Lozano nie zrezygnuje: "W Polsce mi dobrze"

- Mamy w tej chwili najlepszą drużynę od czasów Wagnera, jestem o tym absolutnie przekonany - mówi trener Raul Lozano po odpadnięciu siatkarzy z olimpijskiego turnieju kwalifikacyjnego w Izmirze.

Można było wygrać kwalifikacje olimpijskie w Izmirze?

Raul Lozano: Gdybym miał 15 dni na przygotowania, to absolutnie tak, nawet pomimo wszystkich problemów personalnych i zdrowotnych, z którymi tutaj przyjechaliśmy. Graliśmy na wysokim poziomie, a błędy w tie-breakach były logicznym następstwem braku treningów, wynikały z niedoskonałej koordynacji w grze.

Tylko ktoś ze złymi intencjami lub kompletnie nieznający się na sporcie mógłby mi wypominać, że pracuję z drużyną od trzech lat, więc nie mam prawa narzekać. To nie tak, że cały przepracowany czas się kumuluje i powinien procentować. Jeśli radykalnie zmienia się drużyna, jeśli Murek ćwiczy z nami ledwie kilka dni, Pliński gra z kontuzją kostki, a Świderski - barku, jeśli Gruszka musi nagle zostać przesunięty na atak, to pewne rzeczy trzeba zaczynać niemal od nowa.

Dlatego jestem zadowolony z gry, choć oczywiście nie z wyniku. Zespół pokazał niesamowity hart ducha i zaangażowanie. Przegraliśmy, bo mieliśmy największe kłopoty ze wszystkich ekip, które tu przyjechały. Nawet Włosi nie byli tak zdekompletowani.

Nie trzeba było powołać wcześniej Dawida Murka, który dołączył do kadry po świętach, a mógł przed?

- Cały czas się z nim kontaktowałem. On ma chore kolano, byłoby bardzo ryzykowne kazać mu ćwiczyć codziennie. Chciałem, by miał jak najwięcej wolnego i maksymalnie odpoczął. Nie ukrywam też, że do końca wierzyłem, że Michał Winiarski jednak się wyleczy. To nie było tak, że nie mógł zupełnie nic robić. Dostał zalecenie, by nie przeciążać kręgosłupa, ale na siłownię chodził.

Z Dawidem od początku mieliśmy umowę, że powołam go w ostateczności, i tak zrobiłem. W Izmirze w niesamowity sposób pokazał, jak bardzo zależy mu na reprezentacji. Z nim jest zresztą tak, że jego głowa bardzo chce trenować jeszcze ciężej, tylko kolana mu nie pozwalają. W Izmirze zagrał rewelacyjnie. Zasługuje na to, by dostać kolejne powołanie.

On jednak sugeruje, że wolałby rolę zawodnika, który nie trenuje cały czas z kadrą, ale wspiera ją w trudnych chwilach.

- Zasługuje, by być stuprocentowym kadrowiczem. Musi tylko inaczej trenować. Wiem, że rano nie może skakać, ale znajdziemy mu inne zajęcie.

Kto jeszcze z nowych zawodników zabranych do Turcji wywalczył miejsce w szerokim składzie kadry, która będzie walczyła o awans na igrzyska?

- Cała dwunastka się sprawdziła. Mogę też powiedzieć, kogo już nigdy nie powołam - to Grzegorz Szymański. On nie szanuje ducha, który stanowi o sile reprezentacji. Jeśli odczuje ból, od razu rezygnuje [atakujący AZS Olsztyn dzień przed ogłoszeniem kadry na olimpijskie kwalifikacje zgłosił kontuzję pleców i na turniej nie pojechał].

Zawodnicy - prawdziwi mężczyźni - którzy walczyli w Izmirze, pokazali, jak bardzo zależy im na reprezentacji. Murka bolały kolana, Pliński od dawna ma uraz stopy, Świderski barku. Ale walczyli. W drużynie był duch i charakter identyczne jak podczas mistrzostw świata w Japonii, a których zabrakło na mistrzostwach Europy w Moskwie. Chcę go utrzymać, chcę mieć ludzi, na których można liczyć zawsze. Tylko nie łączcie tej sprawy z Wlazłym. On miał kontuzję, a po niej nie wrócił do pełnej dyspozycji. To zupełnie inna historia.

Ale między Wlazłym a starszymi zawodnikami wciąż coś zgrzyta...

- Ten problem nie istnieje. W Szombathely Mariusz do momentu kontuzji grał świetnie, więc nie ma o czym mówić.

Murek twierdzi, że w Izmirze zabrakło rasowego atakującego. Może jednak warto było zabrać świetnie grającego w lidze Roberta Prygiela?

- Nie wziąłem go, bo uznałem, że wobec kłopotów Murka i Świderskiego potrzebuję więcej rezerwowych przyjmujących. Dlatego w ataku grali Gruszka i Kurek, których mogłem w każdym momencie przesunąć na boisku. Przecież Murek i Świderski mogli się "rozlecieć" już w pierwszym dniu turnieju.

A co do Gruszki, to wszyscy pamiętają ostatnie sceny z jego udziałem, a więc nieudane akcje w tie-breaku z Holandią. Ale w meczu z Włochami miał 67 proc. skuteczności, był niemal bezbłędny! Biorąc pod uwagę, że do nowej roli przyzwyczajał się zaledwie na jednym treningu, wypadł w Izmirze świetnie.

Dlaczego dawał pan tak mało szans Krzysztofowi Gierczyńskiemu?

- Zagrał cały mecz z Hiszpanami i też mi zaimponował, bo błyskawicznie wpasował się w drużynę. Ale pamiętajmy, że nasz atak jest naprawdę złożony. Do tego dochodzą jeszcze schematy współpracy obrony z blokiem. Tego nie da się nauczyć w parę dni. Na pewno jednak powołam jeszcze Krzyśka. Mam nadzieję, że podejmie walkę o wyjazd na igrzyska. Gdy wszyscy wrócą do zdrowia, konkurencja zrobi się olbrzymia. Podoba mi się to.

Popatrzcie na takiego Kurka. Nigdy, w całej karierze nie widziałem 19-latka, który by po jednym treningu przestawiającym go z przyjęcia na atak zagrał tak doskonale jak Bartek przeciw Hiszpanii.

Ma pan żal do Hiszpanów, że w meczu z Holendrami wystawili rezerwowych?

- To było zgodne z przepisami, ale z duchem sportu nie miało nic wspólnego. Ja w podobnej sytuacji być może dałbym odpocząć jednemu, dwóm zawodnikom najbardziej wyczerpanym. Ale wymieniać cały zespół? Przez to nie awansowaliśmy - gdyby Hiszpanie zagrali fair, zwyciężyliby. Półfinału wcale byśmy nie zawdzięczali im, ale sobie - temu, że wysoko pokonaliśmy Włochów, a przegrywaliśmy minimalnie.

Włosi odpadli z rywalizacji jako pierwsi, my zaraz po nich. Mistrzostwa Europy wygrali Hiszpanie. Poziom siatkówki tak się wyrównał czy potentaci są zmęczeni?

- Wszyscy są zmęczeni, żadna drużyna nie jest w stanie zagrać na równym poziomie dwóch meczów. To ogromny problem współczesnej siatkówki. Za dużo jest mistrzostw, kwalifikacji, najróżniejszych turniejów. Kadrowicze grają około 75 meczów rocznie. Odliczając podróże, święta, urlopy, na grę zostaje nam około 300 dni. A to daje mecz co cztery doby. Kto jest w stanie to wytrzymać? Kiedy mamy trenować? Kiedy odpoczywać? Futbol rozwiązał to tak, że kadry bogatych drużyn klubowych, które zatrudniają w większości reprezentantów kraju, liczą nawet po 40 zawodników. Siatkówki jeszcze na to nie stać. Może czas pomyśleć, by choć reprezentacje mogły zabierać na turnieje mistrzowskie po 15, a nie 12 zawodników?

Popełnił pan jakieś błędy?

- Wszystko można robić lepiej. Może powinienem bardziej uparcie walczyć z ligą o dłuższe zgrupowanie? Może powinienem przewidzieć wszystko i wcześniej postawić Piotrka w ataku? Może wcześniej powinienem zadzwonić po Dawida? Tyle że wszystkie nieszczęścia spadły na nas w trzy dni.

Czuje pan w środowisku silną opozycję?

- Nie. Ta opozycja to dwóch ludzi. A właściwie jeden, który powiedział, że na moim miejscu podałby się do dymisji [mistrz świata i mistrz olimpijski Zbigniew Zarzycki]. A ja pytam, czy on ma moralne prawo w ogóle mnie oceniać? Czy to nie on porzucił kadrę dla pracy w jednym z belgijskich klubów? Czy to on grał nie fair wobec swego przyjaciela, by tę reprezentację objąć? Twierdzi, że ja jeszcze nic z kadrą nie wygrałem. To zadam jeszcze jedno pytanie: ile razy w ostatnich 30 latach Polska zdobywała medal mistrzostw świata? Mamy w tej chwili najlepszą drużynę od czasów Wagnera, jestem o tym absolutnie przekonany. Amerykanie często wyliczają procent wygranych i przegranych meczów. Nie sprawdzałem, ale jestem spokojny, że wynik mojej ekipy byłby bardzo dobry.

Nie czuje więc pan, że atmosfera wokół kadry gęstnieje?

- Nie. W Polsce czuję się świetnie. Najlepiej ze wszystkich krajów, w których pracowałem. I jestem dumny, że prowadzę zespół z tak wspaniałą historią.

W którym turnieju interkontynentalnym zagra nasza drużyna?

- Nie wiem, ta cała sprawa wygląda bardzo dziwnie. Argentyńczycy już teraz mówią, że pojadą do Portugalii. Włosi - że do Niemiec. Kuba - że do Japonii. A my nie wiemy nic.

Polska pojedzie na igrzyska?

- Jeśli przed majowym turniejem interkontynentalnym dostaniemy trzy, cztery tygodnie na zgrupowanie, to pojedziemy. Nawet jeśli kadrę znów przetrzebią kontuzje. Trzeba pamiętać, że do MŚ, na których zdobyliśmy srebro, przygotowywaliśmy się miesiąc.

Copyright © Agora SA