Tenis. Celt: Navratilova pomoże Radwańskiej dzięki Billie Jean King

- Pomysł narodził się już na początku roku - mówi Dawid Celt, odsłaniając kulisy dołączenia Martiny Navratilovej do sztabu trenerskiego Agnieszki Radwańskiej. - Martina sama miała w swojej karierze moment stagnacji i wtedy pomogła jej współpraca z Billie Jean King. Amerykanka działała w sztabie Czeszki na takiej zasadzie, na której teraz Navratilova ma pracować z nami - opowiada sparingpartner polskiej tenisistki.

Trzy razy ósma i raz siódma - to wyniki Agnieszki Radwańskiej. Szósta zawodniczka rankingu WTA nie zmieniła dyscypliny. Wymienione miejsca zajmuje w bukmacherskich notowaniach [dane z firmy Fortuna] do triumfów w przyszłorocznych turniejach Wielkiego Szlema. Największe szanse eksperci przyznają Polce na wygranie Wimbledonu. Ale akcje Radwańskiej nie stoją wysoko, mimo że w imprezach wielkoszlemowych będzie ją wspierać zwyciężczyni aż 18 takich turniejów, Martina Navratilova.

Zobacz wideo

Łukasz Jachimiak: Jak się czuje sztab Agnieszki Radwańskiej, wciąż odbierając gratulacje za to, że dołączyła do was wielka Martina Navratilova?

Dawid Celt: To trochę zabawne, że cały świat komentuje i gratuluje, a przecież jeszcze nie ma czego. Już wszyscy ogłaszają, że Agnieszka zaraz wygra pięć Szlemów, a my dopiero idziemy w tym kierunku. Poczekajmy z gratulacjami, aż będzie za co.

Należą się za to, że ściągnęliście taką postać. Jak to zrobiliście?

- Rzeczywiście nie jest łatwo namówić do współpracy kogoś tak wielkiego. Wiemy, że inni robili pod Martinę podchody, a ona nie była chętna do pracy z każdym.

Dlaczego jedna z najlepszych tenisistek w historii zdecydowała się pracować akurat z Radwańską i jak ją kruszyliście?

- Pomysł narodził się już na początku roku i długo był omawiamy w naszym, wewnętrznym gronie. Z rozmów wyszło, że przydałby się ktoś z wielkim doświadczeniem i autorytetem, bo kogoś takiego nam brakowało. Wytypowaliśmy kilka takich osób, kilka wielkich nazwisk i rozmawialiśmy. Navratilova to w tej chwili chyba najlepszy możliwy wybór. Była wielka na korcie, a po zakończeniu kariery została przy tenisie, cały czas się na nim świetnie zna, komentuje mecze dla amerykańskiej telewizji, więc wszystkie rozgrywki śledzi i bardzo dobrze zna dziewczyny. A jak się ją udało namówić do tego projektu? Przekonaliśmy ją, że Agnieszka bardzo chce zrobić kolejny wielki krok w swojej karierze, czyli wygrać turniej Wielkiego Szlema, a brakuje jej bardzo niewiele. W trudnych, decydujących momentach tych turniejów Adze brakowało doświadczenia. Przekonaliśmy Czeszkę, że ona może nauczyć nim Agnieszce pomóc.

Umówiliście się z Navratilovą, że będzie siedziała w waszym boksie trenerskim na wszystkich wielkoszlemowych meczach Radwańskiej?

- Tak, tak. My z Tomkiem Wiktorowskim nadal będziemy funkcjonować w takim układzie, jak do tej pory, czyli - jak to nazwali fachowcy - będziemy wykonywać orkę. A Martina będzie w boksie, ale też na treningach. Ona ma dawać Agnieszce coś więcej, ma jej służyć radami, coś dodatkowego zauważać, podpowiadać.

Wróćmy na moment do kuchni - jak wy tę Navratilovą załatwialiście? Chyba nie było tak, że Agnieszka spotkała ją na jednym z turniejów i tak zwyczajnie złożyła propozycję?

- Po naszych rozmowach, analizach, wielu naradach postanowiliśmy poszukać dodatkowego trenera i zaczęliśmy działać z agencją, która reprezentuje Agnieszkę. To menedżer zwrócił się do Navratilovej ze wstępnym zapytaniem, a kiedy Martina odpowiedziała, że jest propozycją zainteresowana, to Agnieszka do niej zadzwoniła i ustaliły szczegóły.

Kiedy zaczął się cały proces?

- Takich rzeczy oczywiście z dnia na dzień się nie załatwia, to trwało kilka dobrych tygodni.

Do ilu byłych gwiazd tenisa się zwróciliście?

- Zapytania poszły do kilku zawodniczek z tych największych. W końcu zdecydowaliśmy, że najlepszą opcją jest Navratilova.

Braliście pod uwagę Martinę Hingis? Kogo jeszcze poza Szwajcarką najczęściej wymienianą przez media?

- W mediach tych nazwisk sporo się przewijało, ale zostawmy już je wszystkie. Najważniejsze, że mamy tę osobę, na której zależało nam najmocniej. A kilka opcji szykowaliśmy tylko na wypadek, gdyby nie odpaliła najlepsza.

Wystartujecie z Navratilovą od Australian Open?

- Szczegóły dotyczące kalendarza są właśnie dogrywane, ale na Australian Open Navratilova na pewno poleci z nami. Być może pojawi się już wcześniej w Sydney, gdzie Agnieszka zagra w ramach przygotowań do pierwszego z przyszłorocznych Szlemów.

Mówił pan, że Navratilova nie z każdym chciała pracować. Ze swoją rodaczką Petrą Kvitovą nie chciała?

- Nie mam pojęcia. Może naturalna wydawałaby się współpraca dwóch Czeszek, ale w takim razie równie naturalne byłoby, gdybyśmy zgłosili się do Wojciecha Fibaka, a nie do Navratilovej.

Z całym szacunkiem dla Fibaka, to jednak nie ten kaliber co Navratilova.

- Zgoda, nie ten kaliber. O Kvitovej nic nie wiem, nie mam pojęcia, czy jej obóz próbował ściągnąć Navratilovą. Ważne, że my to zrobiliśmy.

Za ile to zrobiliście, pewnie pan nie powie, ale chyba nie tylko po pieniądze legenda przyszła dla Radwańskiej?

- Navratilova utożsamia się ze stylem gry Agnieszki, nie bez znaczenia jest też dla niej fakt, że obie pochodzą z tej samej części świata. No i mówi, że sama kiedyś była w podobnej sytuacji. Miała w swojej karierze moment stagnacji, oczywiście była w lepszej sytuacji niż teraz Radwańska, bo u niej to zatrzymanie się przyszło po już wielu triumfach. Ale przyszło i wtedy pomogła jej współpraca z Billie Jean King. Amerykanka działała w sztabie Czeszki na takiej zasadzie, na której teraz Navratilova ma pracować z nami. Martina wie, jak ważna jest taka konsultantka, która spojrzy na zawodnika z innej strony. Ona też po przyjściu Billie Jean King kontynuowała współpracę ze swoimi ludźmi, ale dodanie tej jednej osoby przyniosło efekt, Navratilova znowu odpaliła i zaczęła osiągać wyniki, na jakich jej zależało. Ona widzi analogię do sytuacji, którą mamy teraz i również dlatego w to idzie. A poza tym Martina bardzo lubiła grę na trawie, Wimbledon wygrała aż dziewięć razy, dla Agnieszki to też najlepszy turniej i Czeszka widzi swoje pole do popisu, jeśli chodzi o taką pomoc dla Radwańskiej, żeby ona Wimbledon wygrała.

Nie powie pan nawet, czy umówiliście się z Navratilovą na stałą pensję, czy na procent od nagród, jakie z kortów podniesie Radwańska?

- Przepraszam, nie powiem. Ale pieniądze na pewno nie są dla Martiny głównym motywem współpracy. Ona u nas nie musi zarabiać, bo jest poustawiana. Cały czas pracuje dla telewizji, dla Tennis Channel.

Na koniec trochę goryczy - jesteście z Tomaszem Wiktorowskim gotowi na to, że jeśli Radwańska wygra wielkoszlemowy turniej, mając u boku Navratilovą, to wy usłyszycie, że Czeszka powinna dołączyć do sztabu wcześniej, bo wy nie potrafiliście w pełni wykorzystać potencjału zawodniczki?

- W naszym kraju często źle o nas mówią i piszą. Tu się mało co docenia, ale jesteśmy do tego przyzwyczajeni i na pewno nie będziemy się przejmować. My robimy wszystko, żeby tenis Agnieszki był lepszy, działamy dla jej dobra i nikt konkurencji się nie boi. Tomek wpuszcza do drużyny kogoś z wielkim nazwiskiem i wielkim autorytetem, bo najważniejsze są sukcesy Agnieszki. Reszta się nie liczy.

Zobacz najlepsze sportowe zdjęcia roku! [2014]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.