Na pokładzie najszybszego jachtu żaglowego w Polsce, czyli Ekipa EkstRemalna i katamaran Kapitana Paszke

- Płynęliśmy z Hawru we Francji do Gdańska. - mówi Paszke - Wpływamy do portu docelowego równo z innym polskim jachtem. Pozdrawiamy się nawzajem. Kapitan tamtego jachtu pyta się skąd płyniemy. Mówię, że z Hawru. Oni też. Pytają ile nam to zajęło, bo im 2 tygodnie. 4 dni - odpowiadam. Zapada niezręczna cisza...

Ekipa EkstRemalna to sześć niezwykłych osób, które ruszają w Polskę na pokładach dwóch samochodów: Magda, Franek i Michał w Renault Kadjar oraz Marlena, Dominik i Damian w Renault Captur . Ich celem jest przeżycie niezwykłych, ekstremalnych, sportowych doznań, które dzięki bogatym relacjom foto/video na długo zapadną w pamięć nie tylko samym uczestnikom tych wyjazdów.

Rejs regatowym katamaranem po morzu to coś, co raczej każdy by chciał przeżyć, dlatego informacja, że kapitan Roman Paszke chce zabrać nas na rejs swoim Gemini 3, elektryzuje członków Ekipy EkstRemalnej. Gemini 3 to zbudowany bezkompromisowo, najszybszy regatowy jacht w Polsce.

Z kapitanem Romanem Paszke ustalamy szczegóły, sprawdzamy prognozę pogody, która okazuje się łaskawa. Woda to żywioł, a jacht żaglowy zależny jest od wiatru, więc na trzy dni przed planowanym rejsem wszystko jeszcze raz potwierdzamy. Ma być słonecznie i ma wiać 5 w skali Beauforta - czuję, że wygrywamy los na loterii.

Wyjeżdżamy z Warszawy około 7. Ja, Franek i Marlena. Wyjątkowo towarzyszy nam także Piotrek - instruktor żeglarstwa, sternik morski, osoba odpowiedzialna za organizację projektu Ekipy EkstRemalnej - to on załatwia za nas czarną, papierkową robotę.

W drogę!W drogę! fot. Franek Przeradzki fot. Franek Przeradzki

Wybieramy nie najkrótszą, ale najszybszą drogę - czyli autostradę A2 na Łódź, a potem A1 do Trójmiasta. Podróż naszym Renault Kadjar przebiega gładko i szybko, a na miejsce docieramy spóźnieni symboliczne 8 minut.

Nasze auto zostaje wpuszczone na samo nabrzeże i parkujemy przy katamaranie.

Katamaran Gemini 3 i Renault KadjarKatamaran Gemini 3 i Renault Kadjar fot. Franek Przeradzki fot. Franek Przeradzki

- Kurcze, jaki on jest wielki - mówię. Top masztu sięga na wysokość 33 metrów, czyli dachu 11-pietrowego budynku, szerokość łódki to 14 metrów, a jej długość jest prawie dwa razy większa i wynosi ponad 27 metrów.

Widok wcale nie z topu masztuWidok wcale nie z topu masztu fot. Franek Przeradzki fot. Franek Przeradzki

Ogromna jednostka, która już stojąc w porcie robi piorunujące wrażenie - okazuje się, że nie tylko na nas. Ludzie zwiedzający port w Gdyni zatrzymują się przy Gemini, robią sobie zdjęcia, słyszę słowa podziwu skierowane do "naszej" jednostki. Czujemy się wyróżnieni, że możemy wejść na pokład.

Na katamaranie miejsca jest mało, po zejściu pod pokład mam wrażenie przebywania w łodzi podwodnej. Mam 190 cm wzrostu, więc nie czuję się komfortowo. Natomiast na pokładzie, szczególnie między dwoma kadłubami jest wiele miejsca, dzięki siatce rozpiętej pomiędzy nimi. - Na jednym z rejsów po Oceanie Atlantyckim graliśmy na tej siatce w piłkę - mówi kapitan. Wierzę, jest tu naprawdę sporo miejsca.

Wypływamy! Kapitan zgłasza zamiar wypłynięcia z portu przez radio. Dostaje zgodę i odbijamy od nabrzeża. Gemini 3 wyposażony jest w dwa spalinowe silniki, każdy o mocy 40 koni mechanicznych. To o wiele za mało, żeby mieć komfortowy zapas mocy i czuć się pewnie w czasie manewrów w wąskim porcie, ale za to silniki są niezwykle lekkie, a tutaj chodzi o maksymalne zredukowanie masy. - Poza tym mamy 230 metrów kwadratowych powierzchni bocznej jachtu przy zwiniętych żaglach - informuje nas kapitan Paszke. - jesteśmy przez to bardzo podatni na dryf.

Widać skupienie na twarzy kapitana w czasie manewrów tą wielką, oceaniczną jednostką. Wychodzimy, jesteśmy już na Zatoce Gdańskiej. Pierwszy oficer - Adam Skomski, też w stopniu kapitana - uwija się jak w ukropie. Skoma - windsurfingowiec, triathlonista, zawodowy żeglarz - biega po jachcie robiąc kilka rzeczy na raz. Otrzymujemy komendę - grota staw. Łódka stoi dziobem w stronę wiatru, oba silniki pracują z "małą na przód". Na pokładzie oprócz nas, członków Ekipy EkstRemalnej jest jeszcze dwóch załogantów - w pięciu stawiamy grota ciągnąc za fał.

Stawianie grotaStawianie grota fot. Franek Przeradzki fot. Franek Przeradzki

- Hej hop, hej hop - nadaje tempo kapitan. Nie są to żadne prześmiechy, to naprawdę pomaga w zgraniu się w pracy. Główny żagiel dojeżdża do 2/3 wysokości masztu i dalej nie jesteśmy już go w stanie ruszyć. Na szczęście jest kabestan wyposażony w dwie korby, które mogą być obsługiwane oburęcznie, jednocześnie przez dwie osoby. Skoma nawija linę na kabestan i zaczyna kręcić, każdy z nas pomaga mu przez minutę, półtorej, po czym zmienia się z kolejną osobą.

bez pomocy kabestanu żagiel nie poszedłby w górębez pomocy kabestanu żagiel nie poszedłby w górę fot. Franek Przeradzki fot. Franek Przeradzki

Ciężka, fizyczna, wyczerpująca praca, ale po kilku minutach mozolnego kręcenia grot jest na swoim miejscu w całej okazałości. Teraz czas na foka. Postawienie, a właściwie rozwinięcie tego żagla to drobnostka, szczególnie, że jest to wygodny rolfok - czyli żagiel nawijany na sztywny sztag.

Kapitan odchodzi od linii wiatru i obiera kurs na ostry bajdewind. Wiatr urywa głowę. Kursy ostre, czyli pływanie pod wiatr sprawiają, że prędkość jachtu wzmaga jeszcze odczuwanie prędkości wiatru i ma się wrażenie, że płynie się w huraganie. Patrzymy na log - jachtowy prędkościomierz - robimy 25 węzłów. - Jeszcze 5 i kadłub pójdzie w górę - mówi kapitan Paszke. Ale niestety, nie wieje aż tak mocno, a jacht jest tuż przed generalnym remontem. - Jesteśmy obrośnięci, Gemini dziś nie pokaże swoich maksymalnych możliwości - dodaje Paszke.

Opływamy Hel. Widzę z daleka port w tej nadmorskiej miejscowości, charakterystyczny kopułowaty budynek przy nabrzeżu. Zmieniamy kurs i płyniemy na wschód, wzdłuż półwyspu. - O, łódka regatowa - mówi Piotrek. - Pływaliśmy na takiej w regatach na Bornholm i zajęliśmy 4. lokatę na 30 jednostek. To całkiem szybka łódka - dodaje. Patrzę w miejsce wskazywane przez Piotra i rzeczywiście, jakaś łódka buja się na wodzie. Płynie w tym samym co my kierunku, ale wygląda jakby stała w miejscu, robimy jakieś 10 węzłów więcej od niej... Jak to możliwe?

Katamaran Gemini 3Katamaran Gemini 3 fot. Franek Przeradzki fot. Franek Przeradzki

Wszystko co tylko się dało na Gemini 3 zbudowane jest z włókna węglowego - niezwykle wytrzymałego, a jednocześnie superlekkiego materiału. Nie tylko w motoryzacji liczy się stosunek mocy do masy, w żeglarstwie jest to porównanie masy do powierzchni żagli. Wartości Gemini 3 to 9 ton przy 400 m2 powierzchni żagli. - to imponujący wynik, biorąc pod uwagę to, że znakomita większość tego tonażu, to umieszczony nisko balast. Oba kadłuby katamarana zaprojektowane są tak, by stawiały jak najmniejszy opór wodzie. Ich zanurzenie to 46 cm i łódka bardziej ślizga się niż płynie. Gemini 3 zaprojektowany jest bezkompromisowo i jest narzędziem do bicia rekordów. - Płynęliśmy z Hawru we Francji do Gdańska. - mówi Paszke - Wpływamy do portu docelowego równo z innym polskim jachtem. Pozdrawiamy się nawzajem. Kapitan tamtego jachtu pyta się skąd płyniemy. Mówię, że z Hawru. Oni też. Pytają ile nam to zajęło, bo im 2 tygodnie. 4 dni - odpowiadam. Zapada niezręczna cisza...

Tymczasem mijamy letnią rezydencję prezydencką w Juracie, a ja staję za sterem katamarana. Nieużywany od kilku lat patent żeglarza w końcu się mi się przydaje.

Michał za sterem Gemini 3Michał za sterem Gemini 3 fot. Franek Przeradzki fot. Franek Przeradzki

- Nie ma prezydenta - mówi Paszke. Skąd wiesz? Pytamy. - Widzę. - odpowiada. Dobry ma wzrok ten nasz kapitan, ale jakoś mu nie dowierzamy. Z pomocą przychodzi nam Skoma. - Gdyby prezydent był w Juracie, nie moglibyśmy tak blisko podpłynąć. BOR już by nas przechwycił - informuje.

Mijamy dwa charakterystyczne budynki zbudowane na wodzie. To punkty obserwacyjne dla poligonu torpedowego zbudowanego przez hitlerowców w czasie II Wojny Światowej. Torpedy wystrzeliwane były z budynku torpedowni, usytuowanej na wysokości gdyńskich Babich Dołów lub też zrzucane z samolotów. Nie mamy czasu przyjrzeć się tym nawodnym obiektom, przepływamy obok nich z prędkością 23 węzłów.

W pewnym momencie Franek, członek naszej ekipy, a jednocześnie fotograf, rzuca hasło, że chciałby nakręcić Gemini z innej perspektywy. Zakłada swoją nurkową piankę, płetwy, bierze wodoodporny worek i wyskakuje za burtę. Na spotkanie z nim płynie motorowa jednostka bazy nurkowej w Helu - "Nurek", ale jest jeszcze daleko - dopiero wypływa z portu. Kapitan wykonuje kilka manewrów - będziemy przepływać nad Frankiem, który swobodnie unosi się wśród morskich fal. Przepływamy nad nim, a Skoma, który bierze w ręce ster precyzyjnie bierze Franka między kadłuby. - Niby wiedziałem, że wszystko będzie ok, ale to było mocne przeżycie. - mówi później Franek. - Jacht zbliża się niby powoli, ale jak już jesteś tuż przed nim, wydaje się jakby przyspieszał i przepływa po prostu w mgnieniu oka. Mocna rzecz. - dodaje.

uwaga, człowiek za burtą...uwaga, człowiek za burtą... fot. Franek Przeradzki fot. Franek Przeradzki

Nad Frankiem przepływamy dwa razy, po czym przejmuje go helski "Nurek". Franek wskakuje na jego pokład, z wodoodpornego worka wyjmuje aparat i zaczyna robić nam zdjęcia. Gemini idzie baksztagiem - kursem z wiatrem - i nabiera prędkości. Szyper "Nurka" włącza "całą naprzód", ale nic z tego. Motor przegrywa z siłą wiatru, nie ma szans by nas dogonił.

Cała na przód!Cała na przód! fot. Franek Przeradzki fot. Franek Przeradzki

Gemini w ciszy, dostojnie sunie muskając szczyty fal, a "Nurek" buja się wściekle na wszystkie strony przebijając się przez każdą falę. Koniec tej nierównej walki, kapitan Paszke lituje się i idzie ostrzej na wiatr, w wyniku czego Gemini wyraźnie zwalnia. Niesamowite uczucie, kiedy to mechanika przegrywa z siłą żywiołu.

Po jakimś czasie Franek wraca na nasz pokład. Nie jest to łatwe. Obaj szyprowie podchodzą do manewru przejścia człowieka z pokładu na pokład kilka razy. W końcu udaje się i Franek przeskakuje z bujającej się na wszystkie strony łodzi motorowej na stabilny pokład Gemini.

Łódka motorowa 'Nurek'Łódka motorowa "Nurek" fot. Franek Przeradzki fot. Franek Przeradzki

Żegnamy się z "Nurkiem" i obieramy kurs na Gdynię. Niestety pora już wracać. Trochę mi przykro, bo też chciałem się "skąpać" w morzu, ale patrząc na to, z jaką prędkością dryfuje Gemini - rezygnuję z męczenia kapitana o pozwolenie opuszczenia jednostki. Jacht postawiony w dryf płynie z prędkością 2-4 węzłów. Miałbym problem, żeby go dogonić.

Zachód słońca w GdyniZachód słońca w Gdyni fot. Franek Przeradzki fot. Franek Przeradzki

Równo o zachodzie słońca wchodzimy do portu w Gdyni. Wcześniej zrzucamy wszystkie żagle, obie maszyny równo pracują. Wiatr wieje mocno i to bardzo przeszkadza w precyzyjnych manewrach portowych. To niesamowite, jak świetni żeglarze, jakimi są kapitanowie Paszke i Skomski, skupiają się, wykonując rutynową zdaje się czynność wejścia do dobrze znanego im portu.

Kapitan Roman PaszkeKapitan Roman Paszke fot. Franek Przeradzki fot. Franek Przeradzki

Ze względu na silny wiatr, okazuje się niemożliwe stanięcie w miejscu, z którego wypływaliśmy, ale znajdujemy inne miejsce przy nabrzeżu. Precyzyjnie dobijamy do niego, wcześniej chroniąc lewą burtę obijaczami. Desant, cumy, maszyny stop. Nasz niesamowity rejs dobiega końca.

Zamiast od razu wracać do Warszawy, dostajemy pozwolenie od kapitana na spędzenie nocy na jachcie. Klaustrofobiczne kajuty z dwupoziomowymi kojami okazują się bardzo wygodne, a delikatne bujanie przycumowanego jachtu działa niezwykle kojąco. Noc na jachcie to zdecydowanie rewelacyjne doświadczenie, już szczególnie w towarzystwie takich jednostek jak Dar Pomorza czy ORP Błyskawica.

noc w doborowym towarzystwienoc w doborowym towarzystwie fot. Franek Przeradzki fot. Franek Przeradzki

Rano żegnamy się z kapitanem Romanem Paszke, Adamem Skomskim i resztą załogi. To był kolejny rewelacyjny wyjazd Ekipy EkstRemalnej, który na długo zapadnie mi w pamięci.