Wszystkie dzieci najlepsze są, czyli dlaczego dziecko nie lubiło gimnastyki a kocha rolki?

Bartosz Raj
09.05.2016 18:38
A A A
tata.gazeta.pl

tata.gazeta.pl (Bartosz Raj)

Ma być o sporcie, bo sportem tata zajmuje się 20 godzin na dobę, i o dzieciach, bo one zajmują mnie całą dobę na okrągło. Sport, choć dla każdej znaczy co innego, jest z nimi zawsze. I zawsze przynosi ogromną satysfakcję, mimo gigantycznych ograniczeń. Na przykład ostatnio wózek inwalidzki minimalnie przegrał z hulajnogą. Także o tym poczytacie ode mnie na serwisie tata.gazeta.pl.

Mam dwie córki. Są oczywiście najlepsze na świecie. Nie rozumiem, jak kochający rodzic może uważać inaczej. Każdy rodzic. To chyba normalne uczucie i dzięki temu na świecie są miliony najlepszych dzieci. Najpiękniejszych, najmądrzejszych, najsprawniejszych. Jeśli ktoś uważa inaczej i nie umie cieszyć się, dostrzegać choćby najmniejszych sukcesów swojego dziecka, to powinien nad sobą popracować.

Hania lat prawie 10 i Maja lat grubo ponad 7 nie są tu wyjątkiem. Ich ojciec, czyli ja, jest na ich punkcie rąbnięty i to zdrowo. Ponieważ kocham je okropnie i bezwarunkowo, uważam, że są najwspanialsze na świecie we wszystkim co robią. Także oczywiście w sporcie. Ostatnio od starszej usłyszałem, że całkiem ciekawie byłoby zostać dziennikarką sportową. No nie ma lepszej reklamy dla mojego zawodu i wychowania. Dlaczego nie chce być sportowcem? Chce, ale nie może. Niestety. O tym jednak nie dziś.

Jestem szefem Sport.pl, mam nadzieję jednego z najlepszych serwisów internetowych w Polsce. To jasne, że gdy wiedziałem już, że będę miał drugą córkę, pojawiły się plany sportowe. Nie jakieś tam chore marzenia ojca-trenera-tyrana, nie przerosty ambicji, by dokonały czegoś wielkiego i utrzymywały tym tatę emeryta. Żadnych warunków w stylu: "musisz być mistrzynią w tym i w tym". Zwyczajne myślenie, że kocham sport i fajnie byłoby, aby moje geny mogłyby zostać tak wykorzystane, aby obie córy najlepsze nie czuły do sportu wstrętu. Żartowałem z ówczesnym partnerem od tenisa, że moje ikonki zagrają kiedyś w deblu na Wimbledonie w 2024, 2026, czy innym fajnie odległym, ale już nie tak bardzo roku. On córy też ma, więc wiedział o co chodzi.

Nim się pierwszy raz wybrały na kort

pomachać rakietą, wiedziałem, że będą lubić satysfakcję z sukcesów. Obie są zacięte. Nie wiedziałem tylko, że tak od siebie różną satysfakcję będą musiały przyjmować. Ale o tym jednak nie dziś.

Dziś zaś o młodszej ikonce. Maja to okaz nie do zdarcia, baterie wyłączający dopiero w środku nocy, nagle, bez żadnych oznak wcześniejszego wyładowania. Niesforny, krnąbrny, nie poddający się łatwo regułom. Energia z niej strzela. Jeśli na wyładowania się nie pozwoli, dochodzi do spięcia. Musi gdzieś ten żywioł się wyzwalać, uchodzić, by choć na chwilę ucichnąć. Coś musi przeskrobać, coś zepsuć, ale też w coś się bez reszty zaangażować, do wysiłku pełnego. Pierwszy zatem pomysł, by jej w wyładowaniu ulżyć, to była gimnastyka.

W szkole zajęcia - myślałem - więc wygodnie będzie, bo po lekcjach i logistyka z transportami przy dwóch uczennicach w różnym wieku łatwiejsza. Teraz taka moda u małych - wtedy 6 letnich - dziewczynek. Leginsy i specjalne stroje, na wielkiej sali gimnastycznej, figury, kroki, fikołki i muzyka. Mało o gimnastyce piszemy na Sport.pl, w zasadzie przy okazji igrzysk jedynie, nie za bardzo mnie to rusza. Ale Maję najwyraźniej bawiło. Chciała.

Wydawało się, że jest ok.

tata.gazeta.pl - Rajtata.gazeta.pl - Raj Bartosz Raj/ XperiaSport.pl

Trochę ruchu nie zaszkodzi małej dziewczynce,

bardzo zdrowo wyglądającej, z zaokrąglonymi tu i ówdzie kawałkami, bo poza niespożytą energią ma też nienasycony apetyt. Problem w tym, że na te fikołki zgody nie było. Te fikołki, które ona wprowadziła do elementów lekcyjnych indywidualnie, poza wolą nauczyciela prowadzącego. Nie zgadzała się, ewidentnie wyszedł ojca charakterek, który przynosi kłopoty w podporządkowywaniu się jakimś zasadom, które uważała za głupie i niepotrzebne. Wciąż tylko słuchać miała, nie przeszkadzać, pilnować i wykonywać polecenia. Musztra to bardziej niż żywiołowe szaleństwo. Ja wiedziałem, że tak być powinno, ona jednak nie zaakceptowała tego, że kiedy chce się odezwać do koleżanki, to nie może, bo akurat wyciągają palce w rytm muzyki. Minęło kilka tygodni, zamiast okrzyków radości na informację, że dziś idzie na gimnastykę, zaczęły się pytania: Czy muszę? A może lekcje odrobię? Wcześniej do łóżka pójdę? Pomogę Hani? To już objawy choroby, jeśli dziecko na co dzień szalone i uśmiechnięte uśmiechnięte wymyśla jak nie iść na wygibasy.

W mojej ikonce krew się burzyła, zakazom poddawać się nie chciała, usiedzieć na materacu dłużej niż 15 sekund nie umiała. I już nie chciała się gimnastyczyć. Została z lekcji - to chyba odpowiednie słowo - wyrzucona, dla kronikarskiego obowiązku opiszę, że rodzice zostali poproszeni o zaniechanie przyprowadzania Mai na zajęcia, bo przeszkadza innym. Bawi się, skacze, gada. Mój ojciec, w czasach bardzo dawnych, na uwagę w dzienniczku ucznia Bartosza Raj, lat wtedy 10, że na lekcji rozmawia i wciąga w pogaduszki kolegów odpisał nauczycielce: A w domu nie chce jeść marchewki z groszkiem.

Minęły dwa lata prawie od tamtego sportowego zawodu, pierwszego w życiu. Majka jest już dużą dziewczynką, najlepszą siostrą. W związku z Hani chorobą, o czym następnym razem, jest nad swój wiek odpowiedzialna i inteligentna. Najlepsza.

I poszła w sporty kołowe.

Rower, hulajnoga, ostatnio na tej samej sali gimnastycznej kręci slalomy na zajęciach z rolek. Oszalała na punkcie tych sprzętów, praktycznie z nich nie schodzi. Mnie cieszy bardzo, że się rusza i to lubi. Czasem trzeba poszukać, nim się na siłę sportem uszczęśliwi, tym bardziej prawdziwe to zdanie, że Maja wróciła na gimnastykę i już jest dobrze. Zasad trochę mniej, ona trochę bardziej je akceptuje.

Patrząc, jak śmiga na rolkach czy ostatnio hulajnodze z czarnym humorem napisać mogę, że obie moje najlepsze córki na świecie nie chodzą, ale jeżdżą. Wczoraj w niedzielny wieczór ścigały się na długim podziemnym korytarzu Centrum Zdrowia Dziecka, między windami a oddziałem dziennym onkologii. Hulajnoga minimalnie była przed wózkiem inwalidzkim.

Autor o dzieciach pisze również na blogu Ojca Raj hantek.blox.pl