Federer zagra o finał z Roddickiem ?
Łukasz Kubot: - Cieszę się, może tego nie widać. Chyba jeszcze to do mnie nie dociera, że jestem w półfinale Szlema, a nie challengera, jak dotychczas. Nigdy wcześniej nie pokonałem Mariusza i Marcina, a teraz udało się i to w Wielkim Szlemie. Na radość przyjedzie czas. Nie chcemy się z Olim dekoncentrować. Turniej się jeszcze nie skończył. Na konferencję prasową przyszliśmy prosto z siłowni. Po meczu poszliśmy od razu jeszcze trochę poćwiczyć i porozmawiać o meczu. Nie mam też siły na radość, bo... od kilku dni chodzę przeziębiony. Bolało mnie gardło. Nie wiem, czy nie będę musiał wziąć antybiotyków.
- Decydujące były nasze szybkie przełamania serwisów. Kontrolowaliśmy sytuację. Jestem zadowolony ze swojej gry, bo dziś nie tylko dobrze serwowałem i grałem przy siatce, ale też udawały się returny. W drugim secie na moment zrobiło się gorąco, bo mogli przełamać nasz serwis. Ale dobrze się skończyło.
- Widziałem, że ma jakieś kłopoty. Wezwał na kort lekarza, a w drugim secie trzymał się za brzuch. Nie wiem. Trudno ocenić. Na pewno zagrali dziś słabszy mecz, ale nie zmienia to faktu, że my graliśmy dobrze. Jesteśmy zadowoleni z własnej gry i to jest najważniejsze. Wiem, że to był dla nich bardzo ważny występ. W tej części sezonu nie bronią wielu punktów. Mieli nawet szanse wskoczyć do dziesiątki indywidualnych rankingów deblowych. Mam nadzieję, że chłopakom szybko przejdzie.
- Na tym etapie w deblu może się zdarzyć wszystko. Zostały same mocne pary, a debel z natury jest mniej przewidywalny od singla. W Szlemie gra się do dwóch wygranych setów, tylko na Wimbledonie do trzech, więc faworyci nie mają lekko. Nie wiem co będzie. Nie mamy nic do stracenia.
- W deblu wyniku nie tworzy prosta suma umiejętności graczy. Przecież nie gram lepiej forhendu, czy nie serwuję pewniej, tylko dlatego, że jest nas dwóch. Decyduje zgranie, a my rozumiemy się bez słów, bo z przerwami gramy ze sobą od 2004 r. Jesteśmy też kolegami poza kortem, dobrze się rozumiemy. Uzupełniamy się.
- Moim zdaniem zdecydowało przygotowanie fizyczne do sezonu. Chyba po raz pierwszy w karierze zrobiłem zimą wszystko jak należy. Odpowiednio wcześnie przestałem grać. Odpocząłem, a potem wziąłem się do roboty. Nie mamy na stałe trenera deblowego, ale w Pradze czeskiej, gdzie mieszkam, pracowaliśmy całą zimę pod okiem trenera Ivana Machitki. W przeszłości działał m.in. z Petrem Kordą i Radkiem Stepankiem. Oli był sceptycznie nastawiony do przyjazdu do Pragi, chciał lecieć do USA, ale przekonałem go. I chyba się opłaciło.
- To trzecia para deblowa na świecie. W 2006 r. wygraliśmy z Bhupathim w Dausze. Występował wtedy z innym partnerem. Nigdy nie grałem przeciwko Knowlesowi. Może Mariusz i Marcin coś doradzą, bo często się z nimi spotykali. Mam nadzieję, że nie będą jakoś specjalnie przeżywać porażki. Prywatnie jesteśmy kolegami, znamy się z występów z reprezentacji daviscupowej. Często radzimy się w różnych sprawach.
- Nie mam 19 lat. W singlu nie byłem w stanie zarobić dużych pieniędzy i zrobić dobrego wyniku. W deblu, takie możliwości są, bo z Olim tworzymy dobrą parę. W tym roku będziemy grać razem jak najwięcej dużych imprez. Ale całkowicie singla nie odpuszczam.
- Oczywiście, że się przyda. Nie mam innych źródeł utrzymania niż gra na korcie. Nie mam sponsorów od zeszłego roku. Sam rozwiązałem umowę z Polskim Związkiem Tenisowym, bo potraktował mnie brzydko, przy rozdzielaniu dzikich kart do Warsaw Orange Open. PZT najpierw obiecał kartę, a potem, nie podając żadnych powodów, w ostatniej chwili jej nie przyznał. Nikt się nawet ze mną nie skontaktował. Nikogo nie interesowało, że specjalnie się przygotowywałem do tego turnieju. Oddałem więc 50 tys. zł, które dostawałem w ramach działającego jeszcze wtedy programu PZT Prokom Team i podziękowałem za współpracę. To właśnie dlatego nie gram w reprezentacji na Puchar Davisa. Nikt mnie nawet nie przeprosił za to, co wtedy się stało.
- Nie interesuje mnie to.
Dwie Rosjanki w półfinale Australian Open - czytaj tutaj ?