Była symbolem Zakopanego porównywanym do Giewontu. Wiek siostry Warszawskiej

Pod Tatrami opiekowała się skoczkami ?od zawsze?. Nikt nie wie, ile miała lat. Może 101, choć rok temu hucznie fetowała... 25. urodziny. We wtorek 12. kwietnia w Zakopanem zmarła siostra Helena Warszawska.

Ta wiadomość zaskoczyła. Kiedyś musiała nadejść, ale wydawało się, że siostra będzie w nieskończoność stać pod Wielką Krokwią. - Organizowała opiekę medyczną, gdy skakał mój ojciec. Była, gdy skakałem ja. I stała na skoczni, gdy zaczęli skakać moi synowie - refleksja 57-letniego Apoloniusza Tajnera, szefa Polskiego Związku Narciarskiego, pokazuje, jak bardzo przez długie dziesiątki lat siostra Warszawska była związana z zakopiańskim środowiskiem sportowym.

Największa tajemnica pod Tatrami

Siostra Warszawska. Właśnie tak się przedstawiała. Imię Helena zostawiała na szczególne okazje, bardziej prywatne. Plotka głosi, że zakochał się w niej sam Stanisław Marusarz. Helena ani nie zaprzeczała tym pogłoskom, ani ich nie potwierdzała.

- Gdy przyjechałam do Zakopanego, to byłam seksbomba, w takim dobrze skrojonym, trochę obcisłym uniformie pielęgniarki. Później seks mi odszedł, ale bomba została na całe życie - opowiadała, uśmiechając się figlarnie.

Pytającego o wiek potrafiła wyrzucić ze swego gabinetu. To była najpilniej strzeżona tajemnica Zakopanego. W dodatku nie do zweryfikowania, bo metryka siostry zaginęła podczas okupacji.

W wydawnictwie "Podhalanie. Słownik biograficzny" czytamy: "Helena Warszawska, pielęgniarka dyplomowana, urodzona w Będzinie, córka Benka i Bali Strochlic. W czasie II w. św. więziona w niemieckim obozie pracy przymusowej w Kletendorf 1943-1945".

Pochodziła z żydowskiej rodziny z Zagłębia Dąbrowskiego, wszyscy bliscy zginęli w Holocauście. Nie chciała o tym opowiadać.

W urzędowych dokumentach podawała różne daty urodzenia, raz 1910 r., przy innej okazji 1924 r. W 1950 r. odbyła staż pielęgniarski w Klinice Akademii Medycznej w Warszawie. A że interesowała się sportem - lubiła gry zespołowe, jeździła na nartach - trafiła do ośrodka przygotowań zawodników w Zakopanem, akurat gdy Stanisław Marusarz szykował się do swojej ostatniej olimpiady w Oslo.

W 1960 roku ona też pojechała na olimpiadę do Rzymu, gdzie zorganizowała ambulatorium i opiekę medyczną dla polskiej ekipy.

Kogo mróz szczypie

Znała mnóstwo anegdot. Jedną z ulubionych była ta o pierwszym spotkaniu z przyszłym papieżem: - W latach 70. gościł na skokach biskup Karol Wojtyła. Było 10 stopni mrozu - opowiadała "Gazecie". - Biskup siedział szczelnie opatulony, więc nie było widać, że to ksiądz. Częstowałam skoczków gorącą herbatą. Poczęstowałam i jego: "Napij się, synku, bo dupki wszystkim marzną". Ktoś zwrócił mi uwagę, że to biskup. A ja na to: "Biskup nie biskup, mróz w dupkę każdego szczypie. Nawet papieża". Wojtyła się uśmiechnął.

- Nie opuściła chyba żadnych zawodów odbywających się pod Tatrami. Zawsze radosna, częstująca sportowców słodyczami. Tych dorosłych, startujących w Pucharze Świata, i najmłodszych w zawodach Koziołka Matołka - opowiada Andrzej Gąsienica-Makowski, starosta tatrzański.

Adamowi Małyszowi, gdy zaczął odnosić pierwsze sukcesy, dedykowała swój wiersz:

"Widzę to na własne oczy

przekonałam się już sama

nikt Małysza nie przeskoczy

nie pokona nikt Adama

Chłopak skromny, miły taki,

lecz na skoczni jak ptak leci.

Kocham skoczków, te chłopaki

to najmilsze moje dzieci".

Opiekowała się nie tylko narciarzami. Do Zakopanego na zgrupowania trafiali najlepsi: piłkarze Górskiego, siatkarze Wagnera, bokserzy Stamma.

Osierocona zakopiańska rodzina

Pasjonowało ją życie sportowe, ale też folklor. Każdego roku podziwiała występy zespołów z różnych stron świata, które przyjeżdżały pod Tatry na festiwal ziem górskich. Przepadała za Hiszpanami. Tak bardzo, że nauczyła się ich języka.

- Przed rokiem urządziliśmy jej huczny benefis z okazji... 25. urodzin. Nikt nie wie, ile siostra naprawdę miała lat, a ona sama zgodziła się świętować właśnie taki jubileusz - tłumaczy Janusz Majcher, burmistrz Zakopanego.

Karczma U Wnuka - jedna z najstarszych w mieście - ledwo pomieściła wszystkich gości. Siostra Warszawska na przyjęcie zajechała bryczką w towarzystwie burmistrza Majchra i prezydenta hiszpańskiego miasta Ciudad Real Francisco Gil Ortegi. Ten drugi przybył pod Tatry specjalnie na tę okazję, bo jubilatce - z racji jej miłości do Hiszpanii - nadano honorowe obywatelstwo Ciudad Real.

- Jestem wzruszona, jesteście moją rodziną! Kocham was całym sercem! Niech wam Bozia da dużo zdrówka, a Matka Boska mnóstwo, mnóstwo pieniążków! Jesteście kochani! - zanotował "Tygodnik Podhalański" podziękowania siostry Warszawskiej. Taką zapamiętano ją pod Tatrami.

Została pochowana we wtorek na zakopiańskim cmentarzu.

W czerwcu mieszkańcy Wisły mu podziękują. Impreza na cześć Adama Małysza?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.