Stoch spełnia marzenia

Wytrzymał presję w Zakopanem, wytrzymał w Klingenthal. Odparł ataki najlepszych na świecie i wygrał. Kamil Stoch staje się skoczkiem absolutnej światowej czołówki

Ty też zakochaj się w nartach! ?

Zwyciężył ponad tydzień temu w Zakopanem, na Wielkiej Krokwi. Wtedy prowadził po pierwszej serii. I nie dał sobie wydrzeć triumfu. Wygrał w środę w Klingenthal, kiedy po pierwszym skoku zajmował czwarte miejsce. W drugim skoczył tak, że rady nie dali mu lider PŚ Austriak Thomas Morgenstern i wicelider, czterokrotny mistrz olimpijski Szwajcar Simon Ammann. Na podium stali na niższych stopniach. Najwyższe zajął Kamil i znowu zagrali mu Mazurka Dąbrowskiego. - Serce rośnie, fajnie że jest taki Kamil - powiedział Adam Małysz.

34-letni najlepszy polski skoczek zmierza niedługo skończyć karierę. W Zakopanem wygrał w piątek, Stoch był 17. Dzień później Adam był szósty, a Kamil siódmy . - Dla mnie Kamil może być czarnym koniem lutowych MŚ w Oslo - wypalił wtedy Apoloniusz Tajner. Nie ma drugiej tak optymistycznie nastawionej do świata osoby w zimowych sportach jak prezes PZN. Były trener kadry skoczków w najbardziej dotkliwej porażce zawsze dostrzeże promyk nadziei. Każdy najmniejszy sukces przekuć w nie-wiadomo-jakie osiągnięcie.

Dziennikarze się uśmiechnęli.

Sukces Stocha to nie przypadek: jego forma dokładnie zaplanowana i wyszlifowana!

Dzień później cieszyli się razem ze Stochem, a prezes promieniał na skoczni. Był na konferencji prasowej i powtórzył słowa o Oslo.

Tajner był też na trybunach Wielkiej Krokwi w marcu 1999 roku, kiedy do Zakopanego zjechał Puchar Świata w kombinacji norweskiej. Jednym z przedskoczków był 12-letni wtedy dzieciak z Zębu, najwyżej położonej miejscowości w Polsce. Ten dzieciak pofrunął wtedy na 127 metr. Nazywał się Kamil Stoch i od tamtej pory zaczęto o nim mówić, że ma talent.

- Ciągnęło mnie do sportu, ze względu na miejsce zamieszkania narty były naturalnym wyborem. Mogłem pływać, ale woda w pobliskim potoku była za zimna - opowiadał Stoch w rozmowie ze Sport.pl.

Małysz, po pierwszym w życiu prawdziwym skoku, wypadł z nart, bo miał za duże buty. Stoch z kolegami mieli jeden kask na trzech. Spadł Kamilowi na oczy i lądował w zupełnych ciemnościach. Ale kilkumetrowy skok ustał na nogach.

Najbardziej bolesny upadek Kamil przeżył w Rovaniemi w 2005 roku. Bolesny psychicznie, bo był faworytem rozgrywanych w tym fińskim mieście MŚ juniorów. Po pierwszej serii był drugi, w drugiej pofrunął najdalej. I upadł. - Zmieszało mnie ze śniegiem jak diabli - wspomina. Zamiast medalu, zamiast złota, zamiast Mazurka było ósme miejsce (fantastyczny wyczyn, jak na skok z upadkiem za co sędziowie odejmują ponad 20 punktów). - Zamknąłem się wtedy w pokoju i z nikim nie chciałem gadać. Ale nigdy nie powiem, że miałem wtedy pecha. Ja po prostu popełniłem wtedy błąd.

Skocznia kojarzy się Stochowi nie tylko z upadkiem, ale i ze szczęściem. W marcu 2007 roku sezon - jak niemal co roku - kończył się w słoweńskiej Planicy. Stoch pojechał tam skakać, a starsza od niego o dwa lata blondynka Ewa Bilan z Zakopanego robić zdjęcia. Spotkali się przypadkowo, na ulicy w Kranjskiej Gorze. Grupa skoczków szła po konkursie na jedno piwo, zaprosili więc dziewczyny, żeby było weselej. Następnym razem Kamil i Ewa umówili się już sami.

Od sierpnia są małżeństwem.

- Ewa jest z Zakopanego, ja z Zębu i chodziliśmy do jednego liceum. Tyle, że ona jest ode mnie starsza o dwa lata, więc wtedy ja widziałem ją codziennie, ale sam pozostawałem dla niej kompletnie niezauważalny - śmieje się Stoch. - Co za zrządzenie losu, mieszkaliśmy tak blisko, a poznaliśmy aż 700 km od domu.

Dziś mieszkają razem, w tymczasowym mieszkaniu pod Krakowem. Dom młodych państwa Stochów już stoi - w Zębie. - Dostaliśmy od moich rodziców, tyle że jest w stanie surowym. Musimy go wykończyć i po swojemu urządzić. Mam nadzieję, że latem się do niego wprowadzimy - mówi Kamil, który jest na piątym roku studiów krakowskiej AWF i w przyszłym roku chciałby zostać magistrem.

Tymczasem Kamil spełnia swoje marzenia na skoczni. Wygrał w Zakopanem, przed swoimi kibicami. O trzy kroki od domu, w obecności rodziny swojej i żony. Może powiedzieć "wygrałem u siebie". W otoczeniu tysięcy biało-czerwonych flag zagrali mu hymn. Teraz powtórzył to samo w Klingenthal. Ale on marzy usłyszeć Mazurka na mistrzostwach świata albo igrzyskach olimpijskich. Najbliższa okazja już na przełomie lutego i marca w Oslo.

Ale tam również marzy także o medalu w konkursie drużynowym. Razem z dwoma kolegami, których wybierze trener Łukasz Kruczek oraz oczywiście Adamem Małyszem. Starszego o dziesięć lat kumpla uważa za jednego z najwybitniejszych polskich sportowców wszechczasów i jest dumny, że może z nim skakać.

Kariera Kamila Stocha na zdjęciach

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.