PŚ w Niżnym Tagile. Wąsowicz: Niektórymi należałoby wstrząsnąć

- Jak patrzę na twarze naszych zawodników, to widzę, że oni są pogubieni. We wtorek rozmawiałem z Piotrkiem Żyłą. Pytałem, co się dzieje. Powiedział ?sami nie wiemy?. Nie ukrywam, że niektórymi należałoby wstrząsnąć. Osiem konkursów to za dużo, żeby jeszcze czekać, że coś się samo naprawi. Zwłaszcza po takim apogeum nieudolności i - powiedzmy sobie szczerze - wstydu, jak w niedzielę - mówi wiceprezes Polskiego Związku Narciarskiego, Andrzej Wąsowicz.

W niedzielę w Niżnym Tagile punktów PŚ nie zdobył żaden z polskich skoczków . Ostatecznie konkurs przerwano w II serii i zaliczono wyniki z pierwszej.

Łukasz Jachimiak: Prezesowi Apoloniuszowi Tajnerowi i trenerowi Łukaszowi Kruczkowi wyraźnie brakuje pomysłu, jak wyprowadzić naszych skoczków z kryzysu. Może pan ma wie, jak uratować sytuację, bo chyba jesteśmy zgodni co do tego, że jest źle?

Andrzej Wąsowicz: Trudno o taką analizę, ale jestem rozczarowany i wstrząśnięty tym, co się stało w drugim konkursie w Niżnym Tagile. Nasi zawodnicy mieli pecha do pogody, ale na pewno jest coś na rzeczy, coś jest nie tak. Trzeba spokojnie rozpatrzeć wszystko, po powrocie ekipy do kraju zastanowić się, czy chwilowo nie zrezygnować z Pucharu Świata i za tydzień do Engelbergu nie wysłać grupy młodzieżowej. W niedzielę kompletnie zawiódł mnie Piotr Żyła, a cała reszta nic nie skacze. Musi być jakaś przyczyna i trzeba jej w szerokim gronie poszukać.

Ma pan podejrzenie, co mogło nie zadziałać w okresie przygotowawczym? Bo to chyba w nim popełniony został jakiś błąd, skoro teraz słabo skacze cała kadra?

- Trudno mówić, że kompletnie nie mamy pojęcia, co się dzieje, bo przecież były już takie sytuacje, jak teraz. Już zaczynaliśmy słabo sezony, ale w trakcie doganialiśmy rywali.

Ale to nie trwało aż tyle czasu. Przecież za nami już osiem konkursów. Nieudanych.

- Niewątpliwie słabych. Nie ukrywam, że to dla nas katastrofa. W niedzielę chłopaków nie tłumaczyło nic, nawet upadki Dawida Kubackiego i Klemensa Murańki. Szukam w głowie pomysłów, jak to kiedyś rozwiązywaliśmy i co zrobić teraz, ale nie mam pojęcia, co zrobić. Potrzebna będzie burza mózgów.

Wszyscy powtarzają, że trzeba spokojnych treningów, a skoro tak, to dlaczego kadra nie zostaje w Zakopanem na dłużej, tylko zatrzymuje się na moment i jedzie na kolejny Puchar Świata? Trudno uwierzyć, że na Wielkiej Krokwi zawodnicy skaczą tak dobrze, że trener Kruczek zabiera ich na następne zawody z przekonaniem, że powalczą z najlepszymi. Nie widzicie, że tych chłopaków w większości nie ma sensu wozić teraz po świecie?

- Teraz już chyba nikt nie ma wątpliwości, że nie ma sensu ich na Puchary Świata ciągnąć. Źle to idzie. Niby w sezonach poolimpijskich tak bywa, ale przecież wszyscy inni skaczą dobrze, tylko my spisujemy się fatalnie. Jak patrzę na twarze naszych zawodników, to widzę, że oni są pogubieni. We wtorek rozmawiałem z Piotrkiem Żyłą. Pytałem, co się dzieje. Powiedział "sami nie wiemy". Myślę, że musimy się mocno zastanowić, co dalej z tym zrobić. Generalnie całe nasze narciarstwo jest w dole, bo biegaczki też zawodzą. Justyna Kowalczyk wycofuje się ze startów w tym roku. Doszła do wniosku, że na siłę nie ma co tego ciągnąć. Moim zdaniem skoczkowie też muszą pójść tą drogą. Nie ukrywam, że niektórymi należałoby wstrząsnąć. Oczywiście w cudzysłowie, nie fizycznie. Osiem konkursów to za dużo, żeby jeszcze czekać, że coś się samo naprawi. Zwłaszcza po takim apogeum nieudolności i - powiedzmy sobie szczerze - wstydu, jak w niedzielę.

Wstrząsnąć trzeba zawodnikami czy trenerami?

- Miałem na myśli i jedną, i drugą stronę.

Wstrząsnąć pewnie spróbujecie rozmowami i decyzjami, a gdzie pozwolicie popracować? Czy poza Wielką Krokwią udostępnicie zawodnikom którąś z pozostałych polskich skoczni?

- W Wiśle mam dość dużo śniegu, ale nie wjeżdżałem na razie maszynami, bo już drugi dzień jest 7-8 stopni Celsjusza, a 23 grudnia mamy do rozegrania konkurs świąteczny. Chciałem przygotować skocznię na czwartek-piątek, ale w poniedziałek skonsultuję się z Apoloniuszem Tajnerem czy nie wjechać wcześniej, ryzykując utratę śniegu. Oszczędzamy go, myśląc jeszcze o styczniowym Pucharze Świata. Mam nadzieję, że do tego czasu zawodnicy się obudzą. Ale boję się, bo jestem w skokach od ponad 20 lat i tak źle to chyba jeszcze nie było.

Tak źle nie było, ale odkąd przyzwyczailiśmy się, że w osobie Adama Małysza, a później Kamila Stocha mamy najlepszego skoczka świata. Ale przed ich erami mieliśmy przecież takie sezony, że do wyników z bieżącego nikt z Polaków się nie zbliżał.

- To prawda, ale skoro zrobiliśmy wielki postęp, skoro rozbudziliśmy apetyty kibiców, skoro mamy zawodników, którzy już potrafili świetnie skakać, to teraz musimy szukać rozwiązania problemu, a widać, że to rozwiązanie trudno znaleźć.

Zobacz wideo

Do którego skoczka narciarskiego jesteś najbardziej podobny? [PSYCHOTEST]

Czy polskim skoczkom potrzebny jest wstrząs?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.