Aleksander Wierietielny: Justyna jest z żelaza

- W Nowej Zelandii wywróciła się i zwichnęła palec. Dłoń spuchła, więc posmarowała maścią. Na drugi dzień powiedziała, że jeśli zdoła założyć rękawiczkę i zapiąć kijek wokół chorej ręki, to wystartuje w kolejnym wyścigu. Zapięła i wygrała - mówi o przygotowującej się do sezonu Justynie Kowalczyk jej trener Aleksander Wierietielny.

Nie umiemy się powstrzymać na Facebook/Sportpl ?

Cały wywiad przeczytasz w jutrzejszej "Gazecie Wyborczej" i na Sport.pl

Siedzi w was gorycz po ubiegłorocznych MŚ w Oslo? W 2009 roku Justyna wyjeżdżała z Liberca jako podwójna mistrzyni świata i brązowa medalistka, a w Norwegii nie obroniła żadnego tytułu. 10 km klasykiem przegrała o cztery sekundy i napisała, że wieczór po biegu był jednym z najsmutniejszych i najbardziej gorzkich w życiu.

Aleksander Wierietielny: Po porażce na 10 km mieliśmy niesmak, czuliśmy zawód, ale też nie rozpaczaliśmy z powodu drugich miejsc. Było, minęło. Teraz mamy ochotę na rywalizację i zwycięstwa. Czas pokaże, czy wystarczy sił i zdrowia, by dokonać czegoś więcej niż w Oslo.

Wydaje mi się, że poprzedni sezon był przełomowy. Po roku, w którym Justyna nie potrafiła wygrać z Marit Bjoergen, wreszcie pokonała Norweżkę: zwyciężyła z nią w Tour de Ski, a potem w kilku innych biegach PŚ, odebrała jej nawet na jakiś czas żółtą koszulkę liderki. Do Kryształowej Kuli zabrakło niewiele.

- Rzeczywiście, w ubiegłym sezonie wszystko trochę ruszyło do przodu. Pokazała Marit, że potrafi ją pokonać w bezpośredniej rywalizacji. Myślę, że tak będzie i teraz i znowu nawiąże walkę z Norweżką.

Podczas przygotowań w Nowej Zelandii Justyna przewróciła się na kciuk.

- To nic nieznaczące drobiazgi. O kciuku zapomniała. Drobne kontuzje zdarzają się non stop i gdyby zwracała na nie uwagę, nie osiągnęłaby tak wysokiego poziomu. Żadna grypa, gorączka czy uraz nie są dla niej powodem, by opuściła treningi. Ta dziewczyna nie zwraca uwagi na takie rzeczy. W Nowej Zelandii wywróciła się i zwichnęła palec. Dłoń spuchła, więc posmarowała maścią. Na drugi dzień powiedziała, że jeśli zdoła założyć rękawiczkę i zapiąć kijek wokół chorej ręki, to wystartuje w kolejnym wyścigu. Zapięła i wygrała. Późniejsze badanie wykazało silne stłuczenie. To uparta, zadziorna i cierpliwa dziewczyna. Walczy, robi swoje. Za to ją trzeba podziwiać. Kiedyś wywróciła się w Davos i coś jej pękło w nadgarstku. Usztywniliśmy dłoń i biegała dalej. Pod względem odporności to ona jest z żelaza. Ostatnio powiedzieliśmy, że mięśnie ma twarde jak ze skały. Ale nie w takim sensie, że silne, tylko że zmęczone treningami. Ale odpocznie i będzie miała moc.

Justyna Kowalczyk ? i turyści w Zakopanem

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.