W poszukiwaniu Roberta Lewandowskiego, czyli jak pisałem "Nienasyconego"

Pisanie "Nienasyconego" to był mój piłkarski Erasmus: kilka miesięcy podróży, poznawania ludzi, przyglądania się wielkiej piłce i mniejszej. Jak napisać książkę o Robercie Lewandowskim, o którym wiemy już wszystko? Nie wiemy. Zaufajcie.

Wszystko o książce "Nienasycony. Robert Lewandowski". Gdzie można ją kupić?

Najpierw byłem na Pepa Guardiolę zły. A potem byłem mu wdzięczny. To był początek lutego 2016 roku. Wracałem właśnie z Monachium po długich rozmowach z Robertem i jego żoną Anią. Wiozłem cytaty na kilkadziesiąt stron książki, pierwszy raz wtedy czułem, że już wiem, od czego trzeba tę całą opowieść zacząć i na czym skończyć. A Guardiola w tym czasie właśnie opowiadał na konferencji prasowej coś, co bardzo chciałem opisać pierwszy. Na konferencji przed pucharowym meczem z Bochum (zwycięskiego gola strzeli w nim Robert Lewandowski, bo to były te tygodnie, gdy dla Bayernu strzelał tylko on), Guardiola swoim śpiewającym niemieckim mówił tak: - Lewandowski to jest największy profesjonalista, jakiego spotkałem. W głowie ma całą dobę tylko: dobrze jeść, spać, trenować. Zawsze do dyspozycji, zawsze bez kontuzji, dzięki temu że się skupia na dbaniu o siebie. Jestem z niego bardzo zadowolony i od początku byłem.

To był pierwszy raz gdy trener, który nie udziela indywidualnych wywiadów, zabiera głos tylko na konferencjach, powiedział o Lewandowskim tak dużo i tak dobrze. Do tego: akurat wtedy gdy innych piłkarzy Bayernu gonił do pracy nad sobą. Niedługo wcześniej pojawiły się przecieki w prasie o awanturze w szatni, trener miał zarzucić niektórym swoim piłkarzom nadwagę i lekceważenie dobrego odpoczynku. I dla kontrastu: sielanka z Lewandowskim.

W gronie przyjaciół o Robercie "najlepszym sportowcu jakiego spotkałem w futbolu" Guardiola mówił już wcześniej. Od ludzi bliskich Pepowi słyszałem, jak początkowa nieufność między trenerem i jego polskim napastnikiem zamieniała się w więź. Znałem wersję Roberta i Ani. Ale teraz Guardiola powiedział swoją i to publicznie. I przez moment byłem zły, że jednak nie będę pierwszy. A potem wdzięczny: skoro on wystawia takie laurki, to znaczy że moi rozmówcy nie ubarwiali. On, czyli najbardziej rozchwytywany trener na świecie, ale jednocześnie wielka enigma. Przez pierwszy sezon Roberta w Bayernie nie mogliśmy odgadnąć, co on właściwie o tym Polaku sądzi. Chciał go? Nie chciał? Ceni go? Nie ceni? Skłóci się z nim tak jak się wcześniej skłócał z innymi napastnikami: Samuelem Eto'o, Zlatanem Ibrahimoviciem, Mario Mandżukiciem? Czy nie skłóci?

Gdy siadałem do pisania książki, to był jeden z wątków który mnie najbardziej interesował. Mamy Polaka w jednym z największych klubów na świecie, u trenera który jest symbolem nowoczesnego futbolu, a właściwie nic o tym nie wiemy poza tym, że Polak dostarcza co weekend gole, a trener który miał go zdaniem wielu trzymać na ławce, jednak go tam nie trzyma. Wiemy wiele o Robercie z Varsovii, z Legii, ze Znicza, z Lecha, z Borussii. A o Robercie z Bayernu niewiele, choć od czasu Zbigniewa Bońka w Juventusie nie było polskiego piłkarza w takiej roli w tak wielkim klubie. I to Robert z Bayernu wreszcie jest tym samym Robertem również w reprezentacji. Robert z Borussii jeszcze taki nie był. A Robert z Lecha był w kadrze tylko jednym z wielu.

Pokazać, jak on w kosmosie Bayernu i kadry funkcjonuje, jacy ludzie go otaczają, jak go postrzegają, jaki świat sobie w Monachium zbudował, jak do tego doszło, że strzelił te pięć goli Wolfsburgowi i stał się na kilka miesięcy twarzą Bayernu, jak przez tych ostatnich kilka lat zmieniała się reprezentacja Polski i on w reprezentacji - to było to, co mnie najbardziej napędzało. Pokazać Roberta w pracy i Roberta prywatnie. Pokazać w jak czasem dość zabawnych okolicznościach rozstrzyga się, czy pójść do Bayernu czy do Realu. Szukać odpowiedzi na pytanie, co to dziś znaczy być wśród najlepszych piłkarzy na świecie, co to znaczy być napastnikiem w czasach Leo Messiego i Cristiano Ronaldo, wielkich łowców bramek. Czego taki klub od piłkarza wymaga, a czego nie. Jakie były relacje Roberta z Juergenem Kloppem, a jakie z Pepem Guardiolą, jacy są ci dwaj trenerzy w codziennej pracy. Jak Robert z ich pomocą gonił najlepszych piłkarzy świata.

Oczywiście, interesowało mnie i dzieciństwo, i pierwszy klub, i niepowodzenie w Legii, i Znicz Pruszków jako trampolina do wielkiej kariery, i wygrywanie z Lechem. Wszędzie tam były jeszcze jakieś mniej znane historie do odkopania, nowy kontekst, poznawanie ludzi, którzy Roberta ukształtowali. Ale jednak to te ostatnie lata wydawały mi się najciekawsze, bo najsłabiej do tej pory opisane. Przez te lata najszybciej gonił świat, a jego historia to jest przecież przede wszystkim opowieść o odrabianiu strat. Gdy Roberta latem 2006 odsyłano z rezerw Legii z opinią: nic z niego w piłce nie będzie, Luis Suarez, ten z którym Robert się w ostatnich miesiącach ścigał o miano najlepszej "dziewiątki" na świecie, zostawał najdroższym piłkarzem jakiego kiedykolwiek kupiło holenderskie FC Groningen. Rok później Suarez był już w Ajaksie. A Robert właśnie awansował w Pruszkowie z trzeciej ligi do drugiej. To było 10 i 9 lat temu. Suarez jest od Roberta starszy tylko o rok, a w piłce był o dekadę przed nim. Jeśli ktoś uważa, że do tego porównania dziewiątek trzeba też dorzucić np. Gonzalo Higuaina, nie ma sprawy: też starszy od Lewandowskiego o rok, a 9 lat temu trafiał do Realu Madryt. Sergio Aguero? Rocznik Roberta, a wspomnianego lata 2006, gdy Lewandowski został bez klubu, on trafiał do Atletico Madryt. To, ze Robert był w stanie przeskoczyć te zgubione 9 czy 10 lat rozwoju w najlepszych europejskich klubach, był w stanie ścigać najlepszych w takim tempie, by wyprzedzić Suareza - o Aguero czy Higuainie nie wspomnę - w ostatnim plebiscycie Złotej Piłki, to jest fascynująca historia. Ten pościg, obsesja uczenia się, kolejne postanowienia, ciągły niedosyt. Żeby było jasne: nie oceniam, czy jest od Suareza czy lepszy czy gorszy, nie o tym jest ta książka. W wielu miejscach biorę do porównania również Leo Messiego i Cristiano Ronaldo, nie po to żeby robić rankingi, tylko porównać jak oni wymyślili siebie na boisku i poza nim, jaki świat sobie zbudowali. Cieszę się, że część tego świata, który zbudował sobie Robert, on sam, jego rodzina, przyjaciele, współpracownicy pomogli odsłonić.

Zobacz wideo

- Cześć, przyszliśmy wywrócić twoje życie do góry nogami - powiedziała dwuosobowa delegacja z wydawnictwa, wkraczając na pierwszą konkretną rozmowę o książce. To było w okolicach Trzech Króli. Propozycję napisania książki dostałem w Sylwestra, gdy się właśnie szykowałem do tego wszystkiego, co należy zrobić w Sylwestra. - My chcemy wydać taką książkę, a Robert zgodził się na współpracę. Zgodzisz się napisać?

Prawdę mówiąc, nigdy pisania książki nie planowałem. Widać trzeba było, żeby ktoś za mnie zaplanował. Ale pewnie każdy z nas kto się zajmuje i polską kadrą i europejską piłką ma w głowie swoją książkę o Robercie Lewandowskim. Trzeba tylko impulsu. Zgodziłem się, choć wiedziałem, że dotrzymają słowa i wywrócą życie do góry nogami. Następne cztery miesiące to było bieganie z telefonem przyrośniętym do ucha, umawianie, załatwianie, poszukiwanie, organizowanie podróży, akredytacje na każdy mecz Bayernu w Monachium, spisywanie rozmów, pisanie, wreszcie autoryzacje. Ale nie darowałbym sobie, gdybym się nie zgodził. To było jak kilkumiesięczne korepetycje z wielkiej piłki, do tego w czasie, gdy tyle się działo. Robert strzelał gola za golem, dobijając jako pierwszy obcokrajowiec w historii do granicy 30 goli w Bundeslidze. Pep Guardiola odchodził do Manchesteru City i złościł się na niemieckich dziennikarzy, że niesprawiedliwie go oceniają, Bayern grał decydujące mecze w Lidze Mistrzów, w tym ten niesamowity rewanż z Juventusem, gdy pierwszy raz czułem, jak stadion naprawdę się zatrząsł, po golu Thomasa Muellera doprowadzającym do dogrywki. A Robert, choć nie lubi opowiadać o sobie, do rozmów był tak przygotowany i tak konkretny, że spisywanie kilku godzin jego wypowiedzi trwało potem kilka dni. Jeśli on jakichś furtek nie uchylił, robiła to Ania, przyjaciele, Cezary Kucharski, trenerzy którzy z Robertem pracowali. Udało się namówić do rozmowy wszystkich selekcjonerów reprezentacji u których grał Robert (nie licząc krótkiego epizodu Stefana Majewskiego): od Leo Beenhakkera po Adama Nawałkę.

Lewandowski po strzeleniu czterech goli Realowi: Szkoda, że nie było piątej [CYTATY Z "NIENASYCONEGO"]

- Jaki masz pomysł? - zapytał Robert, gdy pierwszy raz rozmawialiśmy o książce w Monachium. - Wiem jakiego nie mam: typowej biografii. Wolę żeby to była sylwetka, a nie zbiór anegdot. Zresztą, na typową biografię po prostu nie masz czasu - odpowiedziałem. Każdy, kto próbował znaleźć miejsce w układanym z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem kalendarzu Roberta, wie o czym mówię. I tego pomysłu się trzymaliśmy. Książki, która pokaże jak się zmieniał Robert, ale też polski futbol i sama Polska. Książki która pokaże raczej to co Roberta kształtowało, a nie co mu się przydarzało. Czytając do tej pory o Robercie często miałem poczucie, że wiem co, gdzie i jak, ale czasami nie: dlaczego? Nie chciałem też powtarzać tego, co już zostało napisane. To byłoby nieuczciwe wobec czytelnika. To nie jest książka, która powstała w archiwum. Ona powstawała z dyktafonem, ołówkiem i notesem w ręku. Pozwoliła odkryć tego Roberta, którego znałem najmniej: tego który ma rozterki, musi odreagować meczowy stres, niepowodzenia. Pozwoliła się przekonać, że ten Bayern który zawsze uważałem za wyniosły i niezbyt sympatyczny klub, dla swoich jest wielką rodziną i żadna prośba nie pozostaje tu bez odpowiedzi. Był to, przyznaję, dość duży kontrast z Borussią Dortmund, którą zawsze uważałem za przyjazną i romantyczną, a nie odpowiadała na żadne prośby.

Bywały momenty miłe, bywały trudne, chciałem poświęcić więcej miejsca relacjom Roberta z Kubą Błaszczykowskim, dopowiedzieć tam, gdzie ta historia jest niedopowiedziana. Ale znam tylko relację jednej strony. Kuba sympatycznie, ale jednak odmówił. Dlaczego, o tym więcej w książce.

Ostatnie zdziwienie przeżyłem przy autoryzacji. Kontakt z Robertem na jakiś czas się urwał, podejrzewałem nawet, że on sam nie będzie książki czytał, tylko zostawi to swojemu sztabowi, tak jak nie czyta już o sobie ani słowa w internecie, bo nieważne czy pisali dobrze czy źle, miał poczucie że traci przez to wewnętrzną równowagę. Przeczytał, potem podał mi listę poprawek: - Zamień wynik tego dziecięcego meczu z 1:9 na 1:6, Tomek (Zawiślak, przyjaciel od dzieciństwa - pw) źle zapamiętał. A w tej sytuacji gdy rozmawialiśmy w kawiarni, to ostatecznie wziąłem mleko sojowe, a nie krowie. I wykreśl jeszcze fragment o tym naszym przesądzie, który mamy z Anią, bo to może być różnie odebrane.

Tyle. Żadnych więcej uwag. A to nie jest historia człowieka bez skazy. Tylko człowieka z krwi i kości.

Zobacz wideo

10 najważniejszych momentów w karierze Roberta Lewandowskiego [RANKING]

Więcej o:
Copyright © Agora SA