Małyszowi ciągle mało pucharów

Najbardziej utytułowany polski sportowiec dekady Adam Małysz rozpoczyna sezon. Mówi, że ostatni w karierze, ale może kolejne trofea zmobilizują go, by nie odkładał nart w kąt? W sobotę skoki drużynowe, w niedzielę - indywidualne. Relacje na żywo na Sport.pl

Czterokrotny mistrz świata, czterokrotny zdobywca PŚ, trzykrotny wicemistrz olimpijski ruszył w czwartek do fińskiego Kuusamo, gdzie w niedzielę odbędzie się pierwszy konkurs indywidualny. W sobotę zawody drużynowe, w których Małysz nie powinien skakać, bo kilkanaście dni temu przeciążył kolano. Konieczna była punkcja i przerwa w treningach. Sprzymierzeńcem jest czas, wrogiem są obciążenia. Stąd wskazówka lekarza Aleksandra Winiarskiego, by skakał dopiero w niedzielę. Tym bardziej że ten sezon rozpoczyna się intensywniej niż poprzednie - w następną środę kolejny konkurs w Kuopio, a w następny weekend dwa na olimpijskiej skoczni w Lillehammer, czyli tam, gdzie doznał urazu.

To 17. sezon Małysza w Pucharze Świata, ale wciąż chce mu się skakać, bo - jak mówi - cały czas kręci się koło podium. Dziś skoki narciarskie to nie jest sport dla starych ludzi - po trzydziestce skaczą tylko niezniszczalni Japończycy, 33-letni Fin Janne Ahonen, który rok temu wrócił po 12-miesięcznej przerwie, i Małysz, który 3 grudnia skończy 33 lata. Na co dzień zmaga się z dietą (1500 kalorii) oraz zabójczą monotonią treningów na siłowni i w hali z niepoliczalną liczbą powtórzeń podskoków. Wciąż pracuje nad techniką, automatyzmem i maksymalną koncentracją, które powodują, że jadąc z prędkością 90 km/godz., potrafi odbić się w idealnym miejscu.

- Ostatnio po treningu usiadłem w fotelu i westchnąłem: "Jezu, ale jestem zmęczony". Żona poklepała mnie po plecach i powiedziała: "Już nie jesteś w takim wieku, że po jednym treningu możesz iść na trzy następne". Ćwiczę więcej niż młodzi i dłużej się regeneruję. Daje mi to porządnie w kość, ale z drugiej strony wciąż cieszy - mówił niedawno Małysz w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej".

Młodzi to kolejna motywacja Małysza. I to polscy młodzi, którzy wyrośli na fali jego sukcesów z początku wieku. Do Kuusamo trener kadry Łukasz Kruczek (Małysza trenuje 63-letni Fin Hannu Lepistö) zabrał aż sześciu zawodników. Dziesięć lat temu trener Apoloniusz Tajner z trudem klecił czteroosobową drużynę. Dziś Polacy, dzięki świetnym wynikom latem (Kamil Stoch był drugi w Grand Prix), wystawią w piątkowych kwalifikacjach (początek godzina 18,) tylu zawodników, ilu Austriacy, czyli absolutna potęga w skokach. Małysz ma zapewniony udział w konkursie, bo w poprzednim sezon skończył w dziesiątce PŚ.

W sierpniu Polacy po raz pierwszy w historii wygrali konkurs drużynowy. - To było coś pięknego - opowiadał wzruszony Małysz. - Jak się nad tym wszystkim zastanowiłem, to chyba dopiero teraz bez żadnego wyrzutu sumienia będę mógł skończyć karierę. Pojawili się następcy, którzy mają potencjał nawet na wygrywanie PŚ. Wygląda na to, że wszystkie lata, które włożyłem w skakanie, nie pójdą więc na marne.

Medal wielkiej imprezy w drużynie to dotąd niespełnione jego wielkie marzenie. Na MŚ w Sapporo i Libercu Polacy zajmowali czwarte miejsce. Kolejna, kto wie, czy nie największa szansa, będzie na przełomie lutego i marca w Oslo. Wszystko się zaczęło na wzgórzu Holmenkollen - w marcu 1996 roku wygrał tam pierwsze zawody PŚ. Później w stolicy Norwegii zwyciężał jeszcze cztery razy i Norwegowie nazwali go królem "starego Holmenkollen". Starego, bo niedawno oddano do użytku nową skocznię.

Czy to na pewno ostatni sezon Małysza? A jeśli wygra piątą Kryształową Kulę albo piąte mistrzostwo świata?

 

Skituring. Jak się za to zabrać? 

Specjalne materiały Sport.pl - zdjęcia, wideo, rankingi POLECAMY!

Więcej o:
Copyright © Agora SA