Skoki narciarskie. Stoch: Teraz już z górki

- Cieszę się, że Kryształowej Kuli nie zdobyłem już w Oslo. A przed mistrzostwami świata w lotach nie napalam się, szukam w skokach radości - mówi Kamil Stoch. Kwalifikacje w Harrachovie w czwartek, relacja na żywo w Sport.pl.

Paweł Wilkowicz Skandynawskie tournée zakończone, miałeś okazję zobaczyć się po dłuższej przerwie ze złotymi medalami z Soczi. Dalej cieszą tak samo?

Kamil Stoch: Nie widzieliśmy się. Siedzą w szafce. I posiedzą, na razie ich nie wyciągam. Mam jeszcze sporo do zrobienia tej zimy.

W czwartek w Harrachovie początek MŚ w lotach. Dotychczas tylko jeden Polak był medalistą tej imprezy: Piotr Fijas - brązowym 35 lat temu. Mierzysz w podium?

- Oczywiście, MŚ to jeden z kilku najważniejszych punktów sezonu. Ale podchodzę do nich po swojemu: nie napalam się, będę szukał radości ze skoków. Loty to święto skoczków. Mam też nadzieję, że pod skocznią będzie biało-czerwono, to tuż za naszą granicą. Zapraszam kibiców i proszę o wsparcie. Ja i cała drużyna. No i prośba do wiatru: niech będzie sprawiedliwie, niech wygra najlepszy.

Skocznia w Harrachovie uchodzi za trudną, nie jest też dobrze osłonięta od wiatru.

- Ja ją lubię, można tam polatać za granicę 200 m. Byle pogoda dopisała. Na Certaku są osłony, to była jedna z pierwszych skoczni z nimi, ale wiadomo, że jeśli mocno wieje, to nic nie pomoże. Na razie mamy informacje, że Certak jest gotowy i czeka na nas.

Jesteś razem z Piotrem Żyłą rekordzistą kraju w długości lotu, ale też trudno cię nazwać spełnionym lotnikiem: wygrałeś w 2011 r. w Planicy, potem było jeszcze podium w Kulm. Dwa lata temu, na trzecim miejscu.

- Nie chcę teraz niczego obiecywać, nikomu niczego nie muszę udowadniać. Znam swoją wartość i wiem, że umiem sobie radzić na mamutach. Chcę w Harrachovie tylko jednego: polatać sobie.

Czujesz ulgę, że tournée po Skandynawii już za wami?

- Nie ukrywam, że tak. Powiedzieć, że się Skandynawii bałem, to może byłoby za dużo. Ale wiedziałem, że będzie ciężka przeprawa. Nie dość, że ostatni długi wyjazd w sezonie, to jeszcze starty na trudnych skoczniach, przy zmiennym wietrze. Często to właśnie podczas skandynawskiej serii sezon zaczyna się dawać we znaki. A tym razem mieliśmy wyjątkowo dużą porcję skoków. Siedem konkursów w niecałe dwa tygodnie, do tego kwalifikacje, podróże. Przy tym nawet Turniej Czterech Skoczni wygląda blado. A na koniec była jeszcze wyjątkowa mobilizacja, żeby po konkursie w Oslo zdążyć na samolot do Polski. Ale przynajmniej siedząc w autobusie z Holmenkollen na lotnisko, mogłem pomyśleć: coś się w tym sezonie skończyło, teraz już z górki.

Musisz mieć świadomość, że Kryształowa Kula już jest twoja.

- Wolę z tym poczekać. Myślę o tym, co mam do zrobienia, a nie - co mogę dzięki temu osiągnąć. Oczywiście mam marzenia, mam cele, ale na razie mam też jeszcze konkretne zadania. Zostało kilka konkursów. Bardzo fajnych. I to mi na razie zaprząta głowę. Sezon jest wyjątkowo długi, wyjątkowo obfity w ważne wydarzenia i momenty skumulowanego wysiłku: dzień po dniu albo z niewielką przerwą. Trzeba było do tej zimy podejść taktycznie, mądrze rozłożyć siły. Ale ja mógłbym jeszcze skakać bez przerwy choćby i pół roku. Był taki moment w Lahti, na początku marca, gdy poczułem, że przychodzi nowa dawka energii, drugi oddech. Łukasz Kruczek tak dobiera nam obciążenia, żebyśmy byli najmocniejsi wtedy, kiedy to się najbardziej liczy. Dziś skoki są tak wyrównane, że nie da się cały czas skakać po zwycięstwo. Można natomiast trzymać cały czas dobry poziom, ja za taki uważam miejsca w pierwszej dziesiątce. I to mi się udaje.

Widzisz po rywalach, że niektórzy mają już dość? Peter Prevc ostatnio spuścił z tonu.

- Staram się jak najrzadziej patrzeć na to, co robią rywale, patrzę natomiast po konkursach na wyniki i widzę, kto ma trochę dość, kto się dopiero rozkręca, kto się już rozkręcił, jak Severin Freund, który jest w tym momencie nie do zatrzymania. I to jest świetna wiadomość, bo coś się dzieje, nie ma monotonii.

Dziś bronisz przewagi w Pucharze Świata raczej przed Freundem niż przed Prevcem?

- Ani przed jednym, ani przed drugim. Nie będę patrzył przez ramię, czy są daleko za mną, czy blisko. Mam wpływ tylko na moje skakanie.

Ale wiesz, jaką masz przewagę nad jednym i drugim?

- Nie wiem dokładnie i nie interesuje mnie to w tym momencie.

Niech wystarczy tyle: nawet gdybyś nie przyjechał do Planicy, mieliby niewielką szansę, by cię dogonić [na dwa konkursy przed końcem sezonu Prevc traci 168 pkt, a Freund 197 pkt].

- I tak przyjadę. Nawet się cieszę, że PŚ nie zapewniłem sobie w Oslo. Walka w finale w Planicy będzie bardziej pasowała do dzisiejszych skoków, do ich niesamowicie wyrównanego poziomu. I kibice będą mieli się czym emocjonować, dla mnie to dodatkowy napęd.

Gdy Adam Małysz 13 lat temu zdobywał pierwszą Kulę, w Planicy fetowali go prezydent Kwaśniewski z prezydentem Słowenii. Ktoś już się zapowiedział na twoją fetę?

- Nic mi na ten temat nie wiadomo. Nie odczuwam też jakiejś wielkiej fali popularności po igrzyskach, nie ma boomu na Stocha, nie ma stochomanii. Są miłe sytuacje, miłe gesty, gdy ktoś podejdzie pogratulować albo podziękować. Ale nikt mi nie zagradza drogi, nie jest natarczywy. Mogę się koncentrować na tym, na czym mi najbardziej zależy. A na celebrowanie sukcesów przyjdzie czas. W Planicy nie potrzebuję zaszczytów, żeby było miło. Tam poznałem Ewę, moją żonę, to miejsce mi się kojarzy ze wszystkim, co miłe. Nie tylko dlatego, że to koniec sezonu, tam po prostu jest świetna atmosfera. Warto harować cały rok, żeby sobie na koniec pojechać tam i oddać choć jeden skok za granicę 200 m. Szkoda, że w tym roku nie będzie tam lotów, tylko konkursy na dużej skoczni.

W twojej karierze każdy kolejny sezon był lepszy od poprzedniego. A teraz już wiadomo, że następny lepszy być nie może, motywacja będzie inna. Jaka?

- Zawsze będzie jakiś cel. Przecież moje życie nie składa się tylko z wygrywania. Nawet gdybym wygrał wszystko, mógłbym sobie powiedzieć: chcę być jeszcze lepszym sportowcem, chcę być dobrym człowiekiem. Każdy ma inne priorytety, ale nikt mi nie powie, że to nie jest dostateczna motywacja. Poza tym ja uwielbiam skakać na nartach. Nie muszę wygrywać, by być szczęśliwy. Pewnie teraz najbardziej będzie mnie mobilizował TCS, którego jeszcze nie wygrałem, ale jest naprawdę za wcześnie na rozmowę o odległych celach. Są inne na wyciągnięcie ręki.

Kruczek podał kadrę

Kamil Stoch, Maciej Kot, Jan Ziobro, Piotr Żyła, Dawid Kubacki i Klemens Murańka znaleźli się w składzie reprezentacji Polski na mistrzostwa świata w lotach w Harrachovie. Po czwartkowym treningu trener Łukasz Kruczek wybierze czterech zawodników, którzy tego samego dnia wystąpią w kwalifikacjach. W piątek i sobotę odbędą się łącznie cztery serie konkursu indywidualnego, na niedzielę zaplanowano konkurs drużynowy.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Agora SA