US Open. Radwańska zatrzymana

18-letnia Ana Konjuh wyeliminowała Agnieszkę Radwańską w IV rundzie US Open. Chorwatka jest największą sensacją turnieju, zagrała mecz życia. Dlaczego znów z Polką?

Dla Radwańskiej (przegrała 4:6, 4:6) dobry był tylko początek. Szybko wygrała dwa pierwsze gemy, w których Konjuh popełniała błąd za błędem. Jeszcze szybciej jednak przewagę straciła. Przełamała rywalkę w pierwszym gemie, potem do końca meczu miała na to już tylko jedną szansę - w ostatnim gemie pierwszego seta. I nie wykorzystała jej.

Konjuh jest od Radwańskiej tylko centymetr wyższa, ale aż o dziewięć kilo cięższa. Chorwatka, najmłodsza zawodniczka z pierwszej setki WTA, pokazuje, gdzie zmierza kobiecy tenis. Grała mocno, nawet bardzo mocno. Po jej serwisach piłka leciała z prędkością nawet 190 km/godz., podczas gdy Polka nie przekroczyła 170.

Napór ze strony Konjuh nie był zaskoczeniem. Niesamowita była regularność. Radwańska doświadczyła jej już w II rundzie Wimbledonu, gdzie wygrała po trzech zaciętych setach, broniąc trzech piłek meczowych. A teraz Chorwatka zagrała jeszcze o dwie klasy lepiej. Zdominowała Radwańską zupełnie. Miała ponad cztery razy więcej wygrywających uderzeń, a tylko dwa razy więcej niewymuszonych błędów.

- Czy zagrałam swój najlepszy mecz? Pewnie tak. Moja trenerka tak powiedziała, a ja jej wierzę. Mój serwis był naprawdę dobry, Radwańska nie mogła znaleźć na niego żadnej odpowiedzi. Dostałam szansę i ją wykorzystałam - mówiła Konjuh.

18-latkę nie stremowały okoliczności. Mecz był ostatnim w sesji wieczornej na najważniejszym Arthur Ashe Stadium, przy kilkunastu tysiącach widzów. Chorwatce nie zadrżała ręka w końcówce. Przy stanie 4:4 w drugim secie bez problemów przełamała Radwańską. W ostatnim gemie w pewnym momencie rozległ się głośny dźwięk, jakby syreny. Konjuh, która właśnie miała zaserwować, opuściła rękę i wzdrygnęła się, jakby wyrwała się z transu. Z uderzenia jej to nie wybiło, decydującego gema wygrała do 15.

- Konjuh zagrała tak dobrze, że można ją porównać do Venus lub Sereny w wieku 17-18 lat - mówiła po meczu Pam Shriver, świetna przed laty amerykańska deblistka, a obecnie komentatorka ESPN.

Radwańska na konferencji prasowej wyglądała na przybitą. Chwaliła rywalkę. - Grała dobry tenis, bardzo dobrze serwowała. Wydaje mi się, że dziś nie byłam w stanie nic więcej zrobić. Naprawdę próbowałam. Po prostu grałam zbyt wolno. Mój serwis też powinien być lepszy. Niestety, na pewno nie był to mój najlepszy dzień - mówiła.

Czy mogła zagrać lepiej? Broniła się głównie z głębi kortu, niewiele grała swoich popisowych slajsów. Jak sama mówi, robiła, co mogła. - Próbowałam coś zmienić, ruszyć ją z miejsca. Chciałam zmieniać kierunki, nie grać w jedno miejsce. Czasami jednak jest trudno, kiedy z drugiej strony leci potężnie uderzona piłka. Ciężko to kontrolować, posłać ją tam, gdzie naprawdę się chce - mówiła.

Poruszyła też temat zamkniętego dachu. Organizatorzy postanowili go zasunąć, choć nie padało. Sprzyjało to Konjuh, bo brak wiatru jeszcze wzmacniał jej uderzenia, niwelował szansę na błąd. - Ponoć istniało ryzyko, że spadnie deszcz, ale zawsze jest jakieś ryzyko. Nie wiem, co by było, gdyby był otwarty. Po prostu nie rozumiem, dlaczego był zasunięty.

Radwańska już po raz piąty w 11. starcie w US Open odpadła w IV rundzie. Dalej nie doszła nigdy. Korty w Nowym Jorku nigdy nie należały do jej ulubionych. Zawsze lepiej jej szło na szybszych nawierzchniach Wimbledonu i Australian Open, gdzie zdobycie punktu nie wymaga tyle siły. A tej zawsze Radwańska miała mniej niż konkurentki.

W poprzednich czterech przypadkach bój o ćwierćfinał Polka przegrywała z rozstawionymi. Teraz na jej drodze stanęła 92. zawodniczka świata. Wydawało się, że ma otwartą drogę nawet do półfinału, bo w kolejnym meczu miała się zmierzyć z Karoliną Pliskovą, Czeszką, której w sześciu meczach nie oddała nawet seta. Dopiero w meczu o finał Radwańska mogłaby wpaść na faworytkę, Serenę Williams.

Porażka z Konjuh boleśnie przypomniała, czego Polce brakuje, by walczyć o tytuły w Szlemie. Jej techniczny, finezyjny tenis jest piękny i bywa skuteczny, ale też łatwy do zdominowania. Rywalki o tym wiedzą. - Poprzedniej nocy odtwarzałam w głowie nasz mecz z Wimbledonu. Miałam piłki meczowe, szansę, ale ich nie wykorzystałam. Wiedziałam, że z moją grą mogę ją pokonać - mówiła Konjuh.

- Chodzi o to, żeby Agnieszka grała swój najlepszy tenis i wpływała na grę rywalek, a nie odwrotnie. Nie chodzi o to, by czekać, aż rywalka pomoże, ale by własnym tenisem spowodować, żeby rywalka pomogła - mówił w czasie Wimbledonu trener Polki Tomasz Wiktorowski. - W Szlemach z każdym meczem musi grać odważniej. Kiedy przełamuje się podanie rywalki, to jest to moment, by jeszcze przyspieszyć, a w żadnym wypadku zwolnić - dodawał. To piękny plan, ale do tej pory nigdy do końca niezrealizowany.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.