Łukasz Kruczek: Forma przyszła na czas

Po konkursie powiedzieliśmy sobie z chłopakami: widocznie to jeszcze nie był moment na medal w wielkiej imprezie. Ale on przyjdzie - mówi sport.pl Łukasz Kruczek, trener kadry polskich skoczków

MŚ w Libercu: Czwarte miejsce Polaków ?

W sobotę Kamil Stoch, Stefan Hula, Łukasz Rutkowski i Adam Małysz wywalczyli czwarte miejsce w konkursie drużynowym MŚ. Najlepsze w historii występów naszych skoczków.

Robert Błoński: Musi być pan zadowolony. Po raz pierwszy polska drużyna skoczków to nie był tylko Adam Małysz i trzy "przystawki".

Łukasz Kruczek: Nie da się tego ukryć. Też się cieszę. Żeby naprawdę walczyć o medal, wszyscy muszą równo skakać.

Polacy, obok mistrzów świata Austriaków, jako jedyni w każdej z ośmiu prób przekraczali 120 metr.

- Nawet nie wiedziałem. To też dowód na to, jak fajnie chłopcy skoczyli. Teraz przed nami tylko jedno zadanie: przekuć tę formę i ustabilizować skoki. Żeby już zawsze były na tym poziomie.

Czy to przypadek, że wszyscy skakali dobrze i równo akurat w Libercu?

- Nie. Bo od pierwszego do ostatniego dnia każdy skakał dobrze. Zdarzały się pojedyncze błędy, ale była powtarzalność. Nie było jednego dobrego skoku i czterech złych tylko odwrotnie. Czasem coś nie grało, generalnie było dobrze. Nie da się powiedzieć, czemu odpaliło w Libercu. Cały plan treningów motorycznych był ustawiony pod mistrzostwa. Przed nimi odpuściłem chłopakom, żeby nabrali świeżości. Tak do końca nikt nie wie, dlaczego "wypaliło" w Libercu. Dobrze, że wypaliło.

Gdyby Stefan Hula skakał tak zawsze

- Przeszedł samego siebie. Liczyliśmy na jego dobre skoki, ale nie na to, że wygra swoją serię! On po prostu błysnął w obu skokach. To czwarte miejsce zawdzięczamy głównie jemu.

Miał pan wątpliwości co do składu?

- Żadnych. Wszystko było jasne po treningach. W konkursie daliśmy skoczyć Rafałowi, do drużynówki lepiej pasował Stefan. Jest z nami dłużej. Może wcześniej myślałem Śliż czy Rutkowski, ale szybko się ich pozbyłem. Chodziło mi o pewne, powtarzalne skoki.

W Libercu wspomniał pan, że przed sezonem mówiąc na konferencji prasowej że w Libercu o medal powalczy jeden skoczek niekoniecznie miał na myśli Adama Małysza. To prawda?

- Tak mówiłem, ale to było z przymrużeniem oka. Jak była mowa o medalu, nasuwało się jedno nazwisko. Ale Kamil ma potencjał, jest w stanie walczyć z najlepszymi. Czemu to nie miał być on?

Widzi pan zmianę u innych skoczków po odejściu Małysza do Hannu Lepistoe?

- Inny jest układ w grupie. Adam jest liderem skoków, trwa walka o to, kto będzie liderem grupy. Jeden chce być lepszy od drugiego, wytworzyła się mobilizująca rywalizacja młodych skoczków.

Numerem jeden jest Kamil.

- Ale inni mają ambicje, Adam był kiedyś nie do przeskoczenia. Teraz jeden chce konkurować z drugim i jest w stanie to robić. Rywalizacja jest zdrowa, zrodzi lepsze wyniki.

Była nutka żalu po konkursie. Medal leżał o pięć metrów dalej. W ośmiu skokach to niecały metr na jednego.

- To prawda Tak blisko medalu nigdy nie byliśmy. Ale po konkursie powiedzieliśmy sobie: może to jeszcze nie była ta chwila? To przyszłość. W 2005 roku w Oberstdorfie byliśmy na szóstym miejscu, w 2007 roku w Sapporo na piątym. Teraz na czwartym. Za rok igrzyska, za dwa - MŚ w Oslo Małymi krokami idziemy do przodu.

Za rok igrzyska.

- Wielkich zmian w kadrze nie będzie. Zostało jedenaście miesięcy. Chcemy wybrać najlepszych i ich udoskonalać przed Vancouver. Różnice między tymi, co byli w Libercu a młodymi jeszcze są. Nie widać ich może w mistrzostwach Polski, ale już w rywalizacji z najlepszymi - owszem. Podział było widać podczas PŚ w Zakopanem, różnice spore.

Coś jeszcze powiedzieliście sobie po konkursie?

- Pogratulowaliśmy i ustaliliśmy plan na najbliższe tygodnie. Przed nami Turniej Nordycki i zakończenie sezonu w Planicy.

Ma pan poczucie, że udowodnił niedowiarkom, iż Kruczek to dobry trener i zapewnił spokój na przyszły sezon?

- Nie myślę o tym, bo ten jeszcze się nie skończył. Opracowuję już plan przygotowań na następny, ale liczy się teraźniejszość.

Ale wyniki w Libercu pana obroniły.

- Zapracował na to zespół. Ja tylko za to odpowiadam, ale każdy mi pomógł.

Kiedyś medal skoczków na wielkiej imprezie był science-fiction

- Teraz możemy go zdobyć. W skokach, oprócz umiejętności, o wyniku decyduje też pogoda. My zrobimy wszystko, żeby być dobrze przygotowanym i w razie czego pomóc szczęściu.

Więcej w wywiadzie Małysza dla Sport.pl - czytaj tutaj ?

Copyright © Agora SA