To był dziwny mecz, w którym długo sztuką było nie przełamanie serwisu rywalki, ale wygranie własnego podania. Przez 12 początkowych gemów Radwańska i Cibulkova zdołały utrzymać swój serwis tylko raz! Potem było niewiele lepiej, w sumie w całym spotkaniu było aż 19 przełamań serwisów. Do historycznego rekordu kobiecego tenisa zabrakło tylko pięciu.
Wszystko dlatego, że nad Crandon Park, gdzie rozgrywany jest turniej z pulą nagród 5,4 mln dol., rozszalał się w środę silny wiatr. Momentami wiało tak mocno, że chłopcy trzymający parasole nad głowami tenisistek w przerwach między gemami musieli się ostro zapierać nogami, żeby nie odfrunąć.
Granie w tenisa przy silnym wietrze to właściwie osobna konkurencja. Trzeba umiejętnie dostosować do podmuchów siłę uderzeń, ale też wziąć pod uwagę, że wiatr kręci, a momentami ustaje zupełnie. A także to, że co jakiś czas wszystko wywraca się o 180 stopni, bo raz gra się z wiatrem, a raz pod wiatr.
Cibulkovej (WTA 11) z tą łamigłówką na początku było wyjątkowo nie po drodze. Słowaczka efektownie pokonała Radwańską (WTA 3) w ich ostatnim pojedynku w półfinale Australian Open, dzień po tym, jak Polka wyrzuciła z turnieju broniącą tytułu Wiktorię Azarenkę. Wtedy sensacyjnie zdmuchnęła Radwańską z kortu, atakując zaciekle, wygrała pewnie w dwóch setach.
W środę pewności w uderzeniach mierzącej ledwie 161 cm Słowaczki długo jednak nie było. Zamiast tego - aż osiem podwójnych błędów serwisowych i mnóstwo innych pomyłek. Radwańska w tym tańcu z wiatrem radziła sobie na początku dużo lepiej. To zresztą wydawało się zupełnie naturalne - w jej tenisie od zawsze mniej było siły, a więcej wyczucia i techniki.
Radwańska zgarnęła seta, bo potrafiła w końcu utrzymać własne podanie. Jej sposób na Słowaczkę był prosty, może nawet zbyt prosty - przebić za siatkę wszystko i czekać na błędy, kręcąc przy tym piłkami na wszystkie możliwe strony.
W końcówce drugiego seta okazało się jednak, że to za mało, bo Cibulkova z czasem też zaczęła wyczuwać wiatr. A jej forhendowe petardy zaczęły się przez niego przebijać. "Ależ ta dziewczyna walczy! Brawo Cibulkova!" - pisała na Twitterze Chris Evert, amerykańska triumfatorka 18 turniejów Wielkiego Szlema, gdy Słowaczka fenomenalnie obroniła trzy piłki meczowe przy stanie 4:5.
Chwilę później był tie-break, w którym Polka wyszła na 5-2, i wydawało się, że i tak jest po meczu. Wtedy jednak Radwańska stanęła, czekając, aż Słowaczka sprezentuje jej zwycięstwo kolejnymi błędami. Ale one nie nadeszły, zamiast tego Cibulkova walczyła, atakowała i wyszarpała seta.
Od tego momentu mecz zaczął przypominać coś, co już widzieliśmy - finał turnieju w Stanford w Kalifornii sprzed roku. Wtedy też Radwańska prowadziła z Cibulkovą, ale potem nie umiała skończyć pojedynku i poległa. Zabrakło zdecydowania, nieco ostrzejszej gry. Słowaczka się rozpędziła i z zawziętą miną przylepioną do twarzy pokonała Polkę, coraz bardziej markotną, coraz mniej wierzącą w siebie. Tak samo było w środę w Miami. Do tego dołożyło się jeszcze zmęczenie. W końcówce Radwańska, grająca z potężnymi plastrami na lewym kolanie, nie miała już siły biegać. W trzech ostatnich meczach spędziła na korcie siedem godzin. Pojedynek z Cibulkovą trwał 2 godz. i 40 min.
- Agnieszka ma problem z zamykaniem takich meczów, gdy prowadzi i trzeba dobić rywalkę, uderzając nieco agresywniej - mówił rok temu trener Tomasz Wiktorowski o przegranych z Cibulkovą w Stanford, a potem m.in. z Sabine Lisicki w półfinale Wimbledonu. Niewiele się od tego czasu zmieniło.
Powodów do płaczu oczywiście nie ma, podczas miesięcznego tournée po USA Radwańska zachowała status quo - wciąż będzie trzecia na świecie, a jej konto bankowe zasili 600 tys. dol. Ale po tegorocznych występach - wciąż bez zwycięstwa, jeden finał, dwa półfinały, ćwierćfinał - jej główne bolączki są ciągle takie same. Polka w ważnych meczach nadal gubi się pod ostrzałem silnych fizycznie i walecznych rywalek, nie wytrzymuje też fizycznie trudów długich turniejów.
Kolejny przystanek Radwańskiej to Katowice, gdzie zagra od 7 kwietnia w jedynym w Polsce turnieju WTA.
W Miami Cibulkova - od poniedziałku w czołowej 10 dziesiątce WTA - o finał zagra z Na Li lub Karoliną Woźniacką. W drugiej parze Maria Szarapowa zmierzy się z Sereną Williams.
Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone