Magic przed meczem nr 5: Poskromić umysł, oddychać...

- Musimy zrozumieć, że jesteśmy bardzo dobrym zespołem. Przetłumaczyć sobie, że z Lakers wygrywać możemy - mówi o meczu nr 5 Adonal Foyle, psycholog sportowy i... koszykarz Orlando Magic. W finale NBA zespół Marcina Gortata przegrywa z Los Angeles Lakers 1:3. Lakers mogą dziś w nocy zostać mistrzami i zakończyć sezon NBA 2008/09.

Zobacz Gortata na żywo - weź udział w konkursie ?

Relacja ZCzuba i na żywo od 1:30 w nocy. Blogujcie, komentujcie, twitujcie, blipujcie i mailujcie na zczuba.pl i zczuba@g.pl - zróbmy relację z meczu razem!

Piąty mecz rywalizacji do czterech zwycięstw odbędzie się w nocy z niedzieli na poniedziałek w Orlando.

Mistrzostwo dla Magic jest bardzo odległe, bo jeszcze żaden zespół w finale NBA nie wygrał trzech kolejnych spotkań od stanu 1:3. Lakers zdominowali koszykarzy z Orlando w spotkaniu nr 1, ale trzy kolejne mecze były bardzo zacięte. Dwa z trzech wygrali Lakers, którzy są lepszym zespołem niż drużyna Gortata - szczególnie w zaciętych końcówkach. Koszykarze z LA grają w nich rozsądniej i mają Kobe Bryanta, którego Magic nie potrafią zatrzymać. Bryant nie tylko zdobywa punkty, ale także świetnie podaje i walczy w obronie.

Magic przygotowują się do walki na boisku zaczynając od własnych umysłów. - To, co dzieje się w naszych głowach, jest w tym momencie najważniejsze - tłumaczy Adonal Foyle, 34-letni zawodnik. Rezerwowy środkowy nazywany jest w NBA "człowiekiem renesansu" - udziela się politycznie, pisze wiersze, skończył psychologię sportu, jest doskonałym rozmówcą.

- Jeśli będziemy przegrywać kilkoma punktami, to będziemy mieli świadomość, że musimy nie tylko tu i teraz odrobić tą stratę, ale jeszcze pojechać do Los Angeles i wygrać dwa kolejne mecze. W większości takich przypadków utrzymanie właściwego podejścia do rywalizacji na tym etapie jest trudne - uważa Foyle.

- W naszej sytuacji najważniejsze jest poskromienie własnego umysłu, zanim wejdziemy na parkiet. To, czy wygramy tą serię, będzie zależało od nastawienia mentalnego - wiedząc, że szczyt jest bardzo wysoki, musimy się wspinać i wspinać i wspinać. Nie możemy się poddać. Tego rodzaju podejście zaakceptowaliśmy w końcówce sezonu zasadniczego, ale teraz rozegra się prawdziwa bitwa. Najpierw w głowach, potem na boisku.

Jak poskromić swój umysł? - pytam Foyle'a, którego słucham z uwagą, bo każde jego słowo wypowiadane jest z przekonaniem. Żaden zawodnik Magic nie ma do powiedzenia tylu ciekawych rzeczy, co Foyle. - Przede wszystkim musimy zrozumieć, że jesteśmy bardzo dobrym zespołem - tłumaczy 34-letni gracz. - Naprawdę niewiele brakowało, aby wynik finału był w tym momencie odwrotny - jedyny mecz, w którym Lakers wygrali wyraźnie, to pierwsze spotkanie w Los Angeles [Magic przegrali 75:100]. W pozostałych mieliśmy szanse, więc musimy sobie przetłumaczyć, że my z Lakers wygrywać możemy.

- Po drugie, ważniejsze, powinniśmy pamiętać o naszych założeniach, o tym, co mamy robić na parkiecie. Nie możemy tracić piłki, musimy ograniczyć szanse, które Lakers mają po szybkich atakach. Musimy dominować też na tablicach - w ataku, ale także w ogóle w walce o zbiórki. Jeśli zrealizujemy te założenia i nie pozwolimy wytrącić się z rytmu w momencie, kiedy Lakers będą mieli dobry moment.

Foyle sam z siebie nie powiedział nic o osobistych, których w meczu nr 4 Magic wykorzystali tylko 59 proc. Pytam więc: czy jest sposób, aby te nędzne 59 proc. zamienić na przynajmniej 75? - Tu chodzi o radzenie sobie z presją. Aby trafiać wolne, trzeba rzucać je automatycznie. Ale w końcówce ciężkiego meczu nie jest to łatwe - ciało jest zmęczone - tłumaczy Foyle.

Sposób? - Oddech. Stając na linii rzutów wolnych musisz oddychać - uspokoić się, wyrównać rytm, osiągnąć równowagę. To zapewni spokój w głowie, a oddech zrelaksuje mięśnie. To nie jest łatwe, ale są sposoby na to, aby pod wielką presją oddać dobry rzut.

Magic mają jeszcze problem z rozgrywającymi - najlepszy obecnie Rafer Alston świetne mecze przeplata ze słabymi. Najbardziej utalentowany Jameer Nelson po kontuzji barku jest w słabej formie. Rezerwowy Anthony Johnson jest solidny i wprowadza spokój, ale w finale nie dostaje szansy. W składzie jest jeszcze Tyronn Lue - jedyny koszykarz Magic, który ma na koncie mistrzostwo. Trener Magic Stan Van Gundy nie ma wyraźnej koncepcji i wymiennie korzysta z Alstona i Nelsona nie zwracając uwagi w ich wkład w grę zespołu. Johnson jest zupełnie pomijany. A Lue - zapomniany.

- Mam szczęście, że nie jestem trenerem - śmieje się Foyle. - Nie wiem co trener dokładnie widzi na parkiecie i jakie są jego konkretne oczekiwania. Jameer miał grać w Meczu Gwiazd, Rafer ma świetny sezon, a Anthony jest bardzo dobrym zmiennikiem. Na niedzielę każdy z nich musi być gotowy. Moim zdaniem w tym meczu wszystko może się zdarzyć. Nie możemy rozpamiętywać tego, co było w meczu nr 3 czy nr 4. Trzeba się skupić na decyzjach, które będą podjęte w spotkaniu nr 5 - mówi zawodnik.

Marcin Gortat: Musimy być przygotowani totalnie

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.