Footroll z YouTube'a w ekipie Sport.pl: Hejterom zostawiam lajka

Lubię kontrowersje, ale to dlatego, że dla mnie sport jest jedną wielką kontrowersją. Gwarantuję, że u mnie każdy doczeka się wbitej szpilki - mówi Maciek Krawczyk, czyli Footroll, który będzie prowadził kanał Sport.pl na YouTube'ie

Zanim przeczytacie wywiad, zobaczcie, czego oczekiwać na kanale Sport.pl!

Marek Kuprowski: YouTube - praca czy zabawa?

Maciek Krawczyk: - Dobre pytanie. Tak naprawdę, to połączenie pracy z zabawą. Zabawą, bo robię to, co lubię i jak lubię. W pewnym momencie staje się to jednak pracą. Najpierw można się skupiać na zabawie, ale gdy liczby robią się naprawdę duże, trzeba zadbać, żeby fani nie próbowali cię zlinczować, dawać im regularnie materiały. No i dbać o kontakty z klientami, bo jeśli to staje się twoją pracą, tego aspektu też trzeba pilnować. Wtedy pracuje się chyba nawet więcej, niż na pełen etat.

A jak zaczęła się twoja przygoda z YouTube'em?

- Gdy jeszcze go nie znałem. Wrzuciłem pierwszy filmik tylko dlatego, że Facebook miał słabe narzędzia do publikacji wideo. Ten pierwszy filmik, podlinkowany na fejsie, zrobił ponad milion wyświetleń. Wpadło z niego w ciągu kilku dni parę tysięcy subskrypcji. Dzisiaj już wiem, że to super start. Wtedy było to dla mnie naturalne, myślałem: aha, czyli jak wrzucę następny, znowu będzie parę milionów, wrzucę następny... Ale, kurczę, ciężko tę bańkę wyciągnąć! Na początku było to strasznie nieregularne wrzucanie różnych treści: piosenek sportowych, komentarzy z Internetu. I tak to ewoluowało w stronę dyskusji o aktualnych wydarzeniach sportowych.

A propos piosenek - nie obawiasz się ich nagrywać? A może zawsze chciałeś zostać raperem?

- Tak ogólnie to jestem muzykiem. Ale raczej basistą, bo wiem, że nie mam głosu do śpiewania. Dlatego nie mam tremy. Widzowie też doskonale wiedzą, że nie nagrywam piosenek, żeby się chwalić talentem śpiewackim, którego nie mam, tylko żeby w śmiesznej formie przedstawić kontrowersyjne i ciekawe wydarzenia związane z piłką. A że, jako muzyk, jakieś pojęcie o tonacji mam, to przynajmniej wiem, w jakich obszarach mam się poruszać.

Na YouTube'ie zdarzają się różne prowokacje, można np. zagrozić, że jutro w południe usunie się konto...

- Są różne sposoby utrzymywania odbiorcy i zwiększania zasięgów. Ostatnio popularne są dramy, czyli publiczna wymiana opinii między dwoma YouTube'erami, raz w sposób bardziej kulturalny, raz mniej... PewDiePie to właśnie ten przykład najpopularniejszego YouTube'era, który powiedział, że skasuje swoje konto. Ludzie wklejali mi to na grupie, ale ja od razu powiedziałem, że na bank nie skasuje głównego konta, tylko to drugie. Nikt nie pozbywa się kury znoszącej złote jaja. A zasięgi w ten sposób porobił, kilkaset tysięcy subskrypcji znowu wpadło. To brzmi kuriozalnie, bo przecież skasował kanał, na którym też miał ze dwa miliony subskrypcji. I zrobił je w kilka dni. Ludzie mają różne sposoby przyciągania widza. Robią coś ohydnego albo kontrowersyjnego. Ja również trzymam się kontrowersji, ale głównie dlatego, że dla mnie sport jest wielką kontrowersją. Nie robię tego celowo. Lubię wbijać szpile. Nawet jeśli do końca tak nie myślę, lubię coś powiedzieć na opak, żeby tylko obserwować, jak ludzie się podburzają. Na tym polega dla mnie piłka nożna. Na emocjach!

Wiadomo, im więcej subskrybentów, tym większa szansa, że nie unikniesz kontrowersji i oskarżeń o stronniczość. Czy na początku odbierałeś je inaczej niż dzisiaj?

- Od dawna interesuję się psychologią. Czytanie komentarzy na swój temat było dla mnie częścią zabawy. Gdy widzę hejterów, którzy cytują moje filmiki, jednocześnie pisząc, że ich nie oglądają, zawsze zostawiam im lajka. Nigdy nikogo nie obrażam. Często dyskusje z kimś mocno nastawionym na "nie" kończą się miłą wymianą zdań i serdecznymi pozdrowieniami. Po prostu, piłka nożna wywołuje emocje. Jedyny znak zapytania stanowi dla mnie ekstraklasa. Nie mówię tu o normalnych kibicach. Wiemy, że są w Polsce środowiska, które różnie reagują. Ja w Polsce wspieram Legię, bo znajomi kibicowali od dzieciaka, więc czasem się z nimi przejechałem, karnetu nigdy nie miałem. Ale kibicem się nigdy nie nazwałem. Byłem na meczu dwa-trzy razy do roku. To nie przeszkadza mi w krytykowaniu tego zespołu czy w chwaleniu innych. Kibice to widzą. Zdarzają się hejterzy, którzy nie lubią słuchać negatywnych rzeczy na temat swojego klubu. Wiadomo. To nie jest tak, że nie mogę powiedzieć złego słowa na Barcelonę tylko dlatego, że jej kibicuję. Nie będę z tego powodu źle spał.

Gdybyś otwierał drugi kanał, to o jakim sporcie?

- Wątpię, żeby był sportowy. Wszystkie pozostałe dyscypliny traktuję na równi, czyli sezonowo. Gdy był Małysz, oglądałem skoki co tydzień. Gdy jest jakieś MMA, zawsze obejrzę Conora McGregora. Jestem sezonowcem. Wiadomo, mój kanał o reprezentacji siatkarskiej czy w piłce ręcznej byłby raczej mało interesujący dla kogoś, kto jest naprawdę zajarany tymi dyscyplinami. Za to na Sport.pl jest dużo innych sportów. A ja, jako kibic "januszowy", wiem, co mnie interesuje, mogę to wyciągnąć, wrzucić na YouTube'a i wtedy osoby o podobnych, sezonowych zainteresowaniach - a w Polsce jest ich pewnie większość - też mogą obejrzeć to z zainteresowaniem.

Próbka twórczości Footrolla:

 

Jak się robi ćwierć miliona subskrybentów?

- Na YouTube'ie fajne jest to, że nie ma na to jednego sposobu. Widziałem szkolenia w rodzaju "zrób sto tysięcy subskrypcji w miesiąc". Nie jest to możliwe. Nawet gdy masz kupę pieniędzy. YouTube weryfikuje osobowość człowieka i to, co ma do zaoferowania. Czy wchodząc na dany kanał raz dziennie albo raz w tygodniu ktoś znajdzie tam coś, co go zainteresuje, rozbawi, poruszy, poszerzy wiedzę - to jest najważniejsze. Jeśli chodzi o YouTube'a sportowego, w Polsce też mamy różne kanały. Mamy Krzycha Golonkę, który jest stuprocentowym praktykiem - to, jak gra w piłkę i jak nią operuje sprawia, że nie dziwi, że ma najpopularniejszy kanał piłkarski, bo nikt tak w piłkę na YouTube'ie nie gra. Mamy mój kanał, czyli wydarzenia, komentarze, relacje, wywiady - wszystko dookoła piłki - mamy Dominika Szarka, czyli ciekawostki, wyjazdy na mecze... Robimy to, co czujemy. Fajnie, że ludzie potrafią w tym znaleźć coś dla siebie.

A widzisz jeszcze jakąś niszę?

- Na pewno. Mówi się, że wszystko już wymyślono, ale to niemożliwe. Sam mam cały czas nowe pomysły, których nie mogłem wprowadzać na swoim kanale. Wrzucanie więcej niż jednego filmiku dziennie nie ma sensu. A dzięki temu, że będę mógł prowadzić Sport.pl, formaty, które miałem w głowie, będę wrzucał właśnie tutaj. Wszystko zależy od kreatywności. Moim zdaniem, to nieskończona płaszczyzna i cały czas będziemy zaskakiwani.

Nie obawiasz się teraz oskarżeń, że sprzedałeś się mediom?

- Nie. Po pierwsze, fani mnie znają. Po drugie, to nie jest żadna sprzedaż. Gdybym miał mówić o stawkach, to w życiu bym tej oferty nie przyjął. Ale jestem ambitny. Jeżeli zgłasza się do mnie lider w dziedzinie sportu i oferuje wolną rękę przy tworzeniu YouTube'a, i wiem, że jeśli to wypali, to będzie mój sukces, a jeśli nie, to ja dałem ciała, to... uwielbiam takie wyzwania. Myślę, że moi widzowie będą zadowoleni, że mogą znaleźć kolejne treści. Myślę też, że Sport.pl ożyje, będzie miał bardziej YouTube'owy sznyt, będzie bardziej emocjonalny. To będzie taka sytuacja, że każdy wygrywa.

Opowiedz coś więcej o tych milionach z YouTube'a.

- Kiedyś odwiedził mnie kolega. Wjeżdżamy na parking podziemny, wychodzimy na klatkę w bloku, a jest to klatka dosyć specyficzna, bo wygląda bardzo hotelowo. On rozgląda się i pyta: "to wszystko jest twoje?". Pamiętam to do dzisiaj. Jest takie przeświadczenie, że na YouTube'ie zarabia się miliony, że ludzie stawiają sobie bloki z parkingami podziemnymi, na których stoi dwadzieścia samochodów. Ale fakty są takie, że z samych reklam na YouTube'ie wyżyć trudno... Albo inaczej: z samego YouTube'a można, ale jeśli myśli się o większych pieniądzach, to są we współpracy z różnymi markami itd. No i jeśli masz wyrobioną renomę, pozwala ci to prowadzić różne imprezy, czasem coś skomentować. Na tym można już zarobić. Ale dopiero poza branżą sportową YouTube'erzy kasują miliony. Dopiero tam jest prawdziwy potencjał na zarabianie kokosów.

Nie bałeś się, że mający tradycyjne prace koledzy będą z ciebie szydzić albo patrzeć na ciebie z góry?

- Zależy, co kto robi na YouTube'ie. Gdy go zakładałem, miałem jeszcze normalną pracę na etacie, potem prowadziłem własną działalność. Zawsze YouTube'a robiłem po godzinach, wkładając w to dużo pracy i serca. Nigdy się tego nie wstydziłem, bo na kanale mówię dokładnie to samo, co w zwykłych rozmowach z kolegami. Nigdy nie robiłem nic sztucznego, a że na co dzień mam infantylne i głupkowate pomysły, to już każdy, kto mnie zna, doskonale wiedział. Okazało się, że na szerszą skalę ludziom podoba się takie podejście. Nigdy nie czułem zażenowania. Na pewno są jednak kanały, których twórcy mogliby sobie takie pytania stawiać... ale nie kojarzę czegoś takiego na YouTube'ie sportowym. Chwała mu za to!

Zdarzyły ci się nagrane filmy, na których publikację się nie zdecydowałeś?

- W ciągu czterech lat miałem ze trzy takie sytuacje, że przy montażu, po obejrzeniu, uznałem, że to mi się jednak nie podoba. Raz, dość niedawno, zdjąłem też filmik. Było tam sporo kontrowersji, sporo bluzgów. Mimo że większość mojej widowni stanowią dorośli, to wiem, że dzieciaki też się przewijają. Mogłyby mieć problem ze zrozumieniem konwencji, wyciągnąć złe wnioski i zakodować sobie, że to jest OK, więc zdjąłem to. Najważniejsze, żeby idąc spać móc spojrzeć w lustro i być zadowolonym, że nie zrobiło się nic złego.

Jakie masz pomysły na Sport.pl?

- Na pewno dwie serie, których nie mogłem robić u siebie, głównie ze względu na duży koszt pozyskiwania fotek z aktualnych spotkań, tzw. felietony piłkarskie, urozmaicane zdjęciami. Oczywiście, kontrowersyjne i z przymrużeniem oka. Jednych rozbawią, inni poczują wbitą szpilkę. Jeśli będę zabawnie mówił o Liverpoolu, który miał fatalny styczeń i luty, to fani Liverpoolu nie będą się cieszyć. Ale gwarantuję, że u mnie każdy się doczeka szpilki. Będą też bajeczki sportowe i rymowanki, które zawsze lubiłem pisać, ale nie miałem już na nie miejsca na swoim kanale. Ale najważniejsze jest to, że niczego nie przewidzimy. Mogę mieć pomysł na pierwszy miesiąc, ale co będzie dalej? Na YouTube'ie już wiele razy mówiłem, że będzie nowa seria, a po miesiącu upadała, bo nie miało to sensu, a na jej miejsce wchodził nowy pomysł. YouTube jest fajny, bo pozwala na dynamiczne zmiany.

Jednym ze znaków rozpoznawczych Footrolla są sportowe bajki:

 

Nie obawiasz się, że YouTube się kiedyś skończy?

- Dla mnie może kończyć się jutro. Umiem robić wiele rzeczy. Cieszę się z tego, co jest, ale liczę się z tym, że jestem uzależniony od zewnętrznej firmy, jaką jest Google. Mam tego świadomość, już planuję oszczędności. I nie przejmuję się takimi rzeczami. Wiem, że wszystko może się zdarzyć. A wiele osób nie ma takiej świadomości.

A jak jest z tym uzależnieniem od YouTube'a? Nie boisz się jego magicznych algorytmów?

- To bardzo ważna kwestia. Nikt nie zna algorytmów YouTube'a. Pewnych rzeczy można się tylko domyślać. W statystykach można sprawdzić, gdzie nasz filmik jest wyświetlany: subskrybentom czy nie, pojawia się w polecanych czy nie, czy wyświetlany jest w źródłach zewnętrznych. W jakich godzinach warto publikować? Jak tagować filmy, żeby były polecane? Na podstawie tego wszystkiego można pewne wnioski wyciągnąć. Są jednak rzeczy, na które nie mam wpływu. Potrafię trzymać się jednego schematu, wrzucić filmik o stałej godzinie i ludzie przez pół godziny informują mnie potem, że nigdzie nie pojawiło się żadne powiadomienie o tym wideo. I widzę, że wyświetlenia są osiem razy gorsze. Nigdy nie dowiem się, co się stało. Przejrzałem kanał Sport.pl i tam też dzieją się rzeczy, których w życiu nie widziałem. Trzeba to systematycznie naprawiać. Mam już jakąś wiedzę, jak odrobinkę z tymi algorytmami walczyć.

Uważasz to za spisek, błędy czy niezgłębione sekrety algorytmu?

- Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. YouTube chce zarabiać jak najwięcej i tworzy te algorytmy, by jak najwięcej dobrych filmików zostało dopasowanych do użytkownika. Jeżeli z jakiegoś powodu uzna, że mój filmik nie spełnia tych założeń albo sprawdzi, że treść filmów danego użytkownika kogoś w przeszłości obraziła albo znajdują się w nich wulgaryzmy - nie, żeby dotyczyło to mnie - to jest z tym problem. Weźmy nawet taki znany kanał jak Z Dupy. Bardzo w Polsce popularny, ale wyszukiwarka nigdy ci tej nazwy nie podpowie. Ze względu na to słowo. I ten kanał miewa problemy z docieraniem z filmami do subskrybentów.

Zobacz wideo
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.