Wimbledon. Radwańska przed ćwierćfinałem: Nie mogę zagrać pasywnie

Madison Keys próbuję kończyć po dwóch, trzech strzałach, szuka winnerów, gra bardzo dużo mocnych, głębokich piłek. Nie mogę jej na to pozwolić, nie mogę grać zbyt pasywnie, przez środek. Jeśli tak zrobię, to ona pójdzie krok do przodu i... będę miała kłopoty - mówi Agnieszka Radwańska o Amerykance Madison Keys, z którą we wtorek zagra o półfinał Wimbledonu. Mecz około godz. 16. Relacja na żywo w Sport.pl

Co bardziej cieszy - ćwierćfinał czy dobra gra z Jeleną Janković, którą pokonałaś 7:5, 6:4?

Agnieszka Radwańska: - Bardzo się cieszę, że znów jestem w ćwierćfinale Wimbledonu. Ale chyba jeszcze bardziej z tego, że to był w moim wykonaniu naprawdę dobry mecz. Z Jeleną zawsze spotkania były wyrównane, mamy podobny styl, nie gramy na jeden strzał, ale dłużej operujemy piłką. Ona dużo potrafi, jest dobra technicznie. Dlatego kibice zobaczyli dziś bardzo dobry tenis. Na koniec udało mi się wygrać, z czego jestem bardzo zadowolona.

Serbscy kibice byli bardzo głośni. Nie przeszkadzali?

- Nie, jestem przyzwyczajona do hałasów z trybun. Jednym uchem wleci, drugim wyleci. Nie wpływa to na moją grę.

W meczu z Janković było mnóstwo challengów, co chwila jedna z was brała powtórkę wideo, żeby sprawdzić, czy piłka była na aucie, czy nie. To był taki tenis z dokładnością do centymetra.

- Zgadza się. I bardzo dobry przykład na to, że te powtórki mają sens i się przydają. Zawsze, gdy mam wątpliwości, biorę challenge. Mam już to we krwi. Czasem tylko łapię się na tym, że na mniejszych turniejach zapominam, że tam nie ma challengów. Dwa tygodnie temu w Nottingham chciałam brać, ale zapomniałem, że nie mam czego, bo tam nie ma (śmiech).

O półfinał walczysz we wtorek z Madison Keys. Z potężnie serwującą Amerykanką grałaś trzy razy, za każdym razem zwyciężałaś. Jaki masz sposób na rywalkę?

- Szczerze mówiąc, nie pamiętam wszystkich trzech meczów. Pamiętam tylko ten z Wimbledonu z 2013 r. To była trzecia runda, kort numer trzy i bardzo, bardzo zacięte trzysetowe spotkanie. Madison gra siłowy tenis, uderza piekielnie mocno, a serwuje wprost niewiarygodnie. Muszę bardzo uważać na returnie i starać się przebić jak najwięcej piłek. To będzie mecz z szybkimi, krótkimi wymianami, na pewno zupełnie inne spotkanie niż z Janković, która gra na przerzut, potrafi przetrzymać piłkę. Madison próbuję kończyć po dwóch, trzech strzałach, szuka winnerów, gra bardzo dużo mocnych, głębokich piłek. Nie mogę jej na to pozwolić, nie mogę grać zbyt pasywnie, przez środek. Jeśli tak zrobię, to ona zrobi krok do przodu i... będę miała kłopoty.

Madison bywa porównywana do sióstr Williams ze względu na styl gry.

- Faktycznie gra podobnie, choć chyba jednak nie jest to tenis tej samej klasy. Na pewno w taki mecz ciężko się wgrać, nie ma rytmu, nie ma wymian. To będzie piłka za piłkę, gem za gem, nie będzie takich wymian jak z Jeleną.

Jest ćwierćfinał, a czy dalej w drabinkę zaglądasz, czy nie? Otwiera się szansa podobna do tej z 2013 roku...

- Jak kończę mecz i wracam do szatni, to dopiero wtedy pytam: To z kim teraz gram? Nie wiedziałam wcześniej, jaką mam drabinkę, w ogóle na nią nie patrzyłam. Jasne, czasem przyglądam się, czy nie ma jakichś ciekawych meczów I rundy do obejrzenia. Ale na swoją drogę nigdy nie patrzę. Żyję z meczu na mecz, z dnia na dzień. Tak się po prostu łatwiej funkcjonuje.

Jak porównasz tenis, który grasz teraz, do swojego najlepszego? Dużo jeszcze brakuje?

- Poziom jest wysoki, ale ciężko to gdzieś zawiesić, na jakimś konkretnym poziomie. Nie lubię takiego mówienia, że to jest forma z 2012 roku, albo tyle jeszcze brakuje do 2013. Okoliczności zawsze się zmieniają, rywalki wciąż się rozwijają, są inne mecze, inne historie. Ale gram dobrze, czuję to. W Eastbourne, gdzie doszłam do finału przed Wimbledonem, też to czułam. Ten turniej dodał mi pewności, zagrałam tam kilka meczów z solidnymi rywalkami, na trawie zawsze grało mi się lepiej. Potem przyjechałam tu i... na razie też jest w porządku.

Początek roku nie był zbyt udany, co takiego się stało, że grasz lepiej, z większym zaangażowaniem?

- Na trawie zawsze gram lepiej. A po drugie... na początku roku czułam jakieś znużenie, zmęczenie. Ten stan jednak minął, już go nie czuję.

To twój piąty ćwierćfinał Wimbledonu. Szczególny pod jakimś względem? Seta na drodze do ćwierćfinału nie straciłaś jeszcze tylko raz - w 2012 r., gdy potem sięgnęłaś finału.

- Ciężko powiedzieć, teoretycznie było łatwo, ale ja tak tego nie czułam. Nawet dwusetowe mecze potrafią dać w kość.

Zobacz wideo

Czy rozpoznasz piłkarskie herby, którym podły grafik pomylił kolory? [QUIZ]

Czy Agnieszka Radwańska awansuje do półfinału Wimbledonu?
TAK
57%
2370 głosów
NIE
43%
1752 głosów
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.