Agnieszka Radwańska Drugi set był zacięty. Szkoda tych zmarnowanych piłek w końcówce. Kto wie, co by się stało w trzecim secie, gdyby do niego doszło. Już wcześniej miałam 40:15 i nic z tego nie wyszło. Niestety tak to jest, że jak się gra z zawodniczką z pierwszej dziesiątki, to takie okazje trzeba wykorzystać, bo drugi raz mogą się nie zdarzyć.
- Korty w Melbourne są wolne, piłki są ciężkie. To wszystko sprawia, że serwis nie ma w tym turnieju tak dużego znaczenia.
- Jasne, że to przeszkadzało, hałas był okropny, ale nie miało to znaczenia dla wyniku. Nie przegrałam przez samoloty. Warunki do gry dla nas obu były takie same. Ja zresztą do hałasu jestem przyzwyczajona. Jak trenuję w Krakowie na kortach Nadwiślana, to zawsze albo ktoś kosi trawę, albo tramwaje jeżdżą albo statki furczą na Wiśle, a jak nie, to zawsze obok jest jakiś mecz piłki nożnej.
- Popełniała sporo błędów, miała wzloty i upadki, ale w decydujących momentach potrafiła przyśpieszyć, zagrać mocniej, lepiej. Ciągle zmuszała mnie do biegania. Kim zawsze świetnie gra głębokie wyrzucające piłki, dlatego biegać trzeba strasznie dużo. Pod koniec skoncentrowała się, zawzięła, widać było, że chce skończyć mecz w dwóch setach.
- Nie zauważyłam. Nie wiem, po czym. To ja miałam wcześniej długie i zacięte mecze, a nie ona, więc to ja bardziej miałam prawo być zmęczona.
- Tak. Z Hantuchovą w 2008 r. przegrałam dość szybko, a na Wimbledonie dwa razy grałam z siostrami Williams, co do łatwych przeżyć jak wiadomo nie należy.
- Chyba jednak nie. Myślę, że wygra ktoś z pary Na Li - Karolina Woźniacka. Dziewczyna, która zgarnie ten półfinał, zwycięży. U mężczyzn stawiam na Federera.
- Bardzo trudno to chyba pogodzić. Widać to zresztą po tym, że takie sytuacje zdarzają się raz na milion. Ile jest dziś mam w tenisie poza Clijsters? Więc ja o dzieciach pomyślę raczej po zakończeniu kariery sportowej.
- Jasne, że fajnie być znów w dziesiątce. To przyjemne uczucie, ale nie liczę specjalnie punktów. Wolałabym być w półfinale Szlema.
Zgadza się, ciężej chyba już być nie mogło. Stopa wytrzymała kilka długich meczów, ale tak na 100 procent będzie wiadomo, czy nic się nie dzieje, za jakieś trzy miesiące. Tak samo było po operacji dłoni rok temu. Dopiero w marcu "puściło", przestało boleć, puchnąć itd. Stopa cały czas jeszcze puchnie, blizna też mogłaby lepiej wyglądać po meczach, niż wygląda. Ale jestem dobrej myśli, w dalszą część sezonu patrzę więc optymistycznie.
- Dzień odpoczynku w Melbourne, może jakieś małe zwiedzanie, czy zakupy, a potem gram turnieje w Dubaju i Dausze.
"Agnieszka była najbliżej półfinału Wielkiego Szlema"
Clijsters zatrzymała Radwańską?
Nerwy, wściekłość, wielka radość - Radwańska na Australian Open (zdjęcia)