Wimbledon. Grzybowska: Williams pod presją

- 24:1 w asach? No co z tym można zrobić? To kolosalna liczba - mówi najlepsza polska tenisistka lat 90. XX wieku Magdalena Grzybowska o popisie Sereny Williams w półfinale Wimbledonu z Wiktorią Azarenką. W sobotę Amerykanka zagra w finale z Agnieszką Radwańską. Relacja Z czuba i na żywo z meczu od godziny 15. w Sport.pl

Łukasz Jachimiak: 24:1 - to statystyka asów serwisowych z półfinałowego meczu Sereny Williams z Wiktorią Azarenką. Amerykanka wyrównała własny rekord Wimbledonu i kolejny raz pokazała, jak trudno wygrać gema przy jej podaniu. Radwańska znajdzie jakiś sposób, by to zrobić?

Magdalena Grzybowska: Przewaga siłowa Williams nad innymi zawodniczkami jest miażdżąca. Co więcej można powiedzieć? Każdy wie, jak gra Serena. Kiedy się nakręci, kiedy od początku jej idzie, jest nie do zatrzymania. Dla mnie to najlepsza tenisistka świata. Nie tylko w tym momencie. To zdecydowany numer jeden, biorąc pod uwagę ostatnie lata. Gdy tylko na korcie czuje się dobrze, to - niestety - gra w innej lidze niż pozostałe dziewczyny.

Radwańska może coś zrobić, by Williams nie szło czy pozostaje jej tylko liczyć na gorszy dzień rywalki?

- Hmm, dobre pytanie.

Proszę o szczerą odpowiedź.

- 24:1 w asach? No co z tym można zrobić? Serwis wszystko ustawia. 24 asy to kolosalna liczba. Jak się ich tyle zagra, to na pewno człowiek się czuje wyjątkowo i wszystko mu zaczyna wychodzić. Można tylko liczyć na to, że Serena będzie miała słabszy dzień, a Agnieszka dobrze zacznie mecz. Kilka świetnych akcji Polki może wyprowadziłoby Amerykankę z równowagi. Trzeba na to liczyć.

Warto przypomnieć, że w maju Williams pożegnała się z French Open już w pierwszej rundzie, przegrywając z Virginie Razzano, a kilka dni temu w trzeciej rundzie Wimbledonu męczyła się z Chinką Jie Zheng, wygrywając trzeciego, decydującego seta 9:7.

- Rzeczywiście zdarzają jej się słabe mecze, bywa że przychodzą zaraz po tych kapitalnych. Ale, niestety, w finałach to ona raczej nie zawodzi. Nie mam w głowie jej statystyk, jednak pamiętam, że zwykle w tych decydujących meczach na wahania formy sobie nie pozwalała, gra o wielką stawkę ją mobilizuje.

Zgadza się - w wielkoszlemowych finałach wystąpiła 17-krotnie, a wygrała aż 13 z nich. Możemy się tylko pocieszać, że ostatnio - na ubiegłorocznym US Open - gładko przegrała z Samantą Stosur, dla której był to pierwszy triumf w Wielkim Szlemie. Może teraz pora na Agnieszkę?

- Jasne, że taki scenariusz jest możliwy, ale Williams to naprawdę bardzo trudna rywalka. W finałach ona jest o tyle lepsza niż we wcześniejszych rundach, że tu już maksymalnie się mobilizuje i potrafi wychodzić z największych opresji. Oczywiście nie zawsze, ale zwykle jednak sobie radzi.

Może to dobrze, że właśnie z kimś takim zagra Radwańska? Jeśli wygra Wimbledon, pokonując w finale Serenę Williams nikt nie powie, że miała szczęście w losowaniu, że najgroźniejsze rywalki eliminowały się nawzajem, a ona osiągnęła sukces, korzystając z łatwej drabinki.

- Na pewno ten turniej ułożył się Agnieszce świetnie, a ona genialnie wykorzystała łatwiejszą drabinkę. Teraz czeka ją zdecydowanie najtrudniejszy mecz i chyba rzeczywiście warto pomyśleć o nim w kategorii wielkiej szansy. To tylko jeden, ostatni pojedynek. W nim wszystko może się zdarzyć, a presja jest po stronie rywalki. To Williams ma nerwy, bo to ona jest zawodniczką bardziej utytułowaną i cenioną. Ranking nie ma tu nic do rzeczy. Przed meczem z Azarenką Williams stwierdziła, że nie ma nic do stracenia, bo ona jest numerem sześć, a rywalka została rozstawiona z dwójką. W ten sposób Amerykanka postawiła Białorusinkę w roli faworytki. Agnieszka nie może dać sobie narzucić takiego myślenia, bo faktycznie to właśnie ona nie ma nic do stracenia. Jeżeli wygra, osiągnie niesamowity, ogromny sukces. A jak przegra, nic się nie stanie, bo gra z najlepszą zawodniczką ostatnich lat, z kimś, kto ma zdecydowanie największy potencjał i jest murowanym faworytem.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA