WTA Doha. "Wygrane dla Kariny" czyli Radwańska zagra z jedną z nielicznych tenisowych mam

Agnieszka Radwańska zagra we wtorek z Kateriną Bondarenko po raz czwarty w karierze, ale po raz pierwszy od sześciu lat. Ukrainka wróciła na korty po długiej przerwie i próbuje gonić światową czołówkę. Relacja z meczu Agnieszki Radwańskiej we wtorek o 12 na żywo w Sport.pl.

Bondarenko w 2008 roku ze starszą siostrą Aloną wygrała debla podczas Australian Open oraz jedyny w karierze singlowy turniej WTA, w Birmingham. Rok później doszła do ćwierćfinału US Open i w październiku awansowała na najwyższe w karierze 29. miejsce w rankingu WTA.

Kolejne trzy sezony balansowała na między drugą połową pierwszej setki a początkiem drugiej. W 2011 roku karierę zakończyła dwa lata starsza Alona i po odpadnięciu w I r US Open rok później Katerina poszła w ślady siostry.

Sny o tenisie

- Nie planowałam wracać. Odłożyłam rakietę i nie brałam jej do ręki przez półtora roku. Zaszłam w ciąże, urodziłam córkę Karinę, spędzałam czas z nią i mężem. Nagle jednak zaczęłam mieć liczne sny w których znów grałam i tak mi się spodobały, że postanowiłam spróbować - wspomina. - W domu zaczęło mi się nudzić. Emocje po wygranym meczu czy choćby punkcie są niesamowite, tęskniłam za tym.

Nie był to jednak prosty powrót. Musiała zacząć od zera, od samego dołu rankingu. W kwietniu 2014 roku zgłosiła się do kwalifikacji turnieju w Katowicach, ale przegrała już pierwszy mecz, ugrywając tylko cztery gemy.

Przez rok grała głównie turnieje rangi ITF z pulą nagród 25 i 50 tys dolarów. - Często przechodziłam w nich kwalifikacje, ale przegrywałam w I rundzie. Zadawałam sobie pytanie: 'Po co właściwie wróciłam?'. Rywalki są coraz silniejsze, z oku na rok grają mocniej i szybciej. Jeśli nie trenujesz cały dzień to nie jesteś w stanie zagrać dobrego meczu - mówi.

18 miesięcy do setki

Nie poddała się jednak. Na koniec 2004 r. była już na początku trzeciej setki. Mogła zacząć zgłaszać się do eliminacji większych turniejów, ale tam czekały jeszcze silniejsze rywalki. Choć Bondarenko grała wcześniej w 25 turniejach wielkoszlemowych, to w 2015 roku nie przeszła eliminacji Australian Open, Rolanda Garrosa ani Wimbledonu. Udało jej się dopiero w US Open, gdzie wygrała cztery kolejne mecze odpadając w II rundzie z rozstawioną z dwójką Simoną Halep. Dało jej to awans o 20 pozycji i symboliczny powrót do pierwszej setki WTA, od razu na 85. miejsce. Od powrotu na kort minęło 18 miesięcy.

- To niesamowite, znów mieć tak dobre wyniki - mówiła podczas tegorocznego Australian Open, w którym doszła do III rundy. Ten etap kariery różni się jednak od pierwszego. - Wcześniej koncentrowałam się na sobie, myślałam tylko o swoich meczach. Teraz jest inaczej, lepiej. Mąż i córka są ze mną cały czas, na każdym turnieju. Wciąż trenuję, ale muszę się też zajmować nimi. Często zabieramy jeszcze kogoś z rodziny, żeby mąż mógł chodzić ze mną na mecze i treningi - opowiada.

Tenisowych mam jest więcej

Bondarenko nie widzi nic złego w ciągłym życiu na walizkach z trzylatką. - Karina lubi podróżować. Kiedy jesteśmy w Ameryce mówi 'Teraz chcę lecieć do Australii!'. Póki jest z rodzicami, nic jej nie przeszkadza

Do niektórych turniejów Bondarenko wciąż musi sie przebijać przez eliminacje. Tak było też w Dausze. Po drodze pokonała dwie inne tenisowe mamy, Hiszpankę Marię Jose Martinez Sanchez (WTA 680) i Rosjankę Jewgienię Rodinę (WTA 101).

Największe sukcesy jako mama na korcie odnosiła Kim Clijsters. Belgijka po urodzeniu córki Jady wygrała trzy turnieje wielkoszlemowe, ale zakończyła już karierę. Z aktywnych tenisistek dzieci wychowują także Niemka Tatjana Maria, Klaudia Jans-Ignacik i Australijka Casey Dellacqua. W przypadku tej ostatniej nie wiązało się to jednak z przerwą w występach, gdyż syna urodziła jej partnerka Amanda.

Rachunki sprzed lat

W pierwszej rundzie Bondarenko pokonała Niemkę Annikę Beck (WTA 39) i w II zagra z Radwańską. Obie zawodniczki dobrze się znają, choć nie grały od lat.

Radwańska w 39 Szlemach tylko trzy razy odpadła w I rundzie. W 2007 i 2015 w Rolandzie Garrosie oraz właśnie z Bondarenko w 2009 r w Australian Open. Później tego samego roku zrewanżowała jej się w maju Paryżu i sierpniu w Toronto.

Teraz faworytką będzie Polka, ale Bondarenko i tak swoje już w Dausze wygrała. W kolejnym notowaniu rankingu powinna przesunąć się około dziesięć miejsce do góry, ale chyba nie ranking jest dla niej teraz najważniejszy. - Każde zwycięstwo po powrocie na kort dedykuję Karinie - mówi.

Wozniacki, Vonn i Rousey mają na sobie tylko farbki! [SPORTS ILLUSTRATED]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.