Radwańska w stylu ninja

Wreszcie zagrała z Wiktorią Azarenką odważnie i rozbiła ją w ćwierćfinale Australian Open 6:1, 5:7, 6:0. ?Fantastyczny mecz Polki? - zachwycał się tenisowy świat.

"Trzymaj!" - krzyczała do siebie Radwańska i zaciskała pięść, gdy udawało jej się wygrać ważny punkt. Azarenka też przeżywała tę bitwę, ale inaczej - jej twarz była czerwona z wściekłości, waliła się rakietą po nogach, pięściami po udach, krzyczała, piszczała, a w pewnym momencie, niemal eksplodując ze złości, cisnęła piłkę za siatkę, za co wybuczeli ją kibice na Rod Laver Arena.

Rozstawiona z piątką Radwańska przegrała z Azarenką (nr 2) siedem ostatnich meczów, oddała 12 kolejnych setów, nie zwyciężyła od jesieni 2011 r., ale zafundowała Białorusince rewanż, który powinna zapamiętać na długo.

"Radwańska ma totalną kontrolę z głębi kortu" - pisał na Twitterze Nick Bollettieri, trenerski guru z USA, były szkoleniowiec Andre Agassiego, gdy Polka miażdżyła w trzecim secie triumfatorkę Australian Open z poprzednich dwóch sezonów. "Niektórzy mówią, że kobiecy tenis to tylko płaskie przebijanie na siłę, okazuje się, że nic bardziej mylnego" - zachwycał się Patrick Mouratoglou, trener Sereny Williams, gdy Radwańska w decydującej partii posyłała piłki na kosmicznym poziomie trudności - chirurgiczne woleje i loby spadające centymetr od linii końcowej.

Największe światowe serwisy sportowe, wśród nich ESPN, zamieszczały w internecie kompilację akcji Polki. "Coś niesamowitego", "Geniusz", "Niewiarygodne" - wzdychali komentatorzy, gdy Radwańska czarowała na korcie. "Aga przebija wszystko. Niesamowite" - pisał na Twitterze Dirk Nowitzki, mistrz NBA z Dallas Mavericks, wielki fan tenisa.

Niektórzy kibice, trenerzy i dziennikarze mówią o Radwańskiej "ninja", bo jak japoński zabójca umie zadawać niespodziewane ciosy. I nie ryczy przy tym z mocą 100 decybeli jak Azarenka. "Ninja wzięła dziś na kort miecz od Hattori Hanzo!" - żartowała dziennikarka "Sports Illustrated", nawiązując do filmu "Kill Bill". "To, co robi Aga, jest poza skalą, nawet jak na ninję" - mówił Darren Cahill, były trener Lleytona Hewitta. "Cichy zabójca Agnieszka Radwańska" - to agencja Associated Press w oficjalnej depeszy z meczu.

Andy Murray, zwycięzca Wimbledonu i mistrz olimpijski, wytypował Polkę do końcowego zwycięstwa w turnieju. - Jeśli mam kogoś wskazać, wybieram Radwańską, najbardziej podoba mi się jej różnorodny tenis - mówił Szkot.

Wszystkie te pochwały i zachwyty były zasłużone, bo Polka awans do pierwszego półfinału w Melbourne (była wcześniej w półfinale 2013 r. i finale 2012 r. na Wimbledonie) wywalczyła po świetnym występie, być może najlepszym w karierze.

Od triumfu w Miami w 2012 r., gdy ograła Marię Szarapową, nie zdarzyło się, by pokonała tenisistkę z pierwszej trójki rankingu. Długo odbijała się jak od ściany od Williams, Szarapowej i Azarenki, czyli największych tenisowych siłaczek.

- Żeby mieć szansę z Białorusinką, Agnieszka musi pokazać swój najlepszy tenis bazujący na technice, wyczuciu i szczelnej obronie, ale do tego dołożyć jeszcze coś ekstra w ofensywie, musi czasem odwinąć się sama jakimś ostrym zagraniem - mówił od dawna trener Tomasz Wiktorowski.

Miesiącami się nie udawało, bo jak dochodziło do ważnego meczu, Radwańska grała zbyt pasywnie, cofała się, przebijała piłki przez środek kortu i narażała na zabójcze kontrataki. Nie umiała przezwyciężyć swojego pierwotnego instynktu, który nakazywał jej przede wszystkim się bronić, a dopiero potem atakować.

W konfrontacji z Azarenką Radwańska od początku zrobiła krok do przodu, przycisnęła, uderzała nie w środek, ale po bokach kortu, ostro i odważnie. Zmieniła się też jej mowa ciała - pojawiły się zaciśnięte pięści, bojowe okrzyki, pewna siebie mina, wreszcie było widać, że Radwańskiej na zwycięstwie piekielnie zależy. Azarenka pod takim naporem po prostu się zagotowała, zupełnie straciła rytm i koncentrację, popełniła aż 47 niewymuszonych błędów.

Białorusinka zapytana na konferencji prasowej, co tym razem było inaczej, odparła bez wahania: - Agnieszka zagrała agresywniej. A potem dodała: - Wszystko odbijała, świetnie przewidywała, była tam, gdzie piłka. To nie był mój dzień, ale zagrała naprawdę bardzo dobrze.

Azarenka w tym roku przegrała dotąd tylko z Sereną Williams w Sydney, w Melbourne nie straciła seta. Nic nie wskazywało na to, że nie zabrała do Australii najlepszej formy.

Dlatego Radwańska promieniała, na Twitterze tuż po meczu napisała po prostu: "!!!!!!!!!", a potem wrzuciła zdjęcie, jak regeneruje się w basenie z lodowatą wodą, a obok stoi jej fizjoterapeuta John Israelsohn. "Przegrał zakład, musi stać ze mną" - napisała.

- Jak można się nauczyć grać takie loby? - pytała reporterka telewizyjna. - No wie pani, 20 lat treningu - zaśmiała się Radwańska. Na konferencji prasowej dodała, że zawsze była słabsza fizycznie od najlepszych i to pomogło. - Serwisem 200 km/godz. ich nie pokonam, musiałam wykombinować coś innego, np. loby i dropszoty - podkreśliła. - Przegrałam z Wiktorią tyle razy, że musiałam coś zmienić, nie miałam nic do stracenia, zagrałam ostrzej, zrobiłam krok do przodu, opłaciło się.

O finał Radwańska gra (ła) wcześnie rano (mecz zaczął się nad ranem) ze Słowaczką Dominiką Cibulkovą (nr 20), która w IV rundzie pokonała Marię Szarapową, a w ćwierćfinale rozbiła Rumunkę Simonę Halep (11) 6:3, 6:0.

W teorii Radwańska to zdecydowana faworytka. Ze Słowaczką na sześć meczów przegrała tylko raz. W zeszłym roku w Sydney potrafiła zmiażdżyć rywalkę 6:0, 6:0.

Cibulkovej lekceważyć jednak nie można, bo Słowaczka, mimo zaledwie 161 cm, jeśli złapie rytm, potrafi mocno i skutecznie rozrzucić każdą przeciwniczkę po rogach kortu. W ten sposób pokonała Szarapową, ale też Radwańską w Stanford w 2013 r. Półfinał Szlema to dla niej nie nowość, grała w tej fazie w Rolandzie Garrosie w 2009 r. I najważniejsze - większa presja tym razem jest na Polce, bo mało kto wyobraża sobie jej porażkę po triumfie nad Azarenką. Teraz to Cibulkova nie ma nic do stracenia, a Radwańska musi wytrzymać napięcie.

Jeśli się uda (ło), otworzy się szansa na pierwszy w historii polski tytuł w Wielkim Szlemie w singlu, choć faworytką bukmacherów na ostateczne zwycięstwo była wciąż Chinka Na Li (4), była mistrzyni Rolanda Garrosa, dwukrotna finalistka z Melbourne, która w drugim półfinale mierzyła się w nocy z 19-letnią Kanadyjką Eugenie Bouchard (30).

W męskim turnieju faworyt Rafael Nadal (1) mimo problemów z pęcherzami na dłoni i setboli w trzecim secie, których musiał bronić, pokonał w ćwierćfinale Grigora Dimitrowa (22) 3:6, 7:6 (7-3), 7:6 (9-7), 6:2. Teraz na jego drodze stanie Roger Federer (6), który wygrał z dalekim od najwyższej formy po operacji pleców Andym Murrayem (4) 6:3, 6:4, 6:7 (6-8), 6:3.

Wiara w 18. tytuł w Szlemie dla Federera jest mocna, bo Szwajcar wrócił do wysokiej formy, jest szybki i nastawiony bardzo ofensywnie przez trenera Stefana Edberga. Ale z Nadalem na 32 mecze wygrał tylko 10, a w Wielkim Szlemie po raz ostatni w 2007 r.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.