Tenis. Gdzie byłby polski tenis, gdyby Radwańscy nie wrócili do Polski?

Kto wie, gdzie byłby dziś polski tenis, gdyby nie decyzja Roberta Radwańskiego, by na początku lat 90. wrócić z Niemiec do Krakowa. Większość tenisowych tatusiów podążała wówczas w dokładnie przeciwnym kierunku.

Radwański w 1989 r. wyjechał za chlebem do Gronau, gdzie przez kilka lat pracował jako instruktor i trener tenisa. W Niemczech przyszła na świat jego druga córka Urszula, tam pierwsze kroki na korcie stawiała starsza - Agnieszka.

Inaczej niż wszyscy

Jego powrót do Krakowa na rozpadające się korty Nadwiślana i do ciasnej hali na ul. Rakowickiej wydawał się szaleństwem.

To był czas, gdy ludzie wciąż raczej z Polski wyjeżdżali, niż do niej wracali, szczególnie jeśli chodzi o rozkręcanie tenisowych biznesów. Rodzina Woźniackich w pogoni za lepszym losem dla dzieci przeniosła się do Kopenhagi, Woźniakowie polecieli do Kanady, Kerberowie osiedli w Niemczech, Lisiccy, którzy wyjechali już wcześniej, ani myśleli wracać. Karolina Woźniacka, Aleksandra Wozniak, Angelique Kerber, Sabine Lisicki - to wszystko mogły być polskie tenisistki. Dziś grają dla Danii, Kanady, Niemiec.

Radwański się wyłamał, stwierdził, że "siatka nad kortem wszędzie wisi na tej samej wysokości", i wrócił. Dzięki niemu możemy dziś być dumni, że finalistka Wimbledonu, trzecia rakieta świata, mieszka i trenuje nad Wisłą. To było spore ryzyko, bo od czasów Wojciecha Fibaka Polska przypominała tenisową czarną dziurę, pustynię, na której nie był w stanie wyrosnąć żaden solidny zawodnik.

Poważna inwestycja

Decyzja o powrocie była dopiero początkiem trudnej drogi na szczyt. Żeby osiągnąć sukces w tenisie, trzeba było zaryzykować, zainwestować mnóstwo czasu i pieniędzy. Po 1989 r. Polacy zrozumieli, że są panami własnego losu. Ale tenis to nie był łatwy biznes.

- Na początek trzeba trenować z dzieckiem minimum godzinę dziennie siedem dni w tygodniu. 50 zł za godzinę hali, drugie tyle trener, miesięcznie wychodzi ok. 2,8 tys. zł. Gdy dziecko ma 12 lat, trzeba już dwóch godzin dziennie, potem trzech i czterech. Przy czterech mówimy już o 10 tys. zł miesięcznie. A to koszt bez sprzętu, piłek, naciągów, obiadów, treningu ogólnego, wyjazdów - wyliczał Radwański w 2006 r. Od tego czasu ceny jeszcze podskoczyły. Dziś rodzice najlepszych juniorów liczą w setkach tysięcy złotych rocznie wydane pieniądze. Przez kilka lat uzbiera się milion, czasem dwa.

Pomoc od rodziny

Tenis, nawet na poziomie rekreacyjnym, długo pozostawał poza zasięgiem Polaków. A na inwestowanie w niego na poważnie stać było tylko ludzi z dużą gotówką i wielką determinacją.

Siostrom Radwańskim pomagali rodzice i dziadek Władysław, który zastawił w komisie rodzinne obrazy. Rodzice Jerzego Janowicza sprzedali kilka sklepów i wyczyścili konta z pieniędzy odłożonych podczas własnych karier siatkarskich. Łukasza Kubota też wsparła rodzina. Jego ojciec, trener piłkarski, używając znajomości, załatwił stypendium w Austrii i prywatnego sponsora. Zanim to zrobił, Kubot w ramach oszczędności jeździł na treningi o 5 rano PKS-em. - Trzeba było trenować o 7 rano, bo potem w hali zaczynały się inne zajęcia i nas przeganiali. Na tenisistów w tamtym czasie patrzyli jak na kosmitów - wspominał deblowy mistrz Australian Open i ćwierćfinalista Wimbledonu. Magdę Grzybowską finansowali rodzice, Martę Domachowską rodzina i lokalny biznesmen z Warszawy. Mariusza Fyrstenberga i Marcina Matkowskiego popychali do góry najbliżsi lokalni sponsorzy.

Niektórzy mieli szczęście i załapali się na okres fascynacji tenisem przez biznesmena Ryszarda Krauzego, który przez kilka lat poprzez firmę Prokom wpompował w Polski Związek Tenisowy ponad 15 mln zł. Kto wie, jak potoczyłyby się kariery najlepszych polskich zawodników, gdyby Krauze nie chciał zrobić tenisistki z córki Moniki. To mu się nie udało, ale zyskali inni.

- Krauze bardzo pomógł, ale na samym początku zawsze jesteś sam, a najgorsze jest to, że wydajesz pieniądze, przelewasz pot i nie masz gwarancji, że cokolwiek z tego będzie. Dziecko zawsze może w pewnym momencie powiedzieć, że tenis olewa, i od sportu się odwrócić - mówił Radwański.

Tenis jako eldorado

Dlaczego więc próbują? Radwański to idealista, w wywiadach mówił, że sport kształtuje charakter. - Jak nie wyjdzie, mam przynajmniej gwarancję, że córki zostaną porządnymi ludźmi - podkreślał. Ale prawda jest taka, że każdy z tenisowych rodziców chciał przede wszystkim zarobić. Tenis był dla nich jak eldorado, jak szansa wybicia się do lepszego świata. To zresztą zrozumiałe, bo tenis to indywidualny sport, w którym chyba w największym stopniu można zrobić karierę od pucybuta do milionera. Droga na szczyt jest długa i ciężka, trzeba wiele zaryzykować, ale jeśli się uda, na końcu czeka ogromna nagroda.

Agnieszka Radwańska przez osiem lat zawodowej kariery zarobiła już 15,3 mln dol. A dodając do tego kontrakty sponsorskie, co najmniej drugie tyle. Według magazynu "Forbes" z rocznymi dochodami 7,4 mln dol. zajmowała w 2013 r. ósme miejsce na liście najlepiej zarabiających kobiet sportu. Jest też najbardziej rozpoznawalnym polskim sportowcem na świecie. O tym, że tenis może być finansową katapultą, wie także Janowicz, który w 2012 r. wygrywając sześć meczów w paryskiej hali Bercy, zarobił w tydzień 960 tys. zł.

- Rodzice wyprzedawali majątek jak leci. Ale nie było zwątpienia, wierzyli we mnie. Jak ojca wyrzucali drzwiami, to wchodził oknem, żeby zdobyć pieniądze. Rodzice zaryzykowali, postawili jak w ruletce na jeden numerek w kasynie. I wychodzi na to, że trafili - mówił Janowicz w lutym 2013 r., jeszcze zanim sięgnął półfinału Wimbledonu.

Mężczyźni zaciskają pasa

W męskim tenisie wybić się trudniej. Średnia wieku w czołowej setce rankingu to ok. 25 lat, u kobiet - ok. 22. Oznacza to, że mężczyźni trzy lata dłużej muszą sami się utrzymywać - jako junior tenisista nie zarabia, jako zawodowiec zaczyna wychodzić na swoje gdzieś w okolicach 150.-200. miejsca na świecie.

Dlatego oszczędza się, na czym można. Juniorzy śpią w samochodach albo po kilku w jednym pokoju hotelowym. Siostry Radwańskie po treningach otwierały słoiki z zupą ugotowaną przez mamę, żeby nie wydawać pieniędzy na drogie jedzenie przy kortach. Magda Linette, tenisistka z Poznania, która próbuje przebić się do pierwszej setki rankingu, opowiadała niedawno, że gdy była w okolicach 140. miejsca na świecie, wciąż do biznesu dokładała. - Gdy tylko mogę, latam tanimi liniami - mówiła.

W Polsce wciąż nie ma porządnego systemu szkolenia. W porównaniu z bogatymi federacjami USA, Wielkiej Brytanii, Australii czy Francji jesteśmy biedakami. - U nas system polega na tym, że go nie ma, więc za wszystko odpowiadają rodzice i ich determinacja. Ale to też jest jakaś metoda - śmiał się kilka lat temu Robert Radwański.

- Polski tenis nie jest może jeszcze potęgą, ale widać, że coś drgnęło. Kortów jest więcej, gra sporo dzieci. Dziewczyny, chłopcy i ich rodzice wpatrzeni w Agnieszkę Radwańską zrozumieli, że można próbować pójść jej śladem - mówiła niedawno Joanna Sakowicz-Kostecka, była tenisistka, komentatorka telewizyjna.

Dyskusja o 25-letniej Polsce

Przy okazji plebiscytu chcemy podyskutować z czytelnikami "Gazety Wyborczej" o tym, co nam się udało wspólnie zrobić w ostatnim dwudziestopięcioleciu. Jak doceniliśmy i wykorzystaliśmy naszą wolność? Co jeszcze powinniśmy zrobić, żeby nam wszystkim było z tą wolnością lepiej?

Jak wziąć udział w plebiscycie? Wejdź na

ludziewolności.pl

, wypełnij formularz zgłoszeniowy i przyślij nam swojego kandydata!

Zapraszamy na fanpage plebiscytu na Facebooku!

Akcję prowadzimy wspólnie z

TVN

Czytaj codziennie w "Gazecie Wyborczej". Pisz do nas: ludziewolnosci@wyborcza.pl

embed

Wygraj tablet Acer Iconia W4 i odkryj nowe oblicze apki Sport.pl LIVE

Korzystasz z Gmaila? Zobacz, co dla Ciebie przygotowaliśmy

Więcej o:
Copyright © Agora SA