Radwańska nie ma żalu do Martiny Návratilovej

- Z ust Amerykanki padło za dużo słów, ale sama to przyznała. W naszych relacjach nic się nie zmieniło - zapewnia Agnieszka Radwańska, która w sobotę i niedzielę spróbuje poprowadzić reprezentację do zwycięstwa nad Rosją w Pucharze Federacji. Polki po 20 latach wracają do światowej elity.

Jej mecz z Marią Szarapową będzie wydarzeniem bez precedensu. Finalistka Australian Open od poniedziałku jest w Krakowie, ale robi wszystko, by unikać zamieszania - m.in. zamieszkała w innym hotelu niż pozostałe tenisistki i próbuje unikać fotoreporterów.

W środę była w doskonałym humorze. Na spotkaniu z dziennikarzami opowiadała, że Kraków to piękne miasto, i żartowała z koleżanek. - Chyba nie powinnaś przychodzić na konferencje prasowe - rzuciła do Anastazji Myskiny, kiedy kapitan rosyjskiej kadry zawile opowiadała o formie Radwańskiej.

Szarapowa z Polką potrafi grać jak mało kto, wygrała z nią 11 z 13 meczów. - Było kilka wyrównanych spotkań. Mam z nią dobry bilans, ale Puchar Federacji to nowe rozdanie i tylko na tym się skupiam - zapewniła najlepiej zarabiająca sportsmenka świata.

Tyle że to nie będzie mecz jak każdy inny. Polki po raz pierwszy od 20 lat zagrają w grupie światowej, czyli ścisłej elicie (kiedyś 16-, teraz ośmiozespołowej). Na trybunach Tauron Areny Kraków usiądzie 15 tys. osób, a to o włos od światowego rekordu. Najwięcej kibiców na trybunach podczas meczu Pucharu Federacji zasiadło w 2009 r. w stolicy Serbii. W Belgradzkiej Arenie mecz gospodyń z Japonią obejrzało 15 700 osób.

- Miło będzie usłyszeć hymn odśpiewany przez tyle gardeł - cieszy się Tomasz Wiktorowski, kapitan reprezentacji Polski, a pytany o rywalki podkreśla: - Wszyscy znamy dyspozycję Rosjanek i nie powiem nic odkrywczego na ten temat. Wiemy, jaki był niedawno finał Australian Open [Szarapowa przegrała z Sereną Williams]. Szarapowa zawsze jest dobrze przygotowana, a pozostałe zawodniczki zawsze groźne, młoda Wita Diaczenko także.

Skład reprezentacji Rosji uzupełniają Swietłana Kuzniecowa i Anastazja Pawliuczenkowa, a to ciężki kaliber. Polki mają nadzieję, że kłopoty ze zdrowiem Urszuli Radwańskiej to już zamierzchła przeszłość ("Ostatnio mogłam w końcu trenować na sto procent i widać efekty"), i liczą np. na pomoc w deblu Klaudii Jans, niedawnej ćwierćfinalistki Australian Open ("Skąd moja dobra gra? To proste: z ciężkich treningów").

Rozmowa z Agnieszką Radwańską

JAROSŁAW K. KOWAL: Traciła pani nadzieję, że kiedykolwiek zagra w rodzinnym mieście?

AGNIESZKA RADWAŃSKA: Czy to paradoks, że nigdy do tego nie doszło? Trochę tak. Tyle że kiedy nie było Tauron Areny Kraków, nie było gdzie rozegrać oficjalnego meczu. Gdyby nawet były chęci, to nie udałoby się spełnić wymogów ITF [Międzynarodowa Federacja Tenisowa].

Będzie trema przed 15 tys. ludzi?

- Na pewno będzie inaczej niż na innych turniejach. Tym bardziej że rzadko jest okazja, by grać w kraju. Od niedawna organizowany jest turniej w Katowicach, ale przez wiele lat nie miałam okazji wystąpić przed polskimi kibicami. Super, że w Krakowie w końcu mamy arenę, na której można zorganizować dużą imprezę. Wszystko fajnie się złożyło.

Była pani na trybunach podczas walki Tomasza Adamka z Arturem Szpilką, więc wie, czego się spodziewać.

- A jednak nie mogę tego powiedzieć! Już kiedy wyszłam ostatnio na trening, było zupełnie inaczej niż podczas gali bokserskiej. Hala robi wrażenie z pustymi trybunami, a w sobotę i niedzielę wypełni się po brzegi. Można to sobie wyobrazić.

Klucz do zwycięstwa?

- Fajnie, gdyby po meczach singlowych było wszystko jasne i oczywiście rozstrzygnęło się na naszą korzyść. Najważniejsze, że jesteśmy w grupie światowej, w której dawno nie grałyśmy [ostatnio w 1995 r.]. Na którąkolwiek drużynę byśmy trafiły, byłoby ciężko. A wszyscy wiemy, w jakim składzie jest Rosja i że łatwo nie będzie. Tak naprawdę ma trzy dziewczyny na miarę pierwszej dwudziestki rankingu WTA [w rzeczywistości Kuzniecowa jest 27., a Pawliuczenkowa - 39.].

Z kim chciałaby pani zagrać pierwszy mecz?

- Nie ma znaczenia. Moja forma? To dopiero początek roku, ale gdyby oceniać tylko na podstawie minionego miesiąca... Choć było mnóstwo dobrych meczów, to niedosyt zawsze zostaje. Tak czy inaczej, grało mi się dobrze i mam nadzieję, że dam swoje sto procent.

Nie da się ukryć, że w ogóle w Pucharze Federacji idzie mi nieźle. W ubiegłym roku udało się nawet wygrać na nawierzchni ziemnej z Hiszpanią... Droga, by tu trafić, była trudna, więc oby passa trwała.

Woli pani grać dla drużyny czy na własne konto?

- To dwie zupełnie inne rzeczy. Może faktycznie w Pucharze Federacji presja jest większa, bo każdy oczekuje zwycięstw właśnie ode mnie. Tym bardziej że w tych rozgrywkach mam dobre statystyki. Może to trochę trudniejsza sytuacja, ale trzeba się z tym liczyć i nie myśleć o presji.

Jeśli pani powinie się noga, to na zwycięstwo raczej nie będzie szans?

- Jest też taka możliwość, że siostra pomoże... Chociaż wiadomo, jaki jest skład Rosjanek. Równie dobrze może mi się nie udać wygrać. Z taką opcją też się trzeba liczyć. Świat się wtedy nie skończy. Wówczas będziemy walczyć o pozostanie w grupie światowej.

Gwiazdy często rezygnują z Pucharu Federacji. Czym są dla pani występy w reprezentacji?

- Faktycznie, jako jedna z nielicznych od wielu lat nie opuściłam żadnego meczu i zawsze byłam gotowa grać dla reprezentacji. Zawodniczki tłumaczą, że startów jest dużo i trudno im podporządkować kalendarz startów pod te rozgrywki. Ale jednak są to mecze inne niż wszystkie. Gramy w grupie światowej i jak już przeszliśmy całą drogę, jesteśmy prawie u szczytu, to tym bardziej się cieszę, że wystąpię.

Maria Szarapowa kiedyś powiedziała, że w kobiecym tenisie nie ma przyjaciółek. Jak ją pani odbiera?

- Obraca się tylko w swoim gronie i nie tylko ja odnoszę takie wrażenie. Faktycznie, nie należy do moich przyjaciółek i nie jest wśród osób do pogadania w szatni. Wiadomo jednak, że jest liderką reprezentacji i będzie najgroźniejsza. Jest w bardzo dobrej formie, co pokazała niedawno.

Martina Navrátilová, z którą pani rozpoczęła współpracę, ostatnio ostro panią skrytykowała. Jak odebrała pani jej słowa?

- Nic się między nami nie zmieniło. Faktycznie, z jej ust padło trochę za dużo słów, ale sama to przyznała. To nic porażającego. Co było, to było, pracujemy dalej. Spotkamy się na turniejach w Indian Wells i Miami.

To ma być przełomowy rok? Pani ojciec twierdzi, że potrzebuje pani rewolucji w drużynie.

- Po to wzięliśmy Martinę do ekipy, by zrobić krok w przód. Celem zawsze jest Wielki Szlem.

Więc będą kolejne zmiany w sztabie?

- Nie. Niczego więcej nie planuję.

POZNAJCIE JE! ONE ZAGRAJĄ W TAURON ARENIE KRAKÓW!

Więcej o:
Copyright © Agora SA