Agnieszka Radwańska: - Nie będę już niczego komentować. Nie chcę się bawić w dyskusje na tak niskim poziomie. To co się stało w Warszawie przeszło wszelkie granice. Proszę mnie już nie pytać o Warszawę. Zostawiam to za sobą, teraz jestem w Paryżu i liczy się tylko ten turniej. To mój jedyny komentarz.
- Jeszcze nie jest idealnie, trochę pobolewają, ale znacznie lepiej niż w poprzednim tygodniu. Jestem już w stanie prawie normalnie trenować.
- Raczej pomoże. Wyleczyłam uraz pleców, odpoczęłam. Wcześniej miałam bardzo intensywny miesiąc. Zagrałam pod rząd Puchar Federacji, Stuttgart, Rzym i Madryt.
- Losowanie bez wielkiej historii. Nic szczególnego. Miewałam gorsze. Ale tak naprawdę, okaże się po meczu. Tak to już jest, że jak się przegra, to losowanie zawsze okazuje się złe.
- Ma chyba prawie 34 lata i nastoletnią córkę, która przychodzi z nią na mecze. W zeszłym roku w Paryżu wygrała z nią Marta Domachowska. Ja pokonałam ją dość łatwo na mączce w 2007 r. we włoskiej Bielli, a niedawno Ula zwyciężyła ją na korcie twardym. Trudno powiedzieć, co się od tego czasu zmieniło. Mam nadzieję, że będzie dobrze.
- Na pytanie o dalsze rundy, mam zawsze tą samą odpowiedź. O drugiej nie rozmawiam przed wygraniem pierwszej. Kuzniecowa, Williams? Jak będę z nimi grać, to się będę nimi martwić.
- Jasne, że byłoby dobrze powtórzyć wynik z poprzedniego roku, czyli 1/8 finału. Ale mam apetyt na kolejny ćwierćfinał Wielkiego Szlema. Tenisistka z moim rankingiem [WTA 12] nie może mierzyć nisko w takim turnieju.
- Nie ukrywamy z Ulą [18-letnia siostra Agnieszki], że to jest najgorszy Szlem.
- Ja Paryż lubię, to fajne miasto, jest gdzie pójść, co zobaczyć. Wieża Eiffla, te sprawy... Sklepy są też baaaaardzo w porządku. Ale tenisistki mają na turniejach takie swoje różne drobiazgi, które albo je denerwują, albo odwrotnie - są miłe i przydatne. Ja np. bardzo nie lubię restauracji dla zawodników w Paryżu. Jest ciasno, przychodzą różne VIP-y, nazywamy ich z Ulą "krawaciarzami". Czasem nie ma przez nich gdzie usiąść. Takie drobiazgi mają decydujące znacznie dla naszej oceny turnieju. Jeśli na jedzenie czeka się czasem 40 minut w kolejce, to rozbija ci to trening, niepotrzebnie się denerwujesz. Inny denerwujący drobiazg to, że Francuzi z reguły nie mówią po angielsku, a ich ulubione słowo to "Impossible" (śmiech). Ale żeby tak wszytkiego nie krytykować, to pochwalę szatnię. Jest najfajniejsza ze wszystkich Szlemów. Są komputery i mała siłownia. Ktoś fanie to wymyślił.