Mariusz Wlazły: Chyba bardziej napis kibiców Resovii ["Game Over"] niż sama porażka. Przegrać zawsze można, to jest sport. Nawet faworyt może przegrać z każdą drużyną, to normalne. Ten napis nas zmotywował, bo kibice obu klubów są niby-zaprzyjaźnieni, ale takich rzeczy się nie robi.
- Trochę. My jednak byliśmy wyjątkowo zmotywowani. Resovia grała gorzej, w trzecim secie się podniosła i mecz wtedy mógł się podobać. Cieszę się jednak, że wygraliśmy.
- Kluczem do wszystkich zwycięstw jest zagrywka. Jeśli zespół dobrze zagrywa, to prościej jest w organizacji bloku i w obronie. Jeżeli ta zagrywka jest zła, mniej niż średnia, to zaczynają się problemy. Zagrywka to na pewno pierwszy krok do tego, by wygrywać w meczu.
- Staram się wrócić do optymalnej dyspozycji. To mój drugi kolejny mecz na jakimś tam poziomie. Zobaczymy, jak będzie dalej. Jest jeszcze wiele do zrobienia. Ślad po kontuzji jeszcze jest, ale nie na tyle, żeby nie grać. Okres rehabilitacyjny przepracowałem dobrze, kolano nie dokucza, i to mnie najbardziej cieszy.
- Nie było czasu, tylko się przywitaliśmy. Reprezentacja to oddzielny temat. Myślę, że dotrwam do końca sezonu w dobrym zdrowiu. Jeśli po sezonie trener będzie mnie widział w swoim zestawieniu to OK, jeśli nie, świat się nie załamie. Teraz skupiam się na grze w klubie i na celach, które mamy do zrealizowania. Reprezentacja zaczyna się po sezonie ligowym.
Miał być hit - był kit ?