Lewandowski w Dortmundzie. Sparingowy Fernando Torres

Jakie koszulki sprzedają się najlepiej w sklepie z pamiątkami Borussii Dortmund? Te z numerem 7 i nazwiskiem Lewandowski za skromne 70 euro

Robert Lewandowski jest według niemieckich mediów uosobieniem spokoju i skromności, bez szans na skandal, pracuś jakich mało. I bynajmniej nie polski Beckham, tylko raczej Fernando Torres. Pierwszy napisał tak brukowiec "Bild", ale później podchwyciły to inne dzienniki i serwisy internetowe.

To pokłosie słów, jakie w jednym z artykułów powiedział Thomas Sobotzik, pochodzący z Polski były zawodnik śląskich klubów, później gracz m.in. Eintrachtu Frankfurt, a teraz początkujący szkoleniowiec. "Lewandowski jest w stanie grać na kilku pozycjach, świetnie przystosowuje się do nowej roli, nie ma problemów ze zdobywaniem bramek. To typ zawodnika podobny do Fernando Torresa" - ocenił Sobotzik.

Nazwisko Hiszpana już stało się minisymbolem Lewandowskiego w Niemczech. Nie tylko ze względu na podobieństwo. "Tor" po niemiecku to "gol", a Torres to nie tylko porównanie do mistrza świata, ale i gra słów.

Lewandowski stał się gwiazdą okresu przygotowawczego Borussii, od kiedy zdobył gola przewrotką. Lokalny "Borkener Zeitung" nazwał to zagranie golem miesiąca, a Polaka uważa za "zawodnika, który może zmienić Dortmund". "Hamburger Abendblatt" przejście Lewandowskiego do Borussii umieścił wśród najbardziej spektakularnych letnich transferów Bundesligi. Towarzystwo znamienite. W rankingu dziennika obok Lewandowskiego są Michael Ballack z koszulką Bayernu Leverkusen, Christoph Meltzelder, który już w kwietniu zdecydował się na przenosiny z Realu do Schalke, i Arne Friedrich zmieniający Herthę Berlin na VfL Wolfsburg.

Serwis spox.com - w przeciwieństwie do innych mediów - w swoim portrecie nowego napastnika Borussii podkreśla, że Lewandowski nie jest tylko strzelcem ostatnich dwóch lat. "Był już królem strzelców trzeciej, drugiej i pierwszej ligi. Po prostu wie, jak zdobywać bramki" - pisze serwis, podkreślając kilkakrotnie, że Polak w 117 spotkaniach zaliczył ich aż 68.

Dziennikarz gazety "Ruhr Nachrichten" Dirk Krampe nie ma wątpliwości: Lewandowski robi szybką medialną karierę. - Dobrze pasuje do profilu graczy poszukiwanych w Dortmundzie: młodych, utalentowanych i nieźle rokujących na przyszłość. Takich chce i klub, i kibice. Nic więc dziwnego, że budzi aż takie zainteresowanie.

A to robi się ogromne. Lewandowski w Dortmundzie zaczyna być kreowany na nadzieję Borussii na lepsze jutro. W klubowym sklepie najlepiej sprzedają się właśnie koszulki z nazwiskiem Polaka - za skromne 70 euro. Lewandowski stał się już bohaterem tekstów bulwarówek podkreślających, że przystojny według dzienników piłkarz jest związany z urokliwą mistrzynią karate Anną Stachurską. "To karate-Anna czyni go tak zwinnym" - pisze "Bild", drążąc, czy ten związek wkrótce przerodzi się w małżeństwo.

Niemcy podkreślają skromność Lewandowskiego. Kiedy krajowe serwisy i gazety plotkarskie próbowały szerzej opisywać jego związek ze zgrabną brunetką, zamieszczając przy okazji kilka ich wspólnych prywatnych zdjęć, Polak szybko w jednym z wywiadów stwierdził, że wolałby zająć się piłką. Zapytany o preferowany system gry Borussii powiedział jedynie, że ten jest mu obojętny - dostosuje się do każdego, jaki wybiorą szkoleniowcy. - A konkurencja? W Dortmundzie będzie większa niż w Poznaniu, drążył w jednym z wywiadów dziennikarz "Der Westen". - Zgadza się. Ale konkurencja jest dobra i dla mnie, i dla mojego rozwoju. Chciałbym ciężko trenować. To trener najlepiej wie, jak mnie wykorzystać na boisku.

Nie daje powodów do najmniejszego skandalu, raczej przeciwnie. Pytany o tryb życia i zainteresowania niemieckim dziennikarzom odpowiada zawsze to samo: "Hotel, trening, hotel, sen". Nawet kiedy media próbowały koncentrować się na jego związku, Polak szybko ucinał dywagacje, mówiąc wprost - jak np. w "Der Westen": "Nie jesteśmy polskimi Beckhamami".

Jeden z lokalnych dziennikarzy: - Moim zdaniem nie ma teraz osoby, której Lewandowski by nie ujął swoim podejściem. Mieliśmy już wielu zawodników, którzy przychodzili do Borussii za mniejsze pieniądze, ale ich mniemanie o sobie było ogromne. Bardzo sympatyczny człowiek z tego Roberta, bezpośredni. W Dortmundzie zwraca się na to uwagę. Nikt tu nie chce zarozumiałych gwiazd.

Sam klub również. I dlatego na Lewandowskiego chucha i dmucha. Do tego stopnia, że lokalni dziennikarze zostali poproszeni o to, by - jak miał się wyrazić dyrektor sportowy Borussii Michael Zorc - nie oczekiwali od Roberta cudów, a dali mu po prostu czas na poczucie się pewniej w Dortmundzie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.