Biegi narciarskie. Bjoergen i Kowalczyk podzieliły łupy

Na mecie w Falun nie było niezadowolonych: Marit Bjoergen cieszyła się z Kryształowej Kuli, Justyna Kowalczyk z prestiżowych zwycięstw w Pucharze Świata. Dwie najlepsze biegaczki narciarskie świata sprawiedliwie podzieliły się łupami

My też mamy zdanie! Dzielimy się nim na Facebook/Sportpl ?

Polka wygrała najbardziej prestiżową imprezę sezonu, czyli Tour de Ski. Triumfowała - dzień po dniu - na ulubionych trasach w estońskiej Otepeaeae. Zdeklasowała rywalki na 10 km klasykiem w Jakuszycach. Pierwszy w historii Puchar Świata przed swoimi kibicami uczciła tak, jak marzyła - "Mazurkiem" i łzami wzruszenia.

- Po raz pierwszy od igrzysk w Turynie w 2006 roku przygotowywałam się tak, by forma przyszła na najważniejsze dla mnie imprezy sezonu, a nie trwała od listopada do marca. Zapłaciłam za to w ostatnich startach - tłumaczy Kowalczyk. - Chciałam, by biegi klasykiem stały się moim królestwem. Wszystko zrealizowałam. Z zadań, które sobie postawiłam, nie udało się tylko wygrać 30 km klasykiem w Oslo. Sezon kończę z poczuciem, że znowu potrafię wygrywać. Brakowało mi pięknych triumfów na najważniejszych imprezach.

Rok temu Polka też wygrała Tour de Ski, trzeci raz z rzędu zdobyła Kryształową Kulę, ale kończyła sezon z niedosytem. Ze zwycięstw cieszyła się tylko, gdy na starcie nie pojawiała się Bjoergen.

Z najważniejszej imprezy sezonu - MŚ w Oslo - przywiozła dwa srebrne i jeden brązowy medal. W Norwegii królowała Bjoergen, która wygrała trzy biegi indywidualne. - Licząc wszystkie starty, dwanaście razy byłam druga. To było dla mnie bardzo przykre uczucie - mówiła Kowalczyk, która przed sezonem zmieniła program przygotowań. Latem pojechała trenować na śnieg do Nowej Zelandii, obóz na wysokości trzech tysięcy metrów w Sierra Nevada przeniosła z maja na wrzesień. Zaprosiła do treningów biegacza Macieja Kreczmera.

- Przez pięć lat trenowałam sama - opowiada. - Wiele rywalek szanuje mnie za wyniki, ale jeszcze bardziej za to, że potrafiłam do nich dojść, ćwicząc samotnie. Musiałam znaleźć bodziec. Zawsze trenuję na 100 procent, ale jak widzę, że Maciek mnie wyprzedza, to dodaję ułamek i poprzedniego lata pobiłam wszystkie swoje rekordy na trasach na których trenuję - mówi Kowalczyk.

Efekty przyszły w Pucharze Świata. Na początku sezonu Polka pechowo zajmowała miejsca pod koniec pierwszej dziesiątki, popełniała błędy i dlatego nie mogła dostać się na podium, które okupowały Norweżki z Bjoergen na czele.

Zobacz wideo

Sytuację odmieniły starty w słoweńskiej Rogli. Bjoergen wycofała się ze względu na chorobę, Kowalczyk wygrała 10 km klasykiem. Rozpoczęły się piękne dni Polki. Trzeci raz z rzędu wygrała Tour de Ski. Po raz pierwszy od igrzysk pokrzyżowała plany Bjoergen.

- Przed sezonem to był mój cel. Chciałam wygrać Tour. Tego brakuje mi w kolekcji, wszystko inne zdobyłam. Justyna była jednak lepsza, za rok spróbuję znowu - mówiła Bjoergen, dając do zrozumienia, że zamieniłaby Kryształową Kulę na pierwsze miejsce na Alpe Cermis.

Oprócz Tour de Ski Norweżka przegrała z Polką pięć z sześciu biegów na 10 km klasykiem. Lepsza była tylko w Kuusamo.

Polka wygrała jedenaście biegów. Dziewięć razy była lepsza od Bjoergen w bezpośrednim starciu. Norweżka biegała regularnie. Nie zdarzały jej się takie wpadki jak Kowalczyk, nie miała wywrotek. Tylko trzy razy nie była w trójce: dwa razy w sprintach i w sobotę w Falun.

- Kiedy byłam w formie i wygrywałam z Marit ze sporą przewagą, w biegach klasykiem nie było zawodniczek, które na mecie byłyby między nami - mówiła Kowalczyk, która w tym sezonie trzy razy odbierała Norweżce żółtą koszulkę liderki PŚ. - Powrót na najwyższe podium kosztował mnie strasznie dużo. Tak dużo, że w środę w Warszawie będę miała operowane kolano. Tak dużo, że w ostatnich tygodniach byłam już tak zmęczona, że wywracałam się na trasie aż cztery razy. Nogi plączą mi się nawet wtedy, kiedy idę po schodach. Osiągnęłam bardzo wysoki poziom umiejętności i dlatego doszło do aż tak dużego zmęczenia organizmu.

Ostatnią iskrę radości Polka miała w sobotę w Falun, kiedy wygrała 10 km klasykiem. Znowu zapłaciła wysoką cenę - w niedzielnym biegu na 10 km łyżwą przybiegła na metę dopiero piąta. - Było masakrycznie - mówiła. - Piszczele szybko mi wysiadły. Nie mogłam się utrzymać za Marit, ale to nieważne. To piąte miejsce nie psuje humoru. Jestem entuzjastycznie nastawiona do tego, co będzie. Mam nadzieję, że środowa operacja przejdzie tak samo sprawnie jak sezon i bez problemów rozpocznę przygotowania do kolejnego. W tym pokazałam biegi na najwyższym poziomie i mam nadzieję, że w kolejnym będę umiała biegać tak samo szybko i skutecznie.

Czytaj relację z biegu w Falun

Tłumy kibiców na Polanie Jakuszyckiej. Żeby obejrzeć kliknij zdjęcie 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.