Skoki narciarskie. Małysz też przeżywał rozczarowania

Kamil Stoch mógł przejść do historii jako drugi po Adamie Małyszu Polak, który wygrał konkurs Turnieju Czterech Skoczni. Niestety, Polak nie wykorzystał szansy i spadł z pierwszego miejsca na dziewiąte. Czy Małysz przeżył kiedyś podobne rozczarowanie?

Adam Małysz to bezsprzecznie jeden z najlepszych skoczków narciarskich w historii. Wygrał aż 39 konkursów Pucharu Świata, w jego klasyfikacji generalnej triumfował cztery razy, cztery razy był też mistrzem świata, a w swym dorobku ma również cztery medale olimpijskie. Jednak "Orzeł z Wisły" w swej wspaniałej karierze notował także porażki. Niektóre z nich były szczególnie deprymujące. Kiedy w 2005 roku stracił medal mistrzostw świata, spadając z trzeciego miejsca na 11., mówił wprost, że "spieprzył skok". A gdy przed dwoma laty kończył mistrzostwa w lotach nie z upragnionym złotem, tylko z czwartym wynikiem, wyznawał, że jest załamany.

Poniżej prezentujemy listę największych sportowych rozczarowań Adama Małysza.

Bischofshofen, styczeń 2005 - spadek z podium TCS, porażka o 0,2 pkt

Sześć lat temu w Turnieju Czterech Skoczni "Orzeł z Wisły" miał szansę osiągnąć swój najlepszy wynik po tym z sezonu 2000/2001, gdy wygrał prestiżową imprezę. Przed ostatnim konkursem, w austriackim Bischofschofen, Małysz zajmował drugie miejsce w klasyfikacji generalnej. Na skoczni im. Paula Ausserleitnera Polak wygrał serię próbną, a w pierwszej rundzie konkursu skoczył 132,5 m i był trzeci. Niestety, w finale Małysz trafił na niekorzystny wiatr i ukończył zawody na siódmej pozycji. Lepsi od niego byli m.in. Martin Hoellwarth i Thomas Morgenstern. Obaj Austriacy zepchnęli Polaka z podium TCS. Hoellwarth był w sumie lepszy o 8,9, a Morgenstern - zaledwie o 0,2 pkt.

Oberstdorf, luty 2005 - lot z podium MŚ na 11. miejsce

Niespełna miesiąc później Małysz w świetnym stylu wygrał oba zakopiańskie konkursy Pucharu Świata i na lutowe mistrzostwa globu do Oberstdorfu jechał jako faworyt. - Jestem bardzo rozczarowany. Potwierdziło się, że na tej skoczni rządzą wiaterki. Bądźmy szczerzy, przynajmniej w pierwszej serii to były mistrzostwa świata Słoweńców - mówił król Adam po konkursie na średniej skoczni. Na półmetku tamtych zawodów Małysz zajmował dopiero 16. miejsce. Sensacyjnie prowadził Rok Benković, a trzeci był Jernej Damjan. Słoweńców w świetnych warunkach wystartował ich rodak Miran Tepes. W finale Benković obronił pierwsze miejsce, a Małysz zdołał przesunąć się "tylko" na szóstą pozycję. Zajął ją wspólnie z Damjanem. Obaj do podium stracili trzy punkty.

Kilka dni później znów byliśmy rozczarowani. Małysz, który w treningach na skoczni dużej spisywał się słabo, w pierwszej konkursowej serii dał z siebie wszystko i zajął w niej trzecie miejsce. Gdy wydawało się, że wielki mistrz znów pokaże klasę, w finale zobaczyliśmy zepsuty skok i spadek na 11. miejsce. - Spieprzyłem ten drugi skok, medal przeszedł mi koło nosa - mówił na gorąco Małysz. A później, już spokojnie, analizował: Przed konkursem nie byłem zdenerwowany, bo nie należałem do grona faworytów. Ale jak już zajmowałem trzecie miejsce, to w duchu coś podskoczyło, że jest szansa. I to zdecydowało, że odbiłem się za wcześnie.

Oslo, marzec 2007 - po serii zwycięstw lądowanie na miejscu 54.

Analizować do znudzenia sytuację z 18 marca 2007 roku powinni Tepes i spółka. - O mało nie dostałem zawału. Cieszę się, że wylądowałem szczęśliwie - mówił tego dnia Małysz. Po trzech wygranych z rzędu konkursach Pucharu Świata mistrz globu z Sapporo przyjechał do Oslo jako lider Pucharu Świata. A po skoku oddanym w fatalnych warunkach atmosferycznych cudem wylądował na 89. metrze i zajął 54. miejsce. - To, że Adam skakał w takich warunkach nie było w porządku - mówił Anders Jacobsen. Zawodnik gospodarzy zajął siódme miejsce i kosztem Małysza zyskał koszulkę lidera PŚ. Na szczęście w trzech ostatnich konkursach sezonu - na mamuciej skoczni w Planicy - najlepszy był Małysz, dzięki czemu Polak po raz czwarty w karierze wywalczył Kryształową Kulę. Jednak gdyby nie wpadka z Oslo, Małysz do dziś byłby jedynym w historii zawodnikiem z siedmioma z rzędu wygranymi konkursami Pucharu Świata.

Hakuba, styczeń 2001 - upadek i porażka ze Schmittem

W Oslo "Orzeł z Wisły" wylądował blisko, ale szczęśliwie. Gorzej skończył się dla niego skok w Hakubie. 24 stycznia 2001 roku Małysz skakał w Japonii jako zwycięzca pięciu poprzednich konkursów PŚ i 50. edycji Turnieju Czterech Skoczni. Cała Polska czekała na kolejny triumf swego nowego idola. Szanse na wygraną Małysz stracił już w pierwszej serii, kiedy upadł po skoku na 125,5 m. Adam był po nim dopiero 20., a pewnie prowadził jego największy wówczas rywal, Martin Schmitt. Niemiec skoczył dalej w obu konkursowych seriach - 128 i 130,5 m. Dlatego nawet dobra próba Małysza w finale (129,5 m i awans na ósme miejsce) nie uspokoiła kibiców. Po tym konkursie wszyscy zastanawiali się, czy to już koniec wielkich zwycięstw Polaka. W końcu Schmitt zwyciężył w świetnym stylu i odzyskał koszulkę lidera PŚ. Małysz uspokoił kibiców błyskawicznie - pewnie wygrywając dwa kolejne konkursy w Sapporo.

Engelberg, grudzień 2001 - najlepszy, ale dopiero czwarty

Najlepszy polski skoczek w historii w znakomitym stylu odpowiedział też na spore rozczarowanie, jakie spotkało go w pierwszym konkursie w Engelbergu w grudniu 2001 roku. W sobotę, 15 grudnia Małysz zajął czwarte miejsce, mimo że w dwóch skokach osiągnął w sumie wynik o 2,5 metra lepszy od Stephana Hockego, który wygrał, o 3,5 m lepszy od drugiego Svena Hannawalda i o 3 m lepszy od trzeciego Mattiego Hautamaekiego. Na forach internetowych kibice apelowali do Polskiego Związku Narciarskiego o oprotestowanie wyników. Małysz osobiście "zaprotestował" w niedzielę, nie dając rywalom żadnych szans.

Klingethal, październik 2010 - "mandat" za czerwone światło

Protestów nie było też w październiku 2010 roku. Wtedy, w niemieckim Klingenthal, w konkursie kończącym sezon Letniej Grand Prix, Małysz zajmując miejsce na podium zapewniłby sobie triumf w całym cyklu. W pierwszej serii czterokrotny mistrz świata skoczył daleko - 136,5 m dało mu czwarte miejsce. Ale tylko na chwilę, bo sędziowie zdyskwalifikowali Polaka, uznając, że wystartował on wtedy, gdy paliło się czerwone światło.

- Tak było, Hannu [Lepistoe, trener] trzymał mnie na belce, gdy paliło się zielone światło, bo jak mówił później, wtedy nie było dobrych warunków. Czuję ogromny niedosyt, bo swoje zadanie wykonałem, ale to nic nie dało - mówił Małysz.

Planica, marzec 2010 - przeleciał prawie kilometr, zabrakło mu 30 cm

Jeszcze bardziej rozżalony nasz czterokrotny medalista olimpijski był na koniec świetnego dla siebie sezonu 2009/2010, w którym zdobył dwa srebrne medale igrzysk w Vancouver. Po pierwszym dniu marcowych mistrzostw świata w lotach narciarskich Małysz wyglądał na człowieka, który jest w stanie pokonać niesamowitego Simona Ammanna. Po dwóch skokach Polak tracił do Szwajcara tylko 2,8 pkt. W dwóch finałowych seriach Małysz skakał już dużo słabiej, na co spory wpływ miały też złe warunki wietrzne. Ostatecznie Polak ukończył mistrzostwa w Planicy na czwartym miejscu, tracąc do trzeciego Jacobsena 0,4 pkt. W czterech skokach Małysz przeleciał w sumie grubo ponad 800 km, a do szczęścia zabrakło mu 33 cm, bo za każdy metr odległości na skoczniach mamucich dostaje się 1,2 pkt. - Jestem załamany - mówił po tym, jak zaprzepaścił szanse na swój pierwszy i jedyny w karierze medal mistrzostw świata w lotach narciarskich.

Więcej o:
Copyright © Agora SA