Zmęczony, szczęśliwy Husky

- Widziałem, jak sarny przeskakiwały przez rozpędzone stado. Albo zaprzęg, którego psy obiegły drzewo z dwóch stron. Maszer był bez szans, ale nic się nie stało. To wbrew pozorom bardzo bezpieczny sport - mówi Paweł Grabara, organizator psich zaprzęgów.

W Witowie, w województwie łódzkim, zostaną rozegrane zawody psich zaprzęgów zaliczane do Pucharu Polski. Rywalizować będzie 80 zawodników i kilkaset czworonogów takich ras jak: alaskan malamut, syberyjski husky, psy grenlandzkie czy samojed. Wyścigi zaplanowano w różnych dyscyplinach i klasach, takich jak bikejoring i canicross.

Rozmowa z Pawłem Grabarą organizatorem zawodów, członkiem zarządu Polskiego Związku Psich Zaprzęgów

Damian Bąbol: W weekend Ekipa Ekstremalna przyjedzie do Witowa na wyścigi psich zaprzęgów. Co to jest za sport?

Paweł Grabara: To bardzo ciekawa i efektowna dyscyplina. Polega głównie na współpracy z czworonogami, które sterujemy tylko głosem. Rola maszera, czyli zawodnika, ze swoimi zwierzętami musi się opierać na jak najlepszym wyszkoleniu i bezgranicznym zaufaniu. Najpierw wystartują biegacze z psami, później kolarze, czyli bikejoring. To najszybsza konkurencja. Najlepsi zawodnicy potrafią rozpędzić się nawet do 45 km/godz.

Czy to nie jest męczarnia dla psów?

– W żadnym wypadku. Zmęczony husky, to szczęśliwy husky. Oczywiście najwięcej zależy od człowieka, który powinien wiedzieć, w jakich warunkach należy trenować z psami. One są stworzone do ruchu i mogłyby hasać o każdej porze, ale np. latem lepiej nie przesadzać. Przy wysokich temperaturach psy mają często problem z oddawaniem ciepła. Istnieje ryzyko przegrzania, więc lepiej dla ich dobra, żeby się za bardzo nie przemęczały. W każdych innych warunkach uwielbiają aktywność. Zresztą, jak przyjedziecie, to przekonacie się, że one to po prostu kochają. Zapowiada się świetna impreza. Przygotowaliśmy też klasę open, najbardziej efektowną. Rozgrywa się na dystansie ok. 20 km. Zaprzęgi składają się z 12 lub nawet większej liczby psów. Maszer tak licznego pojazdu oddaje w ich łapy swoje bezpieczeństwo, a czasem swoje życie. Prowadzenie takiego zaprzęgu jest przeznaczone tylko dla najlepszych.

W jaki sposób zapanować nad tak licznym zaprzęgiem?

– Wszystko sprowadza się do komendy głosowej. W innej sytuacji maszer jest bezradny. Trenujemy np. małym fiatem bez silnika i psy bez problemu ten samochód ciągną. Nawet jeśli użyje się wszystkich dostępnych hamulców, to i tak sobie poradzą. Dla nich to bez znaczenia, czy pojazd będzie poruszał się z zablokowanymi kołami czy nie. Będą go ciągnęły, prawie w ogóle nie zwalniając. Dysponują potężną siłą. Ja biegałem z czwórką psów i to było już spore wyzwanie. Przy dwunastce sobie tego nie wyobrażam. To ekstremalnie trudne wyzwanie. Psy są przyczepione do dziesięciometrowej liny. To poważny pojazd, w którym bezwzględne posłuszeństwo to podstawa. Psy muszą współpracować perfekcyjnie, zwłaszcza lider, który biegnie z przodu. Najlepiej rozumie się z maszerem, słucha poleceń i ma najmocniejszą pozycję w zaprzęgu.

Jakich komend wtedy się używa?

– Tradycyjne to są „Gee” [w lewo], „Haw” [prawo], „Go [naprzód]. Ale każdy z maszerów porozumiewa się według własnego stylu.

Które psy najlepiej nadają się do takich wyścigów?

– Syberyjski husky, alaskan malamut, greyster, eurodogi. Bieganie mają we krwi. Czasami śmiejemy się z huskich, że wystarczy je podpiąć do sań czy innego pojazdu i od razu wiedzą, co mają robić.

To bezpieczny sport?

– Tak, chociaż jak w każdej dyscyplinie dochodzi do różnych sytuacji. Czasami zagrożenie stanowią obce psy, które potrafią za bardzo zbliżyć się do zaprzęgu. Byłem świadkiem, jak sarny przeskakiwały przez rozpędzone stado. Widziałem też zaprzęg, którego psy obiegły z dwóch stron drzewo i maszer był bez szans. Doszło do zderzenia, ale na szczęście nic poważnego się nie stało. To wbrew pozorom bardzo bezpieczny sport.

Jak trenują najlepsi?

– To sport, z którego nie da się wyżyć, więc zdecydowana większość profesjonalistów na co dzień pracuje. Na treningi wychodzą w nocy albo w weekendy. Sam też czasami tak robię. Przychodzę późno do domu, odpalam czołówkę i jeżdżę z moimi czworonogami po lesie.

Psy zmieniły całe moje życie. Sprawiły, że musiałem się wyprowadzić z bloku i wybudować dom na wsi. Okazało się, że życie z czterema zwierzakami w jednym bloku jest po prostu niemożliwe. Obecnie mam 11 psów, osiem biegających i cztery mniejsze, które gdzieś znalazłem albo mi ktoś podrzucił.

To pewnie drogi sport...

– Bardzo czasochłonny. Do tego psy muszą być dobrze karmione. Przy 11 czworonogach oznacza to spory wydatek. Do tego dochodzą zawody. Jeden wyjazd kosztuje mnie 500 zł. W sezonie ścigam się dwa razy w miesiącu. Zabieramy ze sobą przyczepę, w której śpi cały nasz team. To moja największa pasja, a nawet coś więcej.