Śledź niedzielny bieg w Val di Fiemme w swoim telefonie. Ściągnij aplikację Sport.pl
Justyna Kowalczyk: Jestem bardzo zmęczona, ale i szczęśliwa, że do końca Touru został tylko jeden wyścig. W niedzielę muszę pobiec sprytnie, bo mam sporą przewagę. Dzisiejszy bieg był bardzo dobry, pogoda też mi pasowała. Lubię, kiedy jest ciepło, wtedy trasa nie jest zbyt szybka i to są właśnie moje warunki. Narty miałam przygotowane perfekcyjnie. Znam tę dziesiątkę w Val di Fiemme, wygrałam tu trzeci raz z rzędu. To dobra prognoza przed lutowymi mistrzostwami świata, które są moim jedynym celem w sezonie. Moja taktyka była prosta: na pierwszym okrążeniu biegłam spokojnie, nie szarpałam się. Na drugim poszłam na całość. Taktyka okazała się dobra.
- Wszystko jest możliwe, Therese będzie walczyła. Jest niska i lekka, więc w niedzielę pobiegnie szybko. Ale to ja będę z przodu i mam nadzieję, że będę też pierwsza na górze. Nigdy nie powiem przed startem "tak, już wygrałam", bo tego nie wiem. Takie wypowiedzi nie są w moim stylu. Pobiegnę rozsądnie i zobaczymy.
- Słyszałam, co się dzieje na trasie. Miałam informacje od serwismenów, a na zakrętach i zjazdach czasem zerkałam, co się dzieje za moimi plecami. Widziałam, że Therese słabnie, że nie tylko Kristin ją wyprzedziła. To dobrze, bo na mecie dostałam 15 sekund bonusu, a Therese zero.
- Dziękuję, ale ja przyjmę je w niedzielę. Nigdy nie przyjmuję gratulacji przed finiszem.
- To nie jest łatwe. Najcięższe są chwile po biegu. Na początku rozpieszczałam dziennikarzy, chodziłam wszędzie i odpowiadałam na każde pytanie. Do hotelu wracałam ponad dwie godziny zawodach i tak codziennie. W tym czasie inne dziewczyny już odpoczywały i miały wszystko w nosie. Przebiec Tour w samotności nie było łatwo.
- Lubię biegać w Val di Fiemme, ale teraz bolą mnie nogi. To dobrze, bo gdyby mnie nie bolały, to by oznaczało, że coś jest nie w porządku z moim zdrowiem. Mistrzostwa są dla mnie w tym roku najważniejsze.
- Cała góra jest okropna i trudna. Szczerze powiem, że najgorsze dla mnie jest te pierwsze 5 km dojazdu do góry. Szczerze go nie znoszę. Później jest podbieg. Wiem, co mnie czeka, Alpe Cermis to ciężki dzień dla wszystkich.
- Zupełnie nie. Interesuje mnie, by tam wyjść. Zdarzało mi się już przegrać z Therese o ponad dwie minuty. To było dwa lata temu. W zeszłym roku straciłam do niej 51 sekund, ale sam podbieg pod Alpe Cermis był wolniejszy tylko o trzy sekundy.
- Oczywiście. Bieg ze startu wspólnego rzadko wygrywa się z taką przewagą. Rok temu pokonałam Marit Bjoergen o prawie dziesięć sekund i to już było bardzo dużo. Teraz jest ponad 40 sekund, cieszy mnie, że jestem tak mocna w klasyku.
- W sobotę było bardzo dużo igieł z lasu, wiatr zwiał je w tory. I przyklejały się do gęstych klistrów, którymi miałam posmarowane narty. Na stadionie w torach biegło się zdecydowanie wolniej niż obok, dlatego z nich wyskakiwałam.
- Bo było ciepło, gdybym znowu marzła tak jak w Toblach, uciekłabym założyć kurtkę.
W Val di Fiemme Justyna Kowalczyk zdominowała rywalki ?