Australian Open. Chinka zburzyła polski mur

Agnieszka Radwańska przegrała z Na Li 5:7, 3:6 w ćwierćfinale Australian Open. Tak jak w poprzednim sezonie defensywa Polki rozsypała się w starciu ze zdeterminowaną, silną fizycznie i atakującą rywalką. Do Wielkiego Szlema niby blisko, ale jednak wciąż daleko. Transmisje z Australii w Eurosporcie.

Pierwszy gem trwał 12 minut, set - ponad godzinę, mecz - prawie dwie. Australijski dziennik "The Age" zażartował, że Serena Williams zdążyłaby wygrać, wrócić do hotelu, pójść pod prysznic i jeszcze coś przekąsić. "Wojna na wyniszczenie" - napisała gazeta o starciu Polki, czwartej w rankingu, z szóstą Chinką.

Zażarty mecz Li wygrała, bo zagrała odważniej. Częściej podejmowała ryzyko, robiła dwa kroki w przód i atakowała. Myliła się, ale nie zrażało jej to. Starała się przetrzymać wymiany, ale potem parła do przodu. Widać było, że argentyński trener Carlos Rodriguez, były szkoleniowiec Justine Henin, dobrze ją przygotował. - Bądź cierpliwa, ale kiedy nadarzy się okazja, atakuj - taki musiał być jego przekaz.

Chinka popełniła aż 40 tzw. niewymuszonych błędów, ale miała też 32 winnery, Radwańska - tylko 10.

Dwa tygodnie temu w Sydney Radwańska pokonała Chinkę, ale ćwierćfinałowi bliżej było do ich zeszłorocznych potyczek, gdy Li trzy razy z rzędu Polkę pokonała. Wtedy też ona atakowała, a Agnieszce zabrakło pomysłu, jak się temu przeciwstawić.

- W Sydney byłam zmęczona, nie zaaklimatyzowałam się po przylocie z Chin, nic mi nie wychodziło. Dziś Agnieszka była znów jak ściana, ale w końcu znalazłam rytm - powiedziała Li.

"Li była agresorem, przejęła rządy na korcie, dlatego wygrała" - napisał na Twitterze Brad Gilbert, były trener Andy'ego Murraya i Andre Agassiego. Dziennikarka "Sports Illustrated" już w połowie pierwszego seta pisała: "Jeśli Aga wciąż będzie stała dwa metry za linią końcową, przegra".

Agnieszce dostało się też od Steve'a Tignora, autora książek o tenisie i eksperta amerykańskiego Tennis.com, który zazwyczaj bardzo ją chwalił, a przed turniejem typował, że dojdzie do finału. "Aga jak to Aga, porażkę przyjęła z marszu, z uśmiechem. Jeśli jak ja czekaliście, że tym razem skupi się wyłącznie na najważniejszym celu, czyli Wielkim Szlemie, i odpuści sobie wszystko inne, to jeszcze trochę poczekacie" - napisał Tignor. I porównał Polkę do Davida Ferrera, wiecznie piątego w męskim tenisie, tuż za plecami ścisłej czołówki, bo też "najwyraźniej nie myśli o rzeczach wielkich".

Li - tak jak Radwańska - zagrała przed Szlemem dwa turnieje, w sumie 13 meczów, ale w najważniejszym pojedynku zaprezentowała się najlepiej w tym roku.

- Zagrała dużo solidniej niż w Sydney - przyznała Radwańska. Odrzuciła sugestię, że niepotrzebnie grała dwie imprezy przed Melbourne. Ale po chwili rzuciła: - Trochę za wolno się ruszałam.

Polka najbardziej żałowała niewykorzystanego serwisu przy 5:4 w pierwszym secie. - W meczu o taką stawkę trzeba takie sytuacje wykorzystywać - stwierdziła. Po raz czwarty zatrzymała się w Australian Open na ćwierćfinale.

Porażka z Chinką, byłą triumfatorką Rolanda Garrosa, to w pewnym sensie także powrót do przeszłości, jeśli chodzi o główne problemy Polki na korcie. Przypomniała, że największe zagrożenie sprawiają jej tenisistki ofensywne, silne fizycznie, ze ścisłej czołówki. Od stycznia zeszłego roku z Wiktorią Azarenką, Marią Szarapową, Sereną Williams i Li zagrała 16 razy, zwyciężyła trzykrotnie. Siłaczki spychają Polkę za linię końcową, jej wyczucie, technika i szczelna defensywa to za mało, by wygrywać.

- Dokładamy elementy ofensywne, staramy się, by Agnieszka częściej przejmowała inicjatywę, ale to nie takie proste. Nie może przecież zatracić fundamentów swojego tenisa, którym jest defensywa - mówił przed sezonem Tomasz Wiktorowski, trener Polki. W Melbourne Radwańska nie rozwiązała tego równania.

- Agnieszka umie "ustawić" sobie na korcie niemal każdą rywalkę, ale ze ścisłą czołówką ma problem. W meczu z Li nie może mieć do siebie pretensji. Walczyła, biegała, uczyniła, co mogła, w defensywie, nie widziałem u niej zmęczenia. Chince pomogło to, że przegrała z Agnieszką w Sydney, bo nie lubi roli faworytki - mówi "Gazecie" Wojciech Fibak, triumfator 15 turniejów ATP z lat 70. i 80. - Chinka ryzykowała, decydowała o wszystkim, dyktowała grę. Agnieszka w końcówce pierwszego seta się pogubiła, ale moim zdaniem właśnie przez to, że nie trzymała się konsekwentnie defensywy, ale próbowała szarżować, spieszyć się - dodaje Fibak.

Jak dobrać się do Azarenki, Williams, Szarapowej czy Li? - Agnieszka poprawiła serwis, zawsze świetnie grała woleje, ma instynkt i wykorzystuje go z tenisistkami, które nie grają aż tak mocno. Ale ze swoim delikatnym tenisem zawsze trudno jej będzie regularnie wygrywać z najsilniejszymi. W Szlemie potrzebuje dobrego losowania - jak w Wimbledonie, gdy aż do finału nie wpadła na żadną z nich. Trzeba znów poczekać na okazję. Serena ma 31 lat, Li - 30, Szarapowa bywa kapryśna - uważa Fibak.

Jego zdaniem pomóc może też szukanie nowych rozwiązań w taktyce i technice. - Azarenka, Serena, Li, Szarapowa atakują drugi serwis Agnieszki [w ćwierćfinale wygrała z niego tylko sześć piłek]. Wciąż można go udoskonalić, sprawić, żeby był bardziej niewygodny. Odradzam jednak Agnieszce atakowanie, to nie jest jej styl, nie tędy droga - podkreślił były najlepszy polski tenisista.

Radwańska w Melbourne zarobiła 250 tys. dol. i obroniła 500 pkt rankingu WTA. Nadal będzie czwarta na świecie.

Z Australii wraca na kilka dni do Polski, w przyszłym tygodniu leci do Izraela na mecze Pucharu Federacji, w lutym zagra jeszcze w Dubaju i Dausze.

Kolejna okazja do walki o trofeum Wielkiego Szlema pod koniec maja w Paryżu.

Relacje telewizyjne z Australian Open nadaje Eurosport.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na smartfony

Więcej o:
Copyright © Agora SA