Tenis. Janowicz wrócił z Paryża: "Chcę tworzyć historię tenisa"

Jerzy Janowicz, który sprawił ogromną sensację dochodząc do finału turnieju w Paryżu, wrócił w poniedziałek do kraju. Na warszawskim lotnisku czekali na niego rodzice, a także mnóstwo dziennikarzy. Tenisista wyraził nadzieję, że to nie koniec jego sukcesów i przyznał, że chciałby tworzyć historię tenisa.

Janowicz mimo, że dotychczas nie cieszył się wielkim zainteresowaniem mediów, to na konferencji prasowej nie wyglądał na zestresowanego pojawieniem się tak dużej liczby dziennikarzy. Swobodnie odpowiadał na pytania, często żartując. Zapytany, czy odczuwa już większą popularność, odparł: - Paru fanów przybyło, a trochę osób pewnie mnie już nienawidzi, jak to bywa w tym kraju.

- Moje życie zmieniło się w ciągu ostatniego tygodnia o 180 stopni - powiedział tenisista. - To nowy rozdział w moim życiu i mam nadzieje, ze na tym nie skończą się moje sukcesy. Mam też nadzieję ze będę mógł tworzyć historię tenisa - dodał.

Wspominając przegrany finał z Davidem Ferrerem, Janowicz przyznał: - Ciężko mi się grało, bo byłem wyczerpany. Noc przed finałem prawie w ogóle nie spałem - udało mi się zasnąć zaledwie na trzy godziny. W sumie zaliczyłem trzy nocy bez porządnego spania, mało także jadłem.

- Niestety nie byłem przygotowany w 100% na mecz z takim zawodnikiem jak Ferrer, z każdym gemem coraz bardziej słabłem. Żałuję, bo była szansa wygrać ten mecz, Ferrer tego dnia był za silny - dodał Janowicz.

Tenisista wspomniał także o francuskim dziennikarzu, który pytał go po meczu o leki jakie zażywał: - Tabletki które brałem przed spotkaniem nie mogły być dopingiem, gdyż dostałem je od organizatorów. Były to pigułki przeciwbólowe, bolał mnie bark i musiałem się jakoś zabezpieczyć by nie zejść z kortu.

Z kolei podczas półfinałowego meczu przeciwko Gillesowi Simonowi, przeciwko Polakowi były trybuny, które wspierały francuskiego tenisistę. - Publika mi nie pomagała, klaskali po nieudanych zagraniach i cieszę się ze udało mi się to wszystko przetrzymać. Z kolei media bardzo ciepło mnie przyjęły, udzieliłem nawet wywiadu na żywo we francuskim radiu.

- Mój dobry występ w Paryżu jest efektem cierpliwości i nabrania pewności siebie podczas ostatnich turniejów. Mogę jednak stwierdzić, że podczas tego tygodnia zdarzyło się tyle co poprzez dotychczasowych 21 lat mojego życia - powiedział Janowicz.

W ciągu najbliższych trzech tygodni Polak zamierza odpoczywać po zakończonym już dla niego sezonie. - Powoli zaczynam jednak myśleć o kolejnym, gdyż w ciągu ubiegłego tygodnia dowiedziałem się, ze mogę wygrywać ze światową czołówką. Przed Australian Open zagramy jeden turniej - jeszcze nie wiem który, bo są w dwa w tym samym czasie. Będą też oczywiście treningi w Polsce - zdradził Janowicz.

Na rozpoczynający się w połowie stycznia wielkoszlemowy turniej w Melbourne, Janowicz poleci po raz pierwszy i to od razu jako zawodnik rozstawiony. W ubiegłym roku Polakowi nie udało się polecieć do Australii, mimo że ranking mu na to pozwalał.: - Powodem były problemy finansowe - przyznał.

- Zadziałało to na mnie mobilizująco. Powiedziałem sobie że bez wejścia do pierwszej setki nie skończę tego sezonu. Teraz mam także nadzieję, że dzięki temu sukcesowi uda mi się znaleźć jakichś sponsorów - dodał.

Matka zawodnika dodała także, że koszt wysłania syna do Australii mógł wynieść nawet do 30 tysięcy złotych: - W tak dalekie podróże muszę wysyłać syna klasą biznes, gdyż przy takim wzroście mógłby nie przeżyć tak dalekiej podroży - przyznała.

Zapytany o swojego tenisowego idola - Pete'a Samprasa, Janowicz odparł z kolei, że nie naśladuje go na korcie: - Nasze style sa całkowicie odmienne i nie wypada mi się na razie porównywać do takiej gwiazdy tenisowej. Ciężko mi określić swój styl gry - to jest wszystko wyuczone plus naturalny instynkt. Na korcie nie ma zbyt dużo czasu na zastanawianie się nad tym jak grać.

Więcej o:
Copyright © Agora SA