnikiem. Mały Fernando, jak większość chłopców w Pampelunie, chciał zmierzyć się kiedyś w corridzie z wielkim, wściekłym bykiem. Grał na pianinie, później na klarnecie, ale to ganianie za piłką sprawiało mu największą radość. - Marzyłem o grze w Primera Division. Postanowiłem zrobić wszystko, by osiągnąć cel - mówi.

Wyróżniał się na boiskach w swojej rodzinnej wiosce Rincón de Soto, niedaleko Pampeluny. Na jednym z turniejów dostrzegł go Jose Mari Amorrortu, obecnie trener reprezentacji Kraju Basków, a na początku wieku dyrektor sportowy klubu z Bilbao. - Oglądaliśmy go na turnieju. Już po pięciu minutach pierwszego meczu byliśmy pewni, że chcemy go w Athleticu - wspomina.

Choć na stole leżały oferty Barcelony i Espanyolu, wujek Fernanda, wierny kibic Athleticu, przekonał rodziców, by posłali chłopaka do szkółki klubu z Bilbao. Jako 12-latek opuścił rodzinny dom, zamieszkał z przyjaciółmi Amorrortu - Benito i Maite. Po śmierci swojej "zastępczej matki" przeniósł się do klubowego internatu, gdzie mieszkał do skończenia dwudziestki.

W 2004 roku o mało nie wyleciał z klubu. Odmówił podpisania dwuletniej umowy z drugą drużyną, bo nie chciał grać za darmo. Ówczesny prezes Fernando Lamikiz zrobił dla młodzieńca wyjątek i podpisał z nim specjalną umowę. Nie pożałował. - To zaskakujące, ile osób krytykowało go wtedy za to, że chciał dostać to, co mu się należało. Grał przecież bez wynagrodzenia, nie był ulubieńcem trenerów, sporo się musiał nacierpieć. A teraz jest symbolem klubu - mówi po latach Lamikiz.

W Primera Division zadebiutował 16 stycznia 2005 roku z Espanyolem. - Byłem zaskoczony, że nie znalazłem się w kadrze meczowej drugiej drużyny, przecież do tej pory zawsze wychodziłem w pierwszej jedenastce. Dopiero później trener mi wyjaśnił, że dostałem powołanie od samego Valverde - wspomina. Trzy dni po debiucie ustrzelił hat-tricka z Las Palmas w Pucharze Króla.

- Ma niesamowitą kontrolę nad swoim wielkim ciałem. W powietrzu nie ma sobie równych, ale jego gra nie jest oparta na sile - uważa Ernesto Valverde.

- Strzelał gole we wszystkich kategoriach wiekowych. Jest świetnie wyszkolony technicznie, ale wielu wątpiło, czy kiedykolwiek będzie gotowy do gry na najwyższym poziomie - mówi Amorrortu. Po dwóch słabych sezonach, w których do siatki rywali strzelił ledwie czterokrotnie, latem 2007 roku klub zastanawiał się, czy się go nie pozbyć. - Czasami młodzi zawodnicy nagle zapominają, jak się gra w piłkę. Niektórzy potrzebują czasu, by odzyskać pewność siebie. Warto poświęcić dla nich kilka meczów - uważa trener Javier Clemente, obecnie trener Sportingu Gijon, w 2005 roku prowadził ekipę z Bilbao.

Przyjście nowego trenera Joaquina Camparrosa oraz transfer podstawowego napastnika klubu Ismaela Urzaiza do Ajaxu zmieniły wszystko. Llorente w 35 meczach zdobył 11 bramek, w kolejnym zdobył o siedem goli więcej i po raz pierwszy w karierze został powołany do reprezentacji.

Latem 2010 roku poleciał z kadrą na mundial do RPA, ale zagrał tylko z Portugalią. Wszedł w 58. minucie, a chwilę później padł zwycięski gol. Teraz, wobec problemów z napastnikami, ma szansę błysnąć w kadrze i być może zmienić klub na lepszy.

Zabiegają o niego Tottenham, Manchester City, Liverpool. Ostatnio włączyła się też Barcelona, a już kilka razy do gry w Realu namawiał go Florentino Perez. Wielkich klubów 36-milionowa kwota odstępnego nie odstrasza. Kontrakt z Athletikiem ważny jest do czerwca 2013 roku, na stole leży propozycja nowej umowy. Po awansie do finału Pucharu Króla Llorente powiedział, że chce w Bilbao grać do końca kariery. Nowego kontraktu na razie jednak nie podpisał.

Zaczynamy zabawę! Wybierz swoją kadrę na Euro 2012

 

Fernando Llorente

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.