Trener Agnieszki Radwańskiej: Walczymy, idziemy na całość, nie mamy już wyjścia

- Zrobimy wszystko, by awansować do kończących sezon mistrzostw WTA w Singapurze. W najbliższym tygodniu o punkty walczymy w Pekinie, a potem w Tiencinie i Moskwie, gdzie Agnieszka dostała dziką kartę - mówi Tomasz Wiktorowski.

Jakub Ciastoń: Podczas zwycięskiego turnieju w Tokio Agnieszka Radwańska grała najlepiej w tym roku?

Tomasz Wiktorowski: Bywały lepsze sety czy ich fragmenty, a nawet całe mecze, np. trochę zapomniany świetny lutowy pojedynek z Flavią Pennettą w Dausze [6:1, 6:1], ale tak równego turnieju Agnieszka w tym sezonie jeszcze nie miała.

W Tokio dobrze serwowała, ale też grała ofensywnie - w finale posłała aż 28 winnerów, czyli bezpośrednio wygrywających piłek. Było sporo uderzeń po linii, czyli bardziej ryzykownych, jakie Agnieszka zazwyczaj boi się często zagrywać. W tym sezonie tego często brakowało. Co się stało jesienią?

- Wszystkie statystyki z tego turnieju były bardzo dobre. Dla mnie najważniejsza była jednak wysoka intensywność gry Agnieszki wynikająca z dobrego nastawienia, waleczności i nieustępliwości. To dzięki tym cechom cały czas grała niezwykle skoncentrowana. Świetnie pracowała na nogach, nisko schodziła do piłek, dobrze się poruszała, nie tylko na boki, ale też do przodu i do tyłu. Nie dała się spychać daleko za linię końcową. Jeśli to wszystko funkcjonuje dobrze, to zazwyczaj inne elementy też. Agnieszka starała się grać dużo głębokich piłek, co nie zawsze się w tym sezonie udawało. W Tokio nawet jak się na chwilę zapomniała i grała krótszą piłkę, to zaraz się poprawiała, uderzała głębiej i rywalki się gubiły, bo wychodziła z tego taka naturalna zmiana rytmu. Tak było np. w ostatniej akcji spotkania z Belindą Bencic w finale.

Skąd się wzięła jesienią w Tokio ta intensywność i waleczność?

- Agnieszkę trzeba zapytać, dlaczego akurat w Japonii grało jej się tak dobrze. Mnie się wydaje, że ona bardzo dobrze czuje się na miejscowych kortach. Mówiłem już kilkakrotnie, że to są najszybsze korty w WTA Tour, a więc najbardziej pasujące Agnieszce, bo może łatwiej przechodzić do kontrataków. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że najbardziej przypominają trawę. Jeśli pasuje nawierzchnia, to od razu w górę idzie pewność siebie. I było to widać po Agnieszce w Tokio.

Dzień po zwycięstwie w Tokio Agnieszka uległa w I rundzie w Wuhanie Venus Williams 1:6, 6:7 (4-7). Kort był dużo wolniejszy, zupełnie inne miejsce, niespełna 24 godziny na aklimatyzację i jeszcze bardzo niewygodna rywalka - co najbardziej wpłynęło na porażkę?

- Wszystko po trochu. Przylecieliśmy do Chin w niedzielę w nocy, w poniedziałek Agnieszka wyszła na mecz bez treningu, bo nie było czasu. Zdążyła się tylko rozgrzać. Brak aklimatyzacji w nowym miejscu miał znaczenie. Ale tak to już w tenisie jest, że dużą sztuką jest się szybko przestawić na nową nawierzchnię. To m.in. cechuje największych mistrzów. Inna sprawa, że Venus zagrała bardzo dobrze. Nie ręczę, że gdybyśmy przylecieli tydzień wcześniej i trenowali, to Agnieszka by wygrała.

Drugi set był lepszy, widać było, że Agnieszka do wyższego kozła piłki już się zaczęła przyzwyczajać...

- Było trochę lepiej, ale wciąż daleko, żeby zbliżyć się do poziomu, który prezentowała dzień wcześniej. Ale nie ma co już analizować Wuhanu czy Tokio. Zapominamy o tych turniejach.

Teraz jesteście w Pekinie, gdzie w weekend zaczyna się turniej z pulą nagród 6,5 mln dol.

- Przylecieliśmy w środę i od razu byliśmy na kortach, żeby potrenować, ale aż do wieczora się nie dało, bo padał deszcz. Mamy jednak czas, by lepiej się zaaklimatyzować.

Jak Agnieszkę znam, zrobi wszystko, żeby po raz siódmy w ogóle i piąty z rzędu awansować do kończących sezon mistrzostw WTA. W Singapurze zagra osiem najlepszych zawodniczek sezonu z rankingu WTA Race, Agnieszka jest w nim teraz dziewiąta...

- Walczymy, idziemy na całość, nie mamy już wyjścia, Agnieszka zagra w każdym tygodniu, jaki został do Singapuru. Teraz w Pekinie, potem w Tiencinie i Moskwie. Agnieszka dostała już w Rosji dziką kartę. Zrobimy wszystko, by się zakwalifikować. Szanse są realne, ale nie zapominajmy, że dużo dziewczyn walczy o awans. Różnice punktowe są niewielkie, a za plecami Agnieszki jest tłok [naciskają m.in. Karolina Pliskova, Garbine Muguruza, Bencic i kilka innych]. Wszystkie walczące o awans tenisistki zagrają w każdym tygodniu.

Liderka rankingu Serena Williams ogłosiła, że kończy sezon, a więc do Singapuru dostać się nieco łatwiej. Wystarczy zająć dziewiąte miejsce. Znaki zapytania są też nad piątą Lucie Safarovą, która leżała w szpitalu z jakimś zakażeniem, a szósta Flavia Penneta, która chce kończyć karierę, zrezygnowała z turniejów w Tokio i Wuhan.

- Lucie i Flavia nie odpuszczą. Włoszka zagra w Pekinie i będzie pilnować miejsca dającego udział w turnieju w Singapurze. Lucie w Chinach jeszcze zabraknie, ale zostaną jej dwa tygodnie, by bronić awansu. Wyjazd do Singapuru to wielki prestiż i pieniądze. Będzie ostra walka do końca.

Jak Agnieszka czuje się fizycznie? W Wuhanie miała opatrunek na nodze.

- Generalnie wszystko jest w porządku. To drobne urazy wynikające z ciężkiego tygodnia w Tokio i męczącej podróży. Normalna odpowiedź organizmu na zwiększoną dawkę wysiłku. Opatrunek to profilaktyka, nie ma się czym niepokoić.

Tenisistki w Azji. Bawią się przy okazji turnieju w Tokio [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.