Kowalczyk jak błyskawica

Justyna Kowalczyk trzecia w sobotę i szósta w niedzielę, a mogło być jeszcze lepiej, gdyby nie przewróciła się w finale sprintu. Polka rewelacją prestiżowego cyklu Tour de Ski!

Po trzech z ośmiu zawodów Kowalczyk zajmuje trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej i nie traci szansy na końcowy triumf. Całkowita pula nagród w TdS to ponad 400 tys. franków szwajcarskich, a ostateczna klasyfikacja będzie liczona do Pucharu Świata.

W sobotę w czeskim Novym Meście Kowalczyk stanęła na najniższym stopniu podium w biegu na 10 km techniką dowolną. - Jestem w świetnej formie, czuję się mocna, ale faworytką jest Marit Bjoergen, która na trasę wyruszy tuż za mną. Mam nadzieję, że jakoś dotrzymam jej tempa i może wpadniemy na metę razem - mówiła "Gazecie" przed tym biegiem Kowalczyk.

Przewidywania Polki sprawdziły się o tyle, że Norweżka faktycznie wystrzeliła jak torpeda i pewnie wygrała. Polka, choć nie zdołała dotrzymać jej kroku, i tak spisała się doskonale. Na trasie wyprzedziła m.in. Finki Virpi Kuitunen i Aino-Kaisę Saarainen, które dzień wcześniej wygrały bieg na 3,3 km. Kowalczyk przez moment nawet prowadziła, ale potem wyprzedziła ją Bjoergen i Szwedka Charlotte Kalla.

TdS nie daje biegaczom nawet chwili wytchnienia (osiem startów w dziesięć dni, w sumie 55 km). W niedzielę przenieśli się do Pragi. Sprinty na 1 km rozgrywano w przepięknej scenerii - na sztucznie naśnieżonej trasie na praskiej Starówce. Zmagania na ulicach oglądało kilkadziesiąt tysięcy osób.

Znów w jednej z głównych ról wystąpiła Kowalczyk. Polka rozkręcała się powoli. W eliminacjach, w których wzięło udział ponad 50 zawodniczek, Kowalczyk zajęła dopiero 29. miejsce, przedostatnie premiowane awansem do ćwierćfinałów. - To nie była żadna kalkulacja czy oszczędzanie sił. Justyna po prostu nie jest specjalistką od sprintów. Nie umie kontrolować tempa biegu. Nie wie, czy biegnie szybko, czy nie - mówi "Gazecie" trener Aleksander Wierietelny.

Na początku trochę pomogło więc szczęście, ale potem Polka dała popis własnej siły i szybkości. Bardzo dobrze taktycznie rozegrała ćwierćfinał, w którym wyszła na prowadzenie przed pierwszym wirażem. Było to bardzo ważne, bo na trasie było sporo ostrych zakrętów - zawodnicy przewracali się w co drugim biegu. Polka do końca kontrolowała sytuację. Na ostatniej prostej dała się wyprzedzić jedynie Niemce Claudii Nystad, ale wygrała m.in. z Marit Bjoergen! Podobnie było w półfinale - Kowalczyk znów wystrzeliła do przodu i zajęła drugie miejsce. Tym razem o jej awansie do finału rozstrzygnął fotofinisz.

Dobry występ w finale mógł dać Kowalczyk awans nawet na pierwsze miejsce w klasyfikacji generalnej TdS. Niestety, Polka zaprzepaściła szansę na dobry wynik już na pierwszej prostej, bo przewróciła się i straciła ok. 10 s. Wygrała Włoszka Arianna Follis. - Było ciasno, minimalnie szczepiła się nartami z inną zawodniczką i tyle. W Pradze mało kto nie leżał na śniegu. Justynie przydarzyło się to dopiero w finale - komentuje Wierietelny.

Kowalczyk była jednak zadowolona, bo do tej pory w sprintach rzadko kiedy kwalifikowała się w ogóle do finałowej trzydziestki. - Awans na szóste miejsce z 29., i to w sprintach, w których Justyna nie czuje się mocna, to bardzo dobry wynik - podkreśla trener. Czy jest szansa na wygranie całego TdS? - Za wcześnie o tym mówić. Jeszcze pięć startów. Wszystko może się zdarzyć - ucina szkoleniowiec, który doprowadził Kowalczyk do brązowego medalu na igrzyskach w Turynie.

W niedzielę wieczorem narciarze znów przenieśli się do Novego Mesta, gdzie w poniedziałek kobiety wystartują w biegu na 10 km techniką dowolną.

Copyright © Agora SA