Indian Wells. Siostry Radwańskie znów podbiją Kalifornię?

Zaczyna się turniej w Indian Wells, zazwyczaj bardzo szczęśliwy dla najlepszych polskich tenisistek. Agnieszka i Urszula mogą wpaść na siebie w IV rundzie, ale droga do tego daleka i wyboista.

Kompleks tenisowy w Indian Wells przypomina ogromną oazę na pustyni - pośród kaktusów i migoczących w oddali luksusowych posiadłości milionerów Amerykanie posadzili palmy, podlali je wodą, a wokół wybudowali korty za 77 mln dol. Ten największy może pomieścić aż 16,1 tys. widzów. Z lotu ptaka na tle oceanu piachu korty rzeczywiście przypominają zieloną wyspę.

Tenis na pustyni ma długą i bogatą tradycję - w niedalekim Palm Springs już w latach 70. wygrywali Jimmy Connors i Roscoe Tanner. Kobiety dołączyły później, pod koniec lat 80., a zaczęło się od seryjnych zwycięstw Martiny Navratilovej i Mary Joe Fernandez. Dziś impreza w Indian Wells rozrosła się do monstrualnych rozmiarów, łączna pula nagród dla kobiet i mężczyzn przekracza 8 mln dol. Na tenisowej mapie świata turniej ma status siódmego najważniejszego w sezonie - po czterech Szlemach, Key Biscayne i kończących sezon Mastersach.

Nic dziwnego, że czołówka stawia się zazwyczaj w komplecie. Nie licząc występu w Pucharze Davisa, po raz pierwszy od miesiąca i kontuzji uda zagra lider rankingu ATP Rafael Nadal. Po urazie nadgarstka wraca też m.in. Andy Murray. Nie zabraknie Rogera Federera, Novaka Djokovicia i Robina Söderlinga. Wśród Polaków do głównej drabinki załapie się Łukasz Kubot, który dziś jest dopiero 127. na liście ATP, ale kiedy sześć tygodni temu przyjmowane były zgłoszenia, spokojnie mieścił się jeszcze w setce. W podobnej sytuacji byłby Michał Przysiężny (dziś 112.), ale leczy kontuzję ścięgna Achillesa. Losowanie męskiej drabinki odbyło się po zamknięciu tego wydania "Gazety".

Wśród kobiet też są prawie wszystkie. Po raz pierwszy od Australian Open w tym samym turnieju zagrają numer jeden i dwa listy WTA, czyli Karolina Woźniacka i Kim Clijsters. Brakuje właściwie tylko sióstr Williams, które od dawna leczą kontuzje, ale w Indian Wells ich nogi i tak by nie postały. Czarnoskóre Amerykanki od 10 lat bojkotują turniej, bo gdy Venus poddała walkowerem mecz z Sereną w 2001 r., kibice je wygwizdali i rzucali rasistowskie docinki. Szefowie turnieju co roku ślą kwiaty, prezenty i obiecują ogromne czeki, ale duma sióstr pozostaje niewzruszona.

Bardzo dobrze w Kalifornii czują się za to siostry Radwańskie. Agnieszka, która trzy dni temu skończyła 22 lata, w 2010 r. doszła w Indian Wells do półfinału, a w poprzednich dwóch edycjach osiągała ćwierćfinały. - Nie wiem, na czym to polega, atmosfera jest dobra, pasuje mi kort i piłki - mówi rozstawiona z dziewiątką Polka, która w I rundzie ma wolny los. W II rundzie zagra w piątek lub sobotę z Varvarą Lepchenko (WTA 78) z USA lub Czeszką Ivetą Beneszovą (WTA 48). Dalej może być już znacznie trudniej - Maria Kirilenko (III runda), Wiktoria Azarenka (IV) i Woźniacka (ćwierćfinał) to bardzo niewygodne dla Polki rywalki. Z Azarenką i Woźniacką nie wygrała od dwóch lat, z Kirilenko miewała głupie wpadki.

20-letnia Urszula (WTA 172) w 2009 r. doszła w Indian Wells do IV rundy. Teraz zagra dzięki zamrożonemu rankingowi (może, bo osiem miesięcy leczyła uraz kręgosłupa), ale miała pecha, bo w I rundzie dziś lub jutro znów zmierzy się z zadziorną Serbką Bojaną Jovanovską (WTA 52), która ograła ją ostatnio w Dausze i Kuala Lumpur.

Siostry Radwańskie teoretycznie mogą wpaść na siebie w IV rundzie, ale droga do tego daleka. Urszula poza Jovanovską musiałaby ograć Czeszkę Klarę Zakopalovą (WTA 34) i na dokładkę pewnie Azarenkę.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.