MŚ w narciarstwie klasycznym. Królewski dystans dla Kowalczyk?

- Faworytką do złota jest Kowalczyk. Mistrzostwa są dla niej nieudane, będzie zdeterminowana, żeby wygrać - twierdzi Marit Bjoergen przed sobotnim biegiem na 30 km stylem klasycznym w Val di Fiemme. - W sztafecie dała popis, ma największe szanse - przekonuje były mistrz olimpijski i świata Thomas Alsgaard. - Jestem w formie, ale ?trzydziestkę? biegamy rzadko, dlatego trudno przewidzieć, jak się wszystko potoczy - mówi Justyna Kowalczyk. Transmisja o godz. 12.15 w TVP 2 i w Eurosporcie, relacja Z Czuba na żywo w Sport.pl

Śledź relacje na żywo z biegu Kowalczyk w swoim telefonie. Ściągnij aplikację Sport.pl Live

W czwartek Bjoergen machała norweską flagą i szeroko uśmiechała się, przekraczając linię mety. Chwilę później razem ze swymi koleżankami fetowała złoto w sztafecie 4 x 5 km. Norweska maszyna do wygrywania tego dnia zdobyła swój 25. medal mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich, bijąc w ten sposób rekord legendarnej Jeleny Valbe, która w swojej karierze na takich zawodach wywalczyła 24 krążki. Mimo to już chwilę po wielkim sukcesie 33-letnia dominatorka przekonywała, że największe szanse na wygranie ostatniej konkurencji w Val di Fiemme ma Kowalczyk.

Dzika siła Justyny

Polki w sztafecie były dopiero dziewiąte, do Norweżek straciły ponad 3,5 minuty. Ale biegnąca na drugiej zmianie Justyna dała popis swej siły. "Bijąc naszą Johaug aż o 40 sekund na dystansie zaledwie pięciu kilometrów oddała głośny strzał ostrzegawczy przed sobotą" - pisał dziennik "Verdens Gang". "Narzuciła takie tempo, że bieg Johaug wyglądał na bardzo słaby" - dziwił się "Aftenposten". "To był pokaz dzikiej siły" - podsumowywał "Nettavisen".

Kowalczyk swój imponujący bieg na gorąco skomentowała krótko. - Moja forma jest taka sama jak tydzień temu i taka sama będzie za tydzień. Czułam się dobrze, ale 5 km to zupełnie inny dystans niż 30 km - stwierdziła.

I miała rację. W narciarskim maratonie najlepiej widać to, o czym przekonaliśmy się w nieudanym dla niej sprincie (szóste miejsce po upadku w finale) i w biegu łączonym na 15 km (piąta pozycja), a więc, że siła fizyczna zawodnika to w tej dyscyplinie sportu tylko jeden z wielu elementów całej układanki. Tu szczególnie ważne są: przygotowanie sprzętu, strategia i odporność psychiczna nie tylko sportowca, ale też wszystkich osób z jego sztabu.

Na sukces w tym biegu zespoły Kowalczyk, Bjoergen i Johaug zaczęły pracować już chwilę po wspomnianej sztafecie. - Pracy, jaką wszyscy musimy wykonać przed takim biegiem, nie da się porównać z żadną inną. Ostateczne przygotowania rozpoczynają się wcześnie rano, ale nie w dniu startu, tylko już dzień wcześniej - mówi Rafał Węgrzyn. - Do wieczora zajmujemy się nartami. Testujemy różne warianty smarowania, robimy wszystko, żeby w zawodach Justyna miała do dyspozycji trzy jak najlepsze pary. Wszyscy jesteśmy pod dużą presją - tłumaczy asystent trenera Aleksandra Wierietielnego, a zarazem jeden z serwismenów.

Mocno, ale z głową

Na jednych, prawdopodobnie najlepszych "deskach" Kowalczyk ruszy na trasę biegu. Dwie kolejne pary będą leżały w specjalnej strefie na stadionie. Polka będzie mogła z nich skorzystać, kiedy poczuje, że nałożone przed startem smary się starły i narty, na których rozpoczęła walkę, nie niosą jej już tak dobrze. - Taktyki są różne. Bywa, że najlepsze narty zawodnik oszczędza na finisz, ale zazwyczaj każdy decyduje się zacząć rywalizację na tych, które służą mu najlepiej, a później zostawić je w boksie i założyć na kolejnej zmianie, posmarowane na nowo przez serwismenów - opowiada Węgrzyn.

Nad strategią Justyna wraz ze swym zespołem pracowała w piątek. Najpierw podczas lekkiego treningu na trasie, a wieczorem na odprawie, na której ustalono szczegóły sobotniej wojny na nerwy. - Przed tymi biegami zawsze jest nerwowo. Niepewność bierze się stąd, że "trzydziestkę" biegamy bardzo rzadko. Naprawdę trudno przewidzieć, jak wszystko się potoczy - tłumaczy Kowalczyk. To samo podkreśla Wierietielny. - Spokoju nie będzie, bo 30 km to nie pięć. Trzeba będzie mocno walczyć - mówi trener.

Mocno, ale z głową. Trzy lata temu, na Igrzyskach Olimpijskich w Vancouver, właśnie w takim biegu Kowalczyk osiągnęła swój największy sukces w karierze. Zdobyła złoty medal, choć na osiem kilometrów przed metą Bjoergen uciekła jej na ponad pięć sekund. Wtedy swojej podopiecznej pomógł trener. Wierietielny znalazł się w odpowiednim miejscu trasy i przekonał zawodniczkę, by stratę odrabiała spokojnie. - Krzyknął "goń spokojnie, nie na wariata, krok za krokiem odrabiaj straty, dojdziesz ją, a na stadionie wyprzedzisz". Wszystko przewidział! Mogłam "zasprintować" od razu, ale to kosztowałoby mnie zakwaszenie mięśni. I na pewno nie byłoby takiego finiszu - wspomina Justyna.

Sawieljew miał gorzej

Czy w sobotę finisz znów będzie należał do naszej zawodniczki? - Jestem optymistą, bo fizycznie Justyna cały czas jest mocna, a psychicznie się odbudowała. W sztafecie zdeklasowała Johaug. I sama powiedziała, że Norweżka dawała z siebie sto procent, a przecież widziała to, bo najpierw Norweżkę doszła, a później minęła - mówi Józef Łuszczek.

Mistrz świata z Lahti, z 1978 roku, uważa, że Kowalczyk z Val di Fiemme wyjedzie ze złotem. - Wiadomo, że zaraz po starcie nie narzuci takiego tempa, jak w czwartek, bo dystans będzie bardzo długi i sama by nie wytrzymała. Myślę, że początek będzie spokojny, a później Justyna będzie szła coraz ostrzej. Bjoergen i Johaug będą się jej trzymały, ale czuję, że na stadion razem nie wbiegną. Według mnie Justyna nie dopuści do tego, żeby finisz wyglądał tak, jak w biegu łączonym, kiedy grupa Norweżek wszystko rozegrała po swojemu. Na jednym z ostatnich podbiegów zaatakuje i wygra - przewiduje Łuszczek. - Oczywiście to tylko moje zdanie, w sporcie różne rzeczy się dzieją, ale mocno wierzę, że tym razem Justynie już wszystko zagra. Nawet gdyby na początku jej serwismeni nie trafili ze smarami, to przecież będą mogli narty szybko przesmarować, dostosować je do pogody - dodaje były mistrz i wspomina, że w jego czasach wszystko wyglądało inaczej. - Wtedy nart nie wolno było zmieniać. Nie zapomnę, jak kiedyś w Holmenkollen, w biegu na 50 km, mistrz olimpijski i świata Siergiej Sawieljew tarł nartą o nartę, a i tak nie mógł odczepić tego, co go przyklejało do śniegu. W końcu musiał wejść do lasu, ułamać gałązkę z drzewa i zdrapywać te swoje nieszczęsne smary - opowiada Łuszczek.

O swoich przygodach w biegach na najdłuższym dystansie nie zapomina też Kowalczyk. - Kiedyś byłam w czołówce po 20 km, ale kłopoty żołądkowe zmusiły mnie do rezygnacji z dalszej walki, innym razem pomyliłam trasę i zostałam zdyskwalifikowana - mówi Justyna. Wspomnienie niespodziewanej porażki na 30 km jest żywe również w ekipie naszej mistrzyni. - Tak to już jest, że o sukcesie w tak złożonej konkurencji decydują niuanse. Teraz jesteśmy lepiej zorganizowani niż kiedyś, mocniej dbamy o każdy szczegół, pracujemy w innym składzie, jesteśmy doświadczeni i rzadziej popełniamy błędy - mówi Węgrzyn, odnosząc się do biegu na królewskim dystansie w Trondheim w 2009 roku. Tam Kowalczyk walczyła o zwycięstwo z Petrą Majdić, w pewnym momencie wyprzedzała Słowenkę o ponad pół minuty, ale przegrała z nią, bo po zmianie pogody sztab rywalki zareagował błyskawicznie i przygotował jej narty, na których specjalistka od sprintów odniosła swoje jedyne w Pucharze Świata zwycięstwo na dystansach.

Bjoergen z respektem i sprytem

Respekt przed "trzydziestką" odczuwać musi również Bjoergen. W marcu 2006 roku Norweżka, jako mistrzyni świata na tym dystansie z Oberstdorfu z 2005 roku, oraz jako zwyciężczyni biegu na 30 km w Pucharze Świata w Oslo również w 2005 roku, miała w stolicy swego kraju zwycięstwem na 30 km przybliżyć się do wygrania Pucharu Świata. Nic z tego, choć tydzień wcześniej wygrała rywalizację na 45 km w szwedzkiej Morze, tym razem nie zdołała dobiec do mety i później do samego końca sezonu musiała bronić Kryształowej Kuli przed atakami Kanadyjki Beckie Scott.

Przykrych doświadczeń z walki na dystansie 30 km z grona wielkiej trójki nie ma tylko Johaug. Mistrzyni świata w tej specjalności z Oslo, z 2011 roku, już w wieku niespełna 19 lat zdobyła w niej brąz na mistrzostwach w Sapporo. Johaug każde ze swoich ośmiu podejść do "trzydziestki" w Pucharze Świata, na mistrzostwach i igrzyskach, kończyła w czołowej dziesiątce. - Jest niesamowicie zadziorna, ambitna i ma świetną wydolność. Na pewno będzie bardzo groźną rywalką - przekonuje prof. Szymon Krasicki.

Swoją młodszą koleżankę komplementuje też Bjoergen. Według niej w sobotę w Val di Fiemme Johaug zdobędzie srebro. Typy, jakie przedstawia Bjoergen, trudno uznać za kurtuazyjne, bo zarówno Kowalczyk, jak i Johaug na pewno są w stanie ją pokonać. Ale jeszcze trudniej nie zauważyć, że wielka gwiazda takimi wypowiedziami próbuje pozbyć się presji, jaką sama na siebie nałożyła. - Bieg na 30 km to kwintesencja tego sportu, dlatego w Val di Fiemme najważniejszy będzie dla mnie ostatni start - mówiła Bjoergen kilka miesięcy temu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.